Satyryk Tadeusz Drozda miał niegdyś skecz, w którym celująco wbił się w buty przeciętnego zjadacza chleba, i za jego sprawą odniósł się do postrzegania kultury i sztuki. "Bo jak się ma przed sobą taką sztukę, trudno zachować kulturę" - kto pamięta sympatycznego Leszka w serialu "Daleko od szosy", który tak oto skontrował pewnego zarozumiałego typka, sugerując mu swoje studiowanie na iluzorycznym wydziale "kultury i sztuki"? W owej humoresce wysłał więc Pan Tadek siebie do teatru, opery, wypożyczalni video oraz do filharmonii. I właśnie o tę ostatnią gałąź zahaczmy. Nasz znudzony bohater, który w niej zasiadł stwierdził, iż muzycy w ogóle nie potrafili grać, a jedynie coś rzępolili. Jeden z filarów dawnej "Elity" jednocześnie stwierdził, iż spośród całej zgromadzonej na scenie orkiestry, tylko jeden znał się na muzyce, a był nim facet w czarnym fraku, który przez cały czas trwania koncertu groził muzykantom kijem, iż ci nie umieją grać. Konkludując Pan Tadzio dodał: co to za muzyka? Nic, tylko jakieś "yyyyy" i "eeeee", podczas gdy on chętnie by sobie posłuchał jakiejś poleczki lub skocznego oberka.
Przed kilkoma dniami, jeden ze Słuchaczy Nawiedzonego Studia podsunął ciekawy wątek na naszej "audycyjnej" Facebookowej Grupie. Aby dyskusja nabrała rumieńców, zacytował moje słowa - co z uwagi na zbliżający się okres przedawnienia sprawdziłem - wypowiedziane na Blogu Nawiedzonego w grudniu 2012 roku. Sprawa dotyczyła mego uczestnictwa w poznańskim koncercie Thomasa Andersa. Opisując tamten wieczór odniosłem się do popularnych niegdyś Modern Talking, i oto cytuję: "Jestem pewien, iż wielu obłudników dobrze bawiło się niegdyś przy ich piosenkach, i także ma z nimi równie wartościowe wspomnienia, choć głupio im się do tego przyznać, by nie wytykano ich palcami, że jak to taki niby fan King Crimson, Van Der Graaf Generator czy Genesis, a słucha takiej młócki. Uważam, że trzeba być szczerym wobec nie tylko innych, ale przede wszystkim wobec siebie (...)". Nietrudno domyślić się, iż po wywołaniu wilka z lasu rozgorzała dyskusja, której rozmiary można przyrównać do porządnej ulewy. Polegała ona na biciu się w pierś oraz wyjawianiu dawnych "muzycznych" grzechów. I tu nawet tkwię w przekonaniu, iż te niby dawne grzeszki, jednak pokutują do chwili obecnej. Tyle, że wraz z upływem lat wielu z nas coraz trudniej przyznaje się do ciągłego sympatyzowania z Sandrą bądź C.C. Catch, więc najlepiej powołać się na ośli okres życia, zaś takich Bad Boys Blue lub Savage'a obecnie słuchać z ukrycia, przy zdmuchniętych świecach i opuszczonych roletach.
W komentarzach zrobiło się tłoczniej, niż podczas mej niedawnej wizyty na Moście Karola w Pradze. Odniosłem nawet wrażenie, iż większość Słuchaczy N.S. najchętniej cichaczem dopłaciłoby szefostwu mojej rozgłośni, by przekonało prowadzącego do porzucenia wielbionego przez niego rockowego łojenia na rzecz słodkich pierdu pierdu Fancy'ego, Kena Laszlo lub wspomnianych Młodych Tłoczków. Pójdę dalej, jestem nawet przekonany, iż za tego faktem zwiększyłaby się słuchalność Afery, i to o dobrych kilkaset procent. Kolejnym zyskiem byłoby wytępienie narastającej z niedzieli na poniedziałek plagi śpiochów.
Mam w chałupie pełne szafy takiej muzyczki. Lekkiej, łatwej i niekonfliktowej. Niegdyś lubiłem, dużo słuchałem, to i zapełniałem pokój badziewskim italo disco, itp. wynalazkami, których już obecnie nie cierpię. Gdybym jednak zechciał, mógłbym tworzyć najlepsze ejtisowe audycje. Na szczęście, Nawiedzone Studio nie jest żadną radiową potańcówką, czy tym podobną łatwizną FM.
