piątek, 10 maja 2019

SOPHIE ELLIS-BEXTOR - "The Song Diaries" - (2019) -








SOPHIE ELLIS - BEXTOR
"The Song Diaries"
(EBGB'S / COOKING VINYL)

**





Nie poprawiajmy natury, bo wyjdzie z tego jeden wielki szczerb. Ta płyta tego dowodem. Otóż Sophie Ellis-Bextor, z odwiecznym muzycznym partnerem Edem Harcourtem wpadli na pomysł, by ze śpiewnika czarującej Angielki wyselekcjonować co lepsze piosenki celem ponownego ich nagrania. I nie byłoby w tym nic niestosownego, lecz tym razem sprawy mają się bez gitar, klawiszy i perkusji, zaś lukę po nich wypełnia usypiająca, niczym dietylowy eter orkiestra smyczkowa. Każdy zatem nośnikowy zestaw wypadałoby dodatkowo zaopatrzyć w przyłóżkową nocną lampkę, jaśka oraz piżamę. Wydawca powinien dokleić jeszcze ostrzeżenie: uwaga, piosenki nie okazują pierwiastków życia.
Nuda, nuda, jeszcze raz nuda. A słowa powyższe pisze człowiek rozkochany w ostatnich dokonaniach Sophie, jakimi cudne płyty "Familia" oraz "Wanderlust". Przecież na gruncie muzyki pop, powyższe reprezentantki wydają się wręcz wzorcowe. Szczególnie, jeśli przykładamy wagę do kunsztu wykonania, nietuzinkowych melodii oraz wrażliwości, jaką los obdarzył tę przeuroczą dziewczynę.
Szkoda, iż tym razem ułuda Sophie zapragnęła podnieść bliski jej naturze pop music do rangi filharmonii, bowiem zamiast piorunów, wyszedł z tego wiatru świst. Posunę się jeszcze dalej, i używając futbolowej terminologii pozwolę dostrzec, iż "The Song Diaries" potrzebuje VAR-u, albowiem cała ta płyta w moim odczuciu zasługuje na podyktowanie przeciw niej jedenastki.
Z nagromadzonych grubo ponad 70-minut muzyki daje się posłuchać jedynie sama końcówka. A konkretnie, ostatnie trzy piosenki. Zdynamizowane, taneczne, i co ważne, z niewysuniętą na plan pierwszy rzewną sekcją smyczkową. Prym wiedzie wygimnastykowana kompozycja pióra jednego z ojców chrzestnych disco, Vincenta Montany Jr. "Love Is You". Dołóżmy do niej utkane podobną dyskotekową aurą "Take Me Home" oraz zamykającą album dance'ową odsłoną największego szlagieru Sophie "Murder On The Dancefloor". Jednocześnie zaznaczę, mówimy tu o wersjach piosenek z końca albumowej setlisty, gdyż ich odpowiedniki występujące we wstępnej fazie "The Song Diaries", gwarantują co najwyżej gibkiego nura w objęcia morfeusza.
Zapomnijmy o tej płycie, zapomnijmy o całej sprawie. Najlepiej unikajmy sprofanowanych oblicz pięknych w pierwowzorach "Young Blood", "Love Is A Camera" czy wspomnianej już "Murder On The Dancefloor". Nie tykajmy też wszystkich pozostałych, którym przyszło właśnie człapać po mierności gruncie.
Całość wpółżywa i ciągnąca, niczym makaron stąd po Archangielsk. Posłuchałem raz, drugi, a nawet trzeci, wreszcie dając CD-playerowi zasłużone wolne, sam zaś zająłem się innymi sprawami.
Trzymam kciuki, by w przyszłości Sophie jednak nie wpadała na podobne pomysły, a kolejna jej płyta dała mi popalić.
Jedna gwiazdka - za ostateczny efekt, plus druga - za głos i ładną buzię.







Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"