Kończący się dzień przynosi wieść o śmierci Marka Frąckowiaka. Znakomitego aktora, którego ról policzyć nie sposób, jednak jako sympatyk kina Barejowskiego pozwolę sobie zwrócić uwagę na jego udział w pełnometrażówce "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz" oraz w serialach "Alternatywy 4" i "Zmiennicy". Oczywiście Pan Marek uwiódł me serce jeszcze wieloma rolami u innych filmowych twórców.
Po raz kolejny magiczne "67". Już jakiś czas temu spostrzegłem, iż ostatnio wyjątkowo wielu artystów umiera w wieku 67 lub 69 lat. Przeklęte liczby, choć ich odpowiedniki jako poszczególne roczniki XX wieku dla muzyki rockowej, bywały na przekór wspaniałe. Ale to już liczby i astrologia. Magia, na której się nie znam. W każdym razie: ogromna strata dla polskiego teatru i kina.
Dowiedziałem się, że Aktor od kilku lat ciężko chorował, a tym samym mocno cierpiał. Ogromnie to wszystko smutne.
Wczoraj natomiast świat muzyki opuścił Liam Davison - gitarzysta akustyczny i elektryczny, a także okazjonalny wokalista brytyjskiej grupy Mostly Autumn. Należy podkreślić: pięknej grupy, która umiejętnie łączy pełnego rozmachu rocka progresywnego z jego stylistyczną korzennością oraz z pokaźną dozą wyspiarskiego folku. Zespół, który powstał w sercu lat 90-tych, a który płytowo zadebiutował pod koniec tamtej właśnie dekady, szybko zdobył uznanie - w tym także w naszym kraju. Pragnę podkreślić, iż Liam Davison był niemal odwiecznym członkiem Jesiennych, występując z nimi - jedynie z niewielką przerwą w 2007 roku - aż do niedawnego 2014 roku. Jego zasług nie sposób oszacować. Wkład, zaangażowanie, plus świetny warsztat, czynią z Liama postać wybitną, która poza słowami uznania, nigdy nie dostąpiła wielkiej sławy. Niestety świat jest pełen
niesprawiedliwości, przecież ja także myśląc o Mostly Autumn, automatycznie przywołuję nazwiska Bryana Josha - wokalisty, gitarzysty i zarazem zespołowego lidera, oraz obecnej wokalistki, a żony Bryana - Olivii Sparnenn. Niegdyś tyczyło to również ex-wokalnej na chwilę obecną frontmanki tej grupy, Heather Findlay. Dlatego nie oczekujmy przy nazwisku Liama Davisona informacji o jego śmierci na telewizyjnych paskach informacyjnych, jak też choćby najmniejszej "histerii", która tak zauważalnie udzieliła się niekoniecznie fanom: Davida Bowiego, Lemmy'ego, Prince'a lub George'a Michaela. Może i dobrze, że nad Liamem pochylą się naprawdę mu bliscy. To uczciwsze.
Ktoś kiedyś powiedział: życie człowieka warte tyle, ilu ludzi przyjdzie na jego pogrzeb. Oj tak, nie ma lepszej weryfikacji.
Andrzej Masłowski tradycyjnym zwyczajem opłakuje umarłych artystów słuchaniem ich muzyki. Tak też dzisiaj przez cały dzień kręcą się przemiennie przeróżne płyty Jesiennych. W chwili, gdy piszę ten tekst, słucham sobie Mostly Autumn grających numery Pink Floyd - płyta "Pink Floyd Revisited". Bardzo przyjemny hołd złożony grupie, która dla tego obozu muzykantów była odwiecznym źródłem muzycznych natchnień i inspiracji. Przyznam, nigdy nie byłem zagorzałym fanem tego albumu, ale dzisiaj podoba mi się wyjątkowo. Nastrój i powaga chwili wyssały z niego wartości najwyższe.
We wczorajszym Nawiedzonym posłuchaliśmy czterech nagrań Mostly Autumn, w tym jednego ze śpiewającym Liamem Davisonem - do spółki z Bryanem Joshem - a konkretnie "Prints In The Stone". Mam nadzieję, że dokonany niemal na kolanie wybór tej, jak i trzech pozostałych kompozycji ("The Last Bright Light", "Goodbye Alone" oraz "Heroes Never Die"), również przypadł Szanownym Państwu do gustu.
Na chwilę obecną nie znam jeszcze przyczyny śmierci Liama, ale czy to takie ważne? Tam, dokąd podążyła jego dusza, wiele dla nas istotnych spraw, nie ma już żadnego znaczenia.
Dzięki Liam za wszystkie nuty i przekazane swe muzyczne pasje, które pozostawiłeś, a teraz brnij do świata lepszego...
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"