Zachęcam do przeczytania relacji z koncertu BTS, autorstwa Andrzeja z Zielonej Wyspy. Nasz wysłannik, a jednocześnie przyjaciel Nawiedzonego Studia, wybrał się na Stadion Wembley wraz ze swoją córką, oddając się szaleństwu najsłynniejszych aktualnie przedstawicieli k-popu.
==================================
BTS - 1 czerwca 2019 Stadion Wembley.
Czytelnicy „Blogu Nawiedzonego” przecierają pewnie teraz oczy ze zdumienia. Jakie BTS, chyba BJH?! BTS – znani również jako Bangtan Boys to muzyczny fenomen rodem z Korei Południowej. Tworzy go siedmiu młodzieńców – V, J-Hope, RM, Jin, Jimin, Jungkook i Suga. Szturmem podbili światowe listy przebojów, zdobywając ogromną rzeszę fanów. Siedmiu uroczych młodzieńców skradło serca milionów nie tylko dziewcząt i stało się sztandarową grupą nurtu określanego mianem K-popu. Zmieszali razem pop z rapem i elementami rocka, dodali do tego rozbudowaną choreografię, sympatyczny wizerunek i zawojowali świat. Kolejny boys band można powiedzieć. Pewnie tak, ale jakże inny od Backstreet Boys, New Kids On The Block, czy Take That. Egzotyczny, kolorowy, roztańczony.
==================================
BTS - 1 czerwca 2019 Stadion Wembley.
O
co chodzi w całym tym słuchaniu muzyki? Po
co w ogóle poświęcamy temu swój czas? Co liczy się bardziej?
Jakość dźwięku,
ilość zgromadzonych płyt, liczba koncertów, w których
uczestniczyliśmy? Kto
jest większym melomanem – właściciel sprzętu Hi Fi wartego
tyle co dobry
samochód, kolekcjoner posiadający kilka tysięcy płyt, czy
bywalec klubów
jazzowych? Czy znajomość całej dyskografii Yes, Genesis,
Franka Zappy, Dream
Theater i Van Der Graaf Generator nie sprawia, że patrzymy z
góry na fanów popu?
Od czasu do czasu warto zadać sobie te pytania i mam nadzieję
odpowiedzieć, że
słuchamy muzyki bo czyni nas szczęśliwymi, bo daje nam radość.
Ja
sam zamknąłem się w bezpiecznym światku
rocka (z naciskiem na jego artystyczne odcienie i starocie)
oraz muzyki
filmowej. I pewnie długo nie zadałbym sobie powyższych pytań,
gdybym nie wybrał
się z córką do Londynu na koncert grupy BTS.
Czytelnicy „Blogu Nawiedzonego” przecierają pewnie teraz oczy ze zdumienia. Jakie BTS, chyba BJH?! BTS – znani również jako Bangtan Boys to muzyczny fenomen rodem z Korei Południowej. Tworzy go siedmiu młodzieńców – V, J-Hope, RM, Jin, Jimin, Jungkook i Suga. Szturmem podbili światowe listy przebojów, zdobywając ogromną rzeszę fanów. Siedmiu uroczych młodzieńców skradło serca milionów nie tylko dziewcząt i stało się sztandarową grupą nurtu określanego mianem K-popu. Zmieszali razem pop z rapem i elementami rocka, dodali do tego rozbudowaną choreografię, sympatyczny wizerunek i zawojowali świat. Kolejny boys band można powiedzieć. Pewnie tak, ale jakże inny od Backstreet Boys, New Kids On The Block, czy Take That. Egzotyczny, kolorowy, roztańczony.
Daruję
sobie opis perypetii związanych z
zakupem biletów, które rozeszły się w ciągu dwóch godzin,
poszukiwań wolnego
pokoju i planowaniem całej podróży. Przejdę od razu do
konkretów, czyli dnia 1
czerwca kiedy to wyszliśmy z pociągu na stacji Wembley Park i
ruszyliśmy w
kierunku legendarnego stadionu.
Idąc
na ten show spodziewałem się spotkać
tłumy rozentuzjazmowanych nastolatek. I się nie pomyliłem.
