piątek, 31 marca 2023

poetka punka

Na 'Canal+ Dokument' obejrzałem świetny materiał "Patti Smith. Poetka punka". Uwaga, jego kolejna emisja za dwa tygodnie, gdyby czasem ktoś przegapił.
Patti Smith to uosobienie wolności, a niesiona przez nią sztuka orężem i odtrutką. O sobie mówi, że jest normalną ekscentryczką, a ja takich ludzi lubię jakoś bardziej. Inna sprawa, że przede wszystkim lubię jej głos, mądrość, wrażliwość oraz 'ten' uśmiech.
Proszę Państwa, inflacja szaleje, co powoduje, że obecnie najlepiej jest się karmić sztuką. Sztuką przez duże "Sz", a do takiej należy cały katalog dokonań Patti. Bo prawdziwa sztuka chadza niezależnymi ścieżkami, nie ulegając modom chwilówkom. I tutaj nasuwa mi się kadr z jednego z epizodów "Świata Według Kiepskich", kiedy to na parkowej ławce, na piwku oraz pogaduchach, przesiadują Badura z Ferdkiem. Panowie obserwują, jak co rusz ktoś im przebiega przed oczami. A to grupka fitnessów, potem jakiś murzyn i Azjata, cały czas ktoś w pojedynkę lub stadem miga im przed nosem, aż wreszcie, któryś z głównych bohaterów tej scenki, nie pamiętam czy Badura, czy Ferdek, zapytują przebiegającego dresika: dokąd ten tak pędzi? I tu pada odpowiedź, w której przelotniś informuje, iż biegnie zgodnie z postępującym kierunkiem mody. Badura na to: "Panie Ferdku, ja proponuję wbrew dzisiejszym trendom pójść w przeciwnym kierunku". I tak właśnie należy podchodzić do dziedziny muzyki, jaką uprawia Patti, pomimo iż był czas, kiedy to ona była jedną z kreatorek biegu historii.

Moja przygoda z tą niemal demoniczną Amerykanką rozpoczęła się w 1979 roku, kiedy w Wawrzynku natrafiłem na gorący wówczas album "Wave". Jego okładka mocno mnie zafrapowała; potargana czarnowłosa dama, z przykuwającym uwagę obłędem w oczach, przyodziana w biel, jednocześnie trzymająca w obu dłoniach dwa białe ptaszyska. Zdaje się gołębie, zapewne nawet z misją pokojową, acz w zamian wydawać by się mogły stosowniejsze czarne kruki. Okładka rewelacja, a pod nią równie intrygujące piosenki. Pokochałem album od pierwszej z nim fizyczności - i tak trzyma do dziś. Dopiero tyciu później liznąłem najbardziej osławionego "Horses", a z czasem wszystkich pozostałych. I tylko żal, że w dwa tysiące siódmym nie dotarłem na koncert Artystki w moim Poznaniu. Nie mogę sobie darować. Na jedyne, choć mierne wytłumaczenie, niech pójdzie, iż późnym rankiem, właśnie tego samego dnia, zlądowaliśmy z Sebą Kończakiem z chorzowskiego Genesis. Wróciłem z niego totalnie skonany. To był jednak cały dzień pełen emocji, przygód i załamania pogody. Fakt, że jeden z tych życiowo najważniejszych, niedających się zapomnieć.

a.m.


"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl

 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"