Kilka godzin temu inny Słuchacz, na tejże samej FB stronie, podziękował za niedzielną prezentację płyty Cobra "First Strike". Post doczekał się kilku niedostrzegalnych reakcji, co po raz niepierwszy utwierdziło mnie w przekonaniu, że jednak najbardziej lubimy piosenki, które już kiedyś słyszeliśmy.
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"
==================================
Grupa na Facebooku:
"Nawiedzone Studio - Słuchacze"
Przed kilkoma dniami, jeden ze Słuchaczy Nawiedzonego Studia podsunął ciekawy wątek na naszej "audycyjnej" Facebookowej Grupie. Aby dyskusja nabrała rumieńców, zacytował moje słowa - co z uwagi na zbliżający się okres przedawnienia sprawdziłem - wypowiedziane na Blogu Nawiedzonego w grudniu 2012 roku. Sprawa dotyczyła mego uczestnictwa w poznańskim koncercie Thomasa Andersa. Opisując tamten wieczór odniosłem się do popularnych niegdyś Modern Talking, i oto cytuję: "Jestem pewien, iż wielu obłudników dobrze bawiło się niegdyś przy ich piosenkach, i także ma z nimi równie wartościowe wspomnienia, choć głupio im się do tego przyznać, by nie wytykano ich palcami, że jak to taki niby fan King Crimson, Van Der Graaf Generator czy Genesis, a słucha takiej młócki. Uważam, że trzeba być szczerym wobec nie tylko innych, ale przede wszystkim wobec siebie (...)". Nietrudno domyślić się, iż po wywołaniu wilka z lasu rozgorzała dyskusja, której rozmiary można przyrównać do porządnej ulewy. Polegała ona na biciu się w pierś oraz wyjawianiu dawnych "muzycznych" grzechów. I tu nawet tkwię w przekonaniu, iż te niby dawne grzeszki, jednak pokutują do chwili obecnej. Tyle, że wraz z upływem lat wielu z nas coraz trudniej przyznaje się do ciągłego sympatyzowania z Sandrą bądź C.C. Catch, więc najlepiej powołać się na ośli okres życia, zaś takich Bad Boys Blue lub Savage'a obecnie słuchać z ukrycia, przy zdmuchniętych świecach i opuszczonych roletach.
W komentarzach zrobiło się tłoczniej, niż podczas mej niedawnej wizyty na Moście Karola w Pradze. Odniosłem nawet wrażenie, iż większość Słuchaczy N.S. najchętniej cichaczem dopłaciłoby szefostwu mojej rozgłośni, by przekonało prowadzącego do porzucenia wielbionego przez niego rockowego łojenia na rzecz słodkich pierdu pierdu Fancy'ego, Kena Laszlo lub wspomnianych Młodych Tłoczków. Pójdę dalej, jestem nawet przekonany, iż za tego faktem zwiększyłaby się słuchalność Afery, i to o dobrych kilkaset procent. Kolejnym zyskiem byłoby wytępienie narastającej z niedzieli na poniedziałek plagi śpiochów.
Mam w chałupie pełne szafy takiej muzyczki. Lekkiej, łatwej i niekonfliktowej. Niegdyś lubiłem, dużo słuchałem, to i zapełniałem pokój badziewskim italo disco, itp. wynalazkami, których już obecnie nie cierpię. Gdybym jednak zechciał, mógłbym tworzyć najlepsze ejtisowe audycje. Na szczęście, Nawiedzone Studio nie jest żadną radiową potańcówką, czy tym podobną łatwizną FM.
Kilka godzin temu inny Słuchacz, na tejże samej FB stronie, podziękował za niedzielną prezentację płyty Cobra "First Strike". Post doczekał się kilku niedostrzegalnych reakcji, co po raz niepierwszy utwierdziło mnie w przekonaniu, że jednak najbardziej lubimy piosenki, które już kiedyś słyszeliśmy.
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"
==================================
Grupa na Facebooku:
"Nawiedzone Studio - Słuchacze"