niedziela, 9 listopada 2014

KOMPENDIUM - Beneath The Waves - (2013) -

KOMPENDIUM
"Beneath The Waves" - (TIGERMOTH) -
***


Pomysłodawcą projektu Kompendium jest niejaki Robert Reed - postać być może szerzej nieznana, jednak wśród sympatyków muzyki art rockowej myślę, że dość ceniona. Współczesnemu odbiorcy jego nazwisko skojarzy się zapewne z grupą Magenta, której przez ostatnie lata przewodniczył. Osobiście nigdy nie przepadałem za tą formacją, za to od dwudziestu lat jestem sporych rozmiarów fanem grupy Cyan. Ze szczególnym naciskiem na ich drugi i pełen uroku album "Pictures From The Other Side". To właśnie na nim, poza okazałym utworem tytułowym, świeciła cudowna ballada "Solitary Angel" czy pełna rozmachu finałowa suita "Nosferatu (Requiem For A Vampire)". Nigdy później Robert Reed nie nagrał niczego równie porywającego. Był tam jeszcze taki podniosły fragment "All Around The World", który to w 2005 roku Reed nagrał ponownie w kilku wersjach i umieścił na specjalnym charytatywnym maxi singlu - własnego projektu ProgAid - na rzecz ocalałych z tsunami, jakie dotknęło wówczas Indonezję, Sri Lankę i jeszcze kilka innych miejsc. Obok mistrza wystąpiło tam kilkudziesięciu "gwiazdorów" rocka progresywnego (m.in. muzycy z Marillion, Pendragon, IQ, Mostly Autumn,....). Po latach Reed spotkał się tam z byłym wokalistą Cyan - Nigelem Voylem - który przecież po odejściu Fisha z Marillion, był jednym z kandydatów na jego miejsce. Długa to historia, ale myślę, że istotna dla sprawy.
Album "Beneath The Waves" jest kolejnym dziełem konceptualnym Roberta Reeda. Tym razem idąc tropem jednorazowego przedsięwzięcia z ProgAid, artysta postanowił ponownie zwołać okazałe (choć już nie tak liczne) grające gremium i zrealizować album pełen rozmachu, na miarę wiekopomnych dzieł. W dzisiejszych czasach zadanie to niezwykle trudne, tym bardziej, że "The Wall", "The Lamb Lies Down On Broadway"czy "Harbour Of Tears" powstały już przecież jakiś czas temu.
Maestro postanowił jednak zmierzyć się z niełatwym zadaniem, do którego zaprosił chociażby takie osobowości, jak: Steve Hackett (ex-Genesis), Gavin Harrison (Porcupine Tree), Nick Beggs (ex-Kajagoogoo, Steven Wilson, ...), Nick Barrett (Pendragon), Troy Donockley (Iona), Jakko Jakszyk (King Crimson), Mel Collins (Circus, Camel, King Crimson, ...) i kilku innych.... Do pełni szczęścia zaangażował orkiestrę, chór, a nawet operowych śpiewaków, natomiast dwoma głównymi wokalnymi rolami obdarował mało do tej pory znaną Angharad Brinn oraz coraz prężniej pnącego się w górę Steve'a Balsamo (Eric Woolfson, Meat Loaf, Jon Lord, ..... )
Powstała płyta przesiąknięta melancholijnym prog rockiem i brytyjskim folkiem. Choć nie tylko, bowiem w utworach "Lost" czy "Sole Survivor" pojawiają się również echa muzyki afrykańskiej, przywołującej na myśl twórczość popowych Red Box. Całość została zestawiona w formie suity, dlatego trudno tę płytę podzielić na pojedyncze i wyrwane z kontekstu fragmenty, pomimo iż z takowych przecież ta się składa.
"Beneath The Waves" jako concept album niesie ze sobą także opowiedzianą historię. Tym razem jest nią romantyczna i zarazem mroczna opowieść o człowieku dręczonym wyrzutami sumienia. Naszego bohatera żona popełniła samobójstwo po śmierci ich dziecka, przypisując mu tym samym winę za całokształt. Pewnego razu podczas sztormu ten cudem się ratuje, nabiera przez to przekonania, że pomógł mu w tym duch jego żony, jednak po pewnym czasie znika na zawsze w innych i zarazem niewyjaśnionych okolicznościach.
Szkoda tylko, że całemu dziełu nieco brakuje jakiegoś większego urozmaicenia, gdyż wszystko jawi się taką do bólu "ładnością". Całość brnie sobie tempami wolno-średnimi, a symfoniczno-podniosłe tło tylko grzecznie stoi u boku tych niemal pieśni czy hymnów - a czasem i nawet pewnego rodzaju szant. Brakuje tu jakiegoś szaleństwa, a nawet brzydoty - tak dla kontrastu. Czegoś co potrafiłoby raz po raz oderwać, a później przykuć ponownie. Panujący tu podniosły nastrój powagi tworzy nieco rzewny, żeby nie powiedzieć mdły rodzaj patosu.
Mimo wszystko polecam "Beneath The Waves". Najbardziej chyba fanom Genesis czy Marillion, a nawet miłośnikom Camelowskiego "Harbour Of Tears". Choć miłośnicy grupy Iona czy późnego Dare, także powinni znaleźć tu nieco dla siebie. I choć nie sądzę, by ta płyta ujęła ich jak dzieła powyższych, to jednak warto jej posłuchać.



Andrzej Masłowski


RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

(4 godziny na żywo!!!)

===============================

"BLOG NAWIEDZONEGO"
oraz
"BLOG TYLKO O PŁYTACH CD i LP