piątek, 14 czerwca 2019

THE WATERBOYS - "Where The Action Is" - (2019) -








THE WATERBOYS
"Where The Action Is"
(COOKING VINYL)

***






Mike Scott uwielbia tworzyć muzykę i z muzyką obcować. Nie cierpi zaś poranków na koncertowych trasach, a w swojej kolekcji płytowej najwięcej posiada dzieł Beatlesów, Rolling Stonesów oraz Boba Dylana. Przy czym, najczęściej rozkoszuje się "Imagine" Johna Lennona. Od dawna podziwia powyższych artystów, jednocześnie nie boi się do własnej twórczości przemycać country, funk, soulu, rock'n'rolla, a co najnowsza płyta pokazuje, nawet scratchów, reggae czy rapu - vide "Take Me There I Will Follow You". I choć do swych zapisków używa komputera, zamiast papierowych arkuszy, nie zapomniał myśleć, czuć, grać oraz śpiewać. Ponadto, wciąż marzy mu się radio z dobrą muzyką, takie wyzbyte reklamodawców. Czy zatem wszystko już wiemy o tym niesamowitym Szkocie? Nie. I mam wrażenie, że nawet znając wszystkie jego dotychczasowe dokonania, nieraz jeszcze będziemy zaskoczeni. Bo, choć w początkowym biegu kariery Scott czytelnie balansował pomiędzy folkiem, post-punkiem a nową falą, tak później przebił się na najbliższy jego sercu wyspiarski folk rock, po czym od płyty "Dream Harder" za każdym razem wiemy, że to On, jednak przylepianie jego produktom wszelakim łatek wydaje się mozolną robotą głupiego.
Zastanawiać może, dlaczego na poprzednim dwupłytowym "Out Of All This Blue" zabrakło utworu tytułowego, a otrzymujemy go właśnie na najnowszym?. Niepotrzebnie, przecież Led Zeppelin także zamieścili tytułowe "Houses Of The Holy" dopiero na kolejnym "Physical Graffiti", podobnie sprawa przedstawiała się z albumem Queen "Sheer Heart Attack", którego nagranie tytułowe musiało poczekać nawet dłużej, przeskakując dwie kolejne płyty, by ostatecznie wylądować na wydanym cztery lata później "News Of The World". Artyści rządzą się własnymi prawami i nie odbierajmy im tego. Na szczęście w jednym z ostatnich wywiadów Mike odniósł się do tytułu najnowszego albumu. Muzyk zaczerpnął go z ponad pięćdziesięcioletniej piosenki Roberta Parkera "Let's Go Baby (Where The Action Is)", a w pewnym jej fragmencie zaśpiewał: "miłość to nie słowa, miłość to działanie". Trzy i pół minuty, z zapałem rozkręcające tę niedługą płytę. Zadziorny śpiew Scotta, rasowa prowadząca gitara, szczypta żeńskich wokaliz, ale są też Hammondy i skrzypce.
Weźmy kolejny fragment - "London Mick". Rock ma się doskonale, gdyby ktoś po tym utworze miał jakieś wątpliwości. Wciśnijcie ten kawał tynku w usta wszystkich niedowiarków, jako rzeczowy dowód. To kompozycja pochodząca jeszcze z poprzedniej sesji, a stanowiąca za hołd dla Micka Jonesa - gitarzysty The Clash. A że The Clash to londyńczycy, stąd "London Mick". Ciekawe, czy Scott odda kiedyś hołd drugiemu wielkiemu Mickowi Jonesowi, jakim wciąż aktywny i utrzymujący wyborną formę gitarzysta Foreigner. Przywołany już wcześniej "Out Of All This Blue", to troszkę zawiesisty numer, o nieco bujankowej melodii, któremu złotych zgłosek w annałach rocka nie wróżę, jednak słucha się go całkiem przyjemnie. Podobnie, jak utrzymane w równie rozleniwionym tempie "Right Side Of Heartbreak (Wrong Side Of Love)" oraz podniosła ballada "In My Time On Earth". Jednak oczkiem w głowie wydaje się 5-minutowe "Ladbroke Grove Symphony". Także wynik poprzedniej sesji, do czego dokręcono klip, a i wetknięto w ramy promującego płytę singla. Ta niezwykłej urody, w miarę dynamiczna piosenka, jest hołdem dla artystycznego serca zachodniego Londynu. A zatem miejsca, w którym Scott przebywał w najwcześniejszych latach Waterboys - czyli w inauguracyjnym okresie dekady 80's, a później jeszcze ponownie w latach 90-tych. Kompozycja zmysłowo opisuje atmosferę tamtych czasów, będąc jednocześnie przyodzianą stosowną muzyką. No i jeszcze w ostatniej fazie skrzypce, jakże łudząco nawiązujące do płyty "This Is The Sea".
Może nieco mniejsze wrażenie wywierają krótkawe "And There's Love" oraz "Then She Made The Lasses O", jak też wspomniany czterominutowy, zupełnie chybiony reggae/funk/rapowany koszmarek "Take Me There I Will Follow You". Natomiast epicki, o PinkFloyd'owskim tytule "Piper At The Gates Of Dawn", intrygująco wieńczy dzieło. Nagranie snuje się jednolitym tempem, po drodze napotykając na subtelne pasaże i akordy skrzypiec oraz pianina. Powstał tu jakby wyciszony hołd dla Syda Barretta, co także odsłania fascynacje Scotta dawną psychodelią oraz uznaniem dla pierwszego wokalisty Pink Floyd. Dużo tych hołdów, prawda? Lecz Mike Scott właśnie taki jest. Nie wstydzi się inspiracji, choć przecież sam inspiruje.
"Where The Action Is" nie jest rewolucyjną płytą i zapewne nie będziemy do niej powracać zbyt często, ale jest płytą potrzebną. Ja także pragnąłbym nareszcie usłyszeć Waterboys w duchu swych dzielnych i niezwykle zdolnych spadkobierców, jakimi coraz popularniejszi The War On Drugs. Wyobraźmy sobie Scotta w atmosferze genialnych płyt "Lost In The Dream" czy "A Deeper Understanding" To dopiero byłoby coś. Póki co, zejdźmy na ziemię, nie wymagajmy zbyt wiele, nie narzekajmy i cieszmy się tym, co jest.






Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"