wtorek, 18 czerwca 2019

relacja Andrzeja Gwoździka z koncertu BTS

Zachęcam do przeczytania relacji z koncertu BTS, autorstwa Andrzeja z Zielonej Wyspy. Nasz wysłannik, a jednocześnie przyjaciel Nawiedzonego Studia, wybrał się na Stadion Wembley wraz ze swoją córką, oddając się szaleństwu najsłynniejszych aktualnie przedstawicieli k-popu.

==================================


BTS - 1 czerwca 2019 Stadion Wembley.

   O co chodzi w całym tym słuchaniu muzyki? Po co w ogóle poświęcamy temu swój czas? Co liczy się bardziej? Jakość dźwięku, ilość zgromadzonych płyt, liczba koncertów, w których uczestniczyliśmy? Kto jest większym melomanem – właściciel sprzętu Hi Fi wartego tyle co dobry samochód, kolekcjoner posiadający kilka tysięcy płyt, czy bywalec klubów jazzowych? Czy znajomość całej dyskografii Yes, Genesis, Franka Zappy, Dream Theater i Van Der Graaf Generator nie sprawia, że patrzymy z góry na fanów popu? Od czasu do czasu warto zadać sobie te pytania i mam nadzieję odpowiedzieć, że słuchamy muzyki bo czyni nas szczęśliwymi, bo daje nam radość.
   Ja sam zamknąłem się w bezpiecznym światku rocka (z naciskiem na jego artystyczne odcienie i starocie) oraz muzyki filmowej. I pewnie długo nie zadałbym sobie powyższych pytań, gdybym nie wybrał się z córką do Londynu na koncert grupy BTS.


Czytelnicy „Blogu Nawiedzonego” przecierają pewnie teraz oczy ze zdumienia. Jakie BTS, chyba BJH?! BTS – znani również jako Bangtan Boys to muzyczny fenomen rodem z Korei Południowej. Tworzy go siedmiu młodzieńców – V, J-Hope, RM, Jin, Jimin, Jungkook i Suga. Szturmem podbili światowe listy przebojów, zdobywając ogromną rzeszę fanów. Siedmiu uroczych młodzieńców skradło serca milionów nie tylko dziewcząt i stało się sztandarową grupą nurtu określanego mianem K-popu. Zmieszali razem pop z rapem i elementami rocka, dodali do tego rozbudowaną choreografię, sympatyczny wizerunek i zawojowali świat. Kolejny boys band można powiedzieć. Pewnie tak, ale jakże inny od Backstreet Boys, New Kids On The Block, czy Take That. Egzotyczny, kolorowy, roztańczony.
   Daruję sobie opis perypetii związanych z zakupem biletów, które rozeszły się w ciągu dwóch godzin, poszukiwań wolnego pokoju i planowaniem całej podróży. Przejdę od razu do konkretów, czyli dnia 1 czerwca kiedy to wyszliśmy z pociągu na stacji Wembley Park i ruszyliśmy w kierunku legendarnego stadionu.


   Idąc na ten show spodziewałem się spotkać tłumy rozentuzjazmowanych nastolatek. I się nie pomyliłem. Podobno sprzedano 60 tysięcy biletów. Sądząc po hałasie jaki robiła widownia pewnie tyle właśnie ich było. Po raz pierwszy byłem na koncercie, na którym publiczność chóralnie wykonała wszystkie piosenki wraz z zespołem. Łącznie z tymi zaśpiewanymi po koreańsku. Kiedy widownia nie śpiewała, to piszczała i krzyczała ze szczęścia. Każdy uśmiech jakiegokolwiek członka grupy, każdy całus posłany w stronę trybun wywoływał istną euforię. Mniej więcej przy drugiej, może trzeciej piosence większość ludzi wstała z miejsc i nie usiadła do samego końca. Było coś optymistycznego w oglądaniu tych tysięcy młodych ludzi, wywodzących się z różnych kultur, ras i religii wspólnie bawiących się przy muzyce. Pewnie zaraz znajdą się malkontenci, którzy powiedzą, że szkoda, że to nie była filharmonia, albo opera. Odpowiem, że aby dorosnąć do opery, trzeba w wieku kilkunastu lat słuchać The Beatles, Bee Gees, A-ha, czy właśnie BTS. Nie będę udawał, że znam dyskografię tej grupy, ale zapytałem Tosię o tytuły kilku piosenek, które jakoś szczególnie wyryły się w mej pamięci, mogę więc powiedzieć, że podobały mi się wykonania takich utworów jak: „Dionysus”, „Fire”, „Idol”, czy spokojna ballada „Epiphany” zaśpiewana przez Jina. Choć całości wysłuchałem z przyjemnością.


   W tym momencie warto poświęcić kilka słów wizualnej oprawie koncertu. Wielkie stadionowe widowiska wymagają wyjątkowych efektów i scenografii. Wszystko to mieliśmy w sobotni wieczór na Wembely. Były fajerwerki, buchający ogień, fontanny wody, lasery, ogromne telebimy, wielobarwne reflektory, confetti, dmuchane pantery, plac zabaw, czy podniebny spacer Jungkooka, podczas wykonywania piosenki pt.: „Euphoria”. Jednak co zachwyciło mnie najbardziej to tzw. army bomb. Każdy z widzów miał przed koncertem szansę nabyć latarenkę w kształcie kuli, zwaną właśnie army bomb. Co różni to urządzenie od zwykłej latarki to fakt, że po ściągnięciu na telefon specjalnej aplikacji i wpisaniu w niej numeru zajmowanego miejsca, stawała się ona częścią oprawy świetlnej, sterowanej centralnie za pośrednictwem bluetootha. W ten sposób całe trybuny rozświetliły dziesiątki tysięcy roztańczonych lampek, zmieniających kolor, czy migoczących do rytmu muzyki. Niesamowity efekt, widoczny zwłaszcza po zmroku. Fantastycznie wypadła również „meksykańska fala” wykonana na zakończenie koncertu, właśnie z użyciem army bomb. Wyglądało to niczym fluorescencyjny plankton, kołysany falami oceanu.
   Kończąc już moją relację dodam, że były łzy wzruszenia widzów, jak i chłopców z BTS, były bisy, skandowane zapewnienia o dozgonnej miłości, były uśmiechy i dużo radości. Czy trzeba czegoś więcej?
   A potem 60 tysięcy ludzi, sprawnie pokierowanych przez obsługę koncertu, rozeszło się do domów. Nie było przepychanek, biegów do pociągu, czy stania w długich kolejkach. Jestem pełen uznania, że taki tłum może tak szybko opuścić stadion.
   Nie wiem czy BTS zmieni historię muzyki, nie wiem nawet, czy ktoś będzie o nich mówił za 10 czy 20 lat. Wiem jednak, że za 50 – 60 lat, ci już nie młodzi ludzie, którzy 1 czerwca 2019 roku zgromadzili się na stadionie Wembley, ciągle będą pamiętać ten wieczór, a wspomnienie to będzie miało dla nich cudowny smak młodości.



Andrzej Gwoździk 
(Kilkenny, Ireland)