sobota, 29 października 2022

wyprzedaże garażowe

Jakoś niedawno, ze trzy/cztery tygodnie temu, zadzwoniła moja z krwi i kości, acz od 1988 roku jednak już 'amerykańska' Siostrzyczka. -- "Brachol, słuchaj, przełączmy się teraz na wideo telefon. Właśnie jestem na wyprzedażach garażowych i są płyty" - tak mniej więcej rozpoczęliśmy wspólne, krótkie popołudnie. Ela pochłonięta kupowaniem babskich hocków-klocków, wiecie, wazoniki, szmatki, itp... Ogólne szkoda forsy, ale dziewczyny już tak mają, że widzą cały świat w przedmiotowych duperelach. Ale pomyślała i o mnie, tak też w odpowiednim miejscu przystanęła, gdy przed jedną z posesji ktoś wystawił (co się wkrótce okazało) bezczelnie tanie winyle plus nieco kompaktów. No więc, przez kamerkę przeryłem oba na podorędziu kartony z longami, choć w nich raczej grzeczne nastroje, takie mood lub music for pleasure, zaś wszystkie wyłapane mym łapczywym wzrokiem winyle Barry'ego Manilowa akurat posiadam. Szybka więc przerzutka do kompaktów. Tam też z początku tak sobie, choć cena za egzemplarz zachęcająca, tak też pomyślałem, może wyłowię ze dwa/trzy dla siebie, a resztę się spienięży. Wszak tłoczenia amerykańskie windują wartość muzyki nawet tej, która na pierwszy rzut ucha wydaje się mniej atrakcyjna.

No to jedziemy. Z początku ecie pecie, po zakończeniu owego początku i wejścia już w fazę środkową, nadal tylko niegroźne lajciki, typu Kenny G. albo sielankowe, czytaj: mniej podrasowane rockiem country, więc w pewnej chwili pomyślałem, że może na tym zabawę zakończymy, aż tu znienacka wyłania się Sierżant Pieprz Beatlesów, a kadr za nim "Magical Mystery Tour". Myślę, i co z tego, że mam, przecież to stare amerykańce, wyglądające na pierwsze tłoczenia, bierz bracie, nie zwlekaj myślami, bo ci zaraz przed nos właduje się jakaś włochata amerykańska łapa i nie zaśniesz. I w tym momencie Ela dopytuje sprzedającą o cenę tych kompaktów. Wyrok: 50 centów za sztukę. O ja pierniczę. Pół dolca, toż to dyskredytacja wobec zapisanej na nich sztuki. Biorę tych Bitlaji nawet, gdyby byli podniszczeni i nadawali się już tylko pod tackę do kawy. I kiedy po dalszym diggin' naszło mnie, iż oba te Beatles'owskie strzały to jednak odosobnione przypadki, będące chlubą w tym jednak ckliwym zbiorze, coś raptem ruszyło. I to z kopyta. Bo oto proszę, za chwilę Judas Priest "Painkiller", a do tego kapitalna kompilacja J.J. Cale'a "The Very Best Of". Okay, też już mam, ale to jest jednak Ameryka panie. Po chwili zaskoczenie, Ela wyciąga z kartonu i przykłada do kamery "Very Best Of" Dave'a Masona. Wow! Nie miałem. Chcę! Posiadam na półce parę jego rzeczy na winylach, ale na CD dotąd nic. Ale radocha. Podobnie, jak z wyłowionego chwilę później amerykańskiego bicia przefajnej filmowej kompilacji Yanniego. Też na półce nie miałem. No to już mam. Ale popatrzcie, co jeszcze: składak Booker T. & The MG's, a nawet Fight Roba Halforda. Co prawda, tych Fight nigdy nie lubiłem, więc może sprzedam i w to miejsce kupię coś z półki moich fascynacji, podobnie jak upłynnię Lenny'ego Kravitza, którego również nigdy nie potrafiłem ugryźć z żadnej ze stron. Ach, zapomniałbym, a to takie fajne coś, i właśnie przesłuchuję: ścieżka do filmu "The Mirror Has Two Faces", ze słodką, na pół baśniową muzyką Marvina Hamlischa oraz piosenkami Barbry Streisand, Bryana Adamsa i Richarda Marxa, saksofonem Davida Sanborna, co nawet potężnym "Nessun Dorma" w przecudownym 'wydzierunku' Luciano Pavarottiego.
Ależ miłe wertowanie. Nawet wirtualnie przez telefon, ale jednak to wciąż baraszkowanie po prawdziwych nośnikach. I liczę jeszcze kiedyś na podobne harce, płytowe przytulanki z garażowych likwidacji, tym bardziej, że Sisterka targować też się potrafi, ostatecznie wszystkich dziesięć płyt kupując za cztery dolce! Czujecie? Czterdzieści centów za tytuł. I wczoraj właśnie wszystkie paką dojechały. Nie same oczywiście, albowiem głównym napędem przesyłki parę nowych ciuchów, a te płyty jedynie na doczepkę. Jednak wiecie, że ja przede wszystkim to właśnie na nie czekałem. I teraz uwaga, bo sam nie dałbym wiary, wszystkie w stanie idealnym! Albo więc niesłuchane, albo ktoś z pietyzmem, szacunkiem i wysoką kulturą. Płyty wyglądają kolekcjonersko. Ameryka panie, Ameryka.

a.m.