WHITESNAKE
"Flesh & Blood"
(FRONTIERS RECORDS)
****
Po firmowych okładkach - z lakami i pieczęciami na tle wężowych skór - najnowsze "Flesh & Blood" niemal pewnym krokiem wydaje się kontynuować poprzednie "Forevermore" oraz "Good To Be Bad".
Coverdale czyni swoje, jednocześnie nadal skrywa szczelinę nadziei na wzbicie się do dawnego poziomu bestsellerowych "1987" i "Slip Of The Tongue". Ma ku temu sporo atutów, jakimi przede wszystkim niezła ekipa muzyków - z wybornymi gitarzystami Rebem Beachem i Joelem Hoekstrą na czele. Choć niekiedy da się wyczuć brak na podorędziu drugiego Steve'a Vaia. Na wspomnienie o producenckich czasach Mike'a Stone'a, Keitha Olsena i Mike'a Clinka łezka w oku się kręci, pomimo iż w owej materii przedsiębiorczy kwartet Coverdale-Beach-Hoekstra-McIntyre też nie od macochy.
Tworzenie nowych piosenek "boskiemu" Davidowi nie przychodzi zwiewnym trybem, bo jeśli nie policzymy wspominkowego "The Purple Album" (z nowymi wersjami dawnych numerów Deep Purple), ostatnie w pełni premierowe dzieło miało miejsce przed ośmioma laty. Niegdyś za podobną czasową wyrwę sympatycy AC/DC długo drwili z braci Young, jednak takie pauzy pomiędzy albumami weteranów rocka to już obecnie niemal standard.
Zaskoczeń nie ma, ale chyba nikt ich nie oczekiwał. "Flesh & Blood" jest dokładnie tym, czego się spodziewałem. Otrzymujemy bezlik doprawionego bluesem heavy metalu, którego repertuarową atrakcyjność na swingującym luzie podkreśla cała sekcja.
Zacznę od końca. Koniecznie polecam wersję deluxe, z 15 nagraniami. Co prawda, "If I Can't Have You" niczym nie poraża, jednak pełen charakterystycznej dla Coverdale'a namiętności balladowy blues "Can't Do Right For Doing Wrong", to prawdziwy widok z góry najwyższej. Pod względem dramaturgii kompozycja wydaje się kontynuować o trzy dekady starsze "Sailing Ships". Ale zajrzyjmy do podstawowej wersji albumu, gdyż oczekuje nas tam dużo dobrego. W tym, pod ejtisową nutę odpowiednio nastroszony lakierem "Shut Up & Kiss Me" - promocyjnie zresztą wysunięty na pierwszego singla, bądź "inwokujący" całość, a jednocześnie niezwykłej urody kawałek "Good To See You Again" - cóż za riff !. Fani "wężowych" polubią go od ręki. Ma on jeszcze kilka innych atutów, jak precyzyjnie utkaną i łatwo przyswajalną melodię, plus świetną, choć nieco przykrótkawą gitarową solówkę oraz nabuzowany wściekłością śpiew Coverdale'a. I tutaj, jeśli dla kogoś Whitesnake to tylko "Is This Love", niech sobie odpuści. Zarówno ten, jak również wiele innych numerów - sprokurowanych w pocie rockowego znoju.
Echa klasyków, rodem z Led Zeppelin czy Deep Purple, rozchodzą się po tej płycie, niczym głos po wodzie. Jeśli temu stwierdzeniu nie dadzą wiary zwolennicy teorii, że nie każdy kto ma na kapeluszu piórko jest bażantem, niech gwoli przekonania przyłożą uszu do "Gonna Be Alright", "Trouble Is Your Middle Name", tytułowego "Flesh & Blood", rozpędzonego "Get Up", wodzącego pod klasyczne "Crying In The Rain", "Hey You (You Make Me Rock)" oraz ku delikatnie nasiąkniętemu nutką Wschodu, a ewidentnie podpierającego LedZeppelin'owski baner "Sands Of Time".
Radiowcom polecam chwytliwe i odpowiednio wypolerowane heavy "Always & Forever", plus osadzone w nieco wolniejszym, na pół-marszowym tempie "When I Think Of You (Color Me Blue)". Tak tak, "color", nie "colour". David Coverdale ostał się w Whitesnake już tylko jedynym Brytyjczykiem, pozostali to Włoch i czterech jankesów, stąd wyraźnie pod Amerykę bite "color". Na szczęście zespołowa wielokulturowość buduje w ich szeregach tylko pozytywną synergię. Nawet, jeśli z racji oczywistych Coverdale stoi tutaj odwiecznym hegemonem.
Wróćmy na albumu łono, bowiem przed nami jeszcze zgrabna akustyczna ballada "After All" oraz albumowy klejnot, jakim rozbudowana ballada "Heart Of Stone". Uwielbiam taką atmosferę - od ciszy po krzyk. Ta 6,5-minutowa piosenka wywodzi się z dawnej szkoły stopniowania napięcia, a swą dramaturgią ujmie niejedno skamieniałe serce. Coverdale po raz kolejny w takich chwilach udowadnia, że otrzymał od losu anatomiczny talent do śpiewania.
Nie od razu dostrzegłem walory tej płyty. Trzeba jej trochę posłuchać. I dobrze, przynajmniej nie grozi nam syndrom szybkiego nią znudzenia. Szczerze polecam przygarnąć płód tej klasowej muzyki i niech w nas dojrzewa.
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"