Podobno sprzedano 60
tysięcy biletów. Sądząc po hałasie jaki robiła widownia pewnie
tyle właśnie ich
było. Po raz pierwszy byłem na koncercie, na którym
publiczność chóralnie
wykonała wszystkie piosenki wraz z zespołem. Łącznie z tymi
zaśpiewanymi po
koreańsku. Kiedy widownia nie śpiewała, to piszczała i
krzyczała ze szczęścia.
Każdy uśmiech jakiegokolwiek członka grupy, każdy całus
posłany w stronę trybun
wywoływał istną euforię. Mniej więcej przy drugiej, może
trzeciej piosence
większość ludzi wstała z miejsc i nie usiadła do samego końca.
Było coś
optymistycznego w oglądaniu tych tysięcy młodych ludzi,
wywodzących się z
różnych kultur, ras i religii wspólnie bawiących się przy
muzyce. Pewnie zaraz
znajdą się malkontenci, którzy powiedzą, że szkoda, że to nie
była filharmonia,
albo opera. Odpowiem, że aby dorosnąć do opery, trzeba w wieku
kilkunastu lat
słuchać The Beatles, Bee Gees, A-ha, czy właśnie BTS. Nie będę
udawał, że znam
dyskografię tej grupy, ale zapytałem Tosię o tytuły kilku
piosenek, które jakoś
szczególnie wyryły się w mej pamięci, mogę więc powiedzieć, że
podobały mi się
wykonania takich utworów jak: „Dionysus”, „Fire”, „Idol”, czy
spokojna ballada „Epiphany”
zaśpiewana przez Jina. Choć całości wysłuchałem z
przyjemnością.
W
tym momencie warto poświęcić kilka słów
wizualnej oprawie koncertu. Wielkie stadionowe widowiska
wymagają wyjątkowych
efektów i scenografii. Wszystko to mieliśmy w sobotni wieczór
na Wembely. Były fajerwerki,
buchający ogień, fontanny wody, lasery, ogromne telebimy,
wielobarwne
reflektory, confetti, dmuchane pantery, plac zabaw, czy
podniebny spacer
Jungkooka, podczas wykonywania piosenki pt.: „Euphoria”.
Jednak co zachwyciło
mnie najbardziej to tzw. army bomb. Każdy z widzów miał przed
koncertem szansę
nabyć latarenkę w kształcie kuli, zwaną właśnie army bomb. Co
różni to
urządzenie od zwykłej latarki to fakt, że po ściągnięciu na
telefon specjalnej
aplikacji i wpisaniu w niej numeru zajmowanego miejsca,
stawała się ona częścią
oprawy świetlnej, sterowanej centralnie za pośrednictwem
bluetootha. W ten
sposób całe trybuny rozświetliły dziesiątki tysięcy
roztańczonych lampek,
zmieniających kolor, czy migoczących do rytmu muzyki.
Niesamowity efekt,
widoczny zwłaszcza po zmroku. Fantastycznie wypadła również
„meksykańska fala”
wykonana na zakończenie koncertu, właśnie z użyciem army bomb.
Wyglądało to
niczym fluorescencyjny plankton, kołysany falami oceanu.
Kończąc
już moją relację dodam, że były łzy
wzruszenia widzów, jak i chłopców z BTS, były bisy, skandowane
zapewnienia o
dozgonnej miłości, były uśmiechy i dużo radości. Czy trzeba
czegoś więcej?
A
potem 60 tysięcy ludzi, sprawnie pokierowanych
przez obsługę koncertu, rozeszło się do domów. Nie było
przepychanek, biegów do
pociągu, czy stania w długich kolejkach. Jestem pełen uznania,
że taki tłum może
tak szybko opuścić stadion.
Nie
wiem czy
BTS zmieni historię muzyki, nie wiem nawet, czy ktoś
będzie o nich mówił
za 10 czy 20 lat. Wiem jednak, że za 50 – 60 lat, ci już nie
młodzi ludzie,
którzy 1 czerwca 2019 roku zgromadzili się na stadionie
Wembley, ciągle będą
pamiętać ten wieczór, a wspomnienie to będzie miało dla nich
cudowny smak
młodości.
Andrzej Gwoździk
(Kilkenny, Ireland)