niedziela, 9 listopada 2014

ROYAL BLOOD - "Royal Blood" - (2014) -

ROYAL BLOOD
"Royal Blood" - (IMPERIAL GALACTIC LIMITED / WARNER MUSIC) -
*1/2 


Sporo szumu wywołał ten album. Jedni ochrzcili go debiutem roku, inni ujrzeli w Royal Blood apostołów, byli i tacy co usłyszeli drugie Cream, bądź Led Zeppelin.
Dziennikarze uwielbiają co pewien czas wmówić wszystkim jakimi to oni są odkrywcami i znawcami rzeczy. Częstokroć bardzo umiejętnie manipulując na emocjach żądnych czegokolwiek nowego fanów rocka. To działa - naprawdę. Przecież na tej zasadzie zaistniały te wszystkie White Stripesy czy inne tam Queens Of The Stone Age'dże. Można to nawet zrozumieć, trudno by kolejne pokolenia nie miały własnych idoli i tylko słuchały muzyki ojców czy dziadów. Choć jeśli mają słuchać te swoje dziadostwa... Inna sprawa, że te dzisiejsze nudziarstwa Jacka White'a czy beznamiętne naparzanki Josha Homme'a, trudno postawić w równym rzędzie obok dawnych arcydzieł Led Zeppelin, Aerosmith, Free czy Jimiego Hendrixa. A to, że nawet w przypływie chwilowego zgłupienia sam Jimmy Page ujrzał w Royal Blood przyszłość rocka, można potraktować raczej jako miły komplement, jaki każdy z nas serwuje nieurodziwej damie, gdy ta wreszcie coś na siebie założy.
Royal Blood jest kolejną odpowiedzią na modne w ostatnich latach duety, których nieco się namnożyło. Z jednym pozytywnym i naprawdę twórczym wyjątkiem - w postaci The Black Keys. Choć Dan Auerbach i Patrick Carney stanowią za zupełnie inną parę kaloszy i nie mieszajmy ich do tego całego incydentu.
Co zatem przynosi debiut Royal Blood? Ano dziesięć króciutkich kawałków - na tej nieco ponad półgodzinnej płycie. Dziesięć podrasowanych i podładowanych decybelami jednolitych naparzanek. Z do bólu przeciętnymi melodiami i żadnymi chwytliwymi riffami, że o solówkach nawet nie wspomnę, bo tych po prostu nie ma. Z drugiej strony lepiej ich nie grać, skoro to problem. Dlatego Royal Blood nie chwytają za gitary, zamiast tego łupie bas (często robiąc właśnie za samą gitarę) i perkusja. Resztę zipie produkcja.
Naprawdę bardzo pragnąłem wyłowić z tego całego gruzowiska przynajmniej jednego nieklapniętego kwiatka, ale niestety wszystkie jakieś takie powiędłe. Coś czuję, że ta "piękna przygoda" dla Royal Blood skończy się prędzej niż zdążyła rozpocząć, trzeba tylko poczekać na drugą płytę, by zrozumieli to wszyscy, którzy pochopnie dali się na ten knyf nabrać.
Dużo tu napinania jak w spuchniętym balonie, któremu wystarczy tylko niewielkich rozmiarów szpilka, by pierdnął z hukiem.

P.S. Dodatkowe pół gwiazdki za ciekawą okładkę, jedyną godną uwagi rzecz w tym całym zamieszaniu.

P.S.2. Płyta z zasobów mego syna Tomka.



Andrzej Masłowski


RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

(4 godziny na żywo!!!)

===============================

"BLOG NAWIEDZONEGO"
oraz
"BLOG TYLKO O PŁYTACH CD i LP