Właśnie słucham jego ostatniego, coverowo-premierowego "Now And Then". Świetna rzecz. Paul na soulowo jest równie namiętny, co w mniej drapieżnym obliczu Kiss. Bo ten hałaśliwszy resort grupy nieźle reprezentują jego pozostali kamraci, z Genem Simmonsem na czele.
Wspaniały głos, przyjemna osobowość, szling szlang aparycja, no i rzecz jasna - nieocenione chwile, jakie dała mi twórczość tego Pana. Szkoda, że tej chwili nie doczekał jego Ojciec Williem. Przeuroczy Staruszek, który odszedł w ubiegłym roku w wieku niemal 102 lat! W takich okolicznościach życzyć jego pacholęciu stu lat, graniczyłoby wręcz z nietaktem. Niech zatem Paul żyje dłużej, jeszcze raz dłużej, jak najdłużej!
a.m.