LEBOWSKI
"Galactica"
(CINEMATIC MEDIA)
***3/4
Mają długi staż, lecz dorobek skromny. Do tej pory na ich koncie widniał tylko jeden studyjny album, plus jeden koncertowy. Chociaż gwoli ścisłości, należy do nich doszlusować jeszcze dwa single, na które w stosownym czasie załapali się tylko nieliczni.
Najnowsza "Galactica" nie zawiera zbyt wiele premierowego materiału. Większość zawartych tu tematów poznaliśmy już za sprawą wspomnianych singli oraz dzięki nieodległemu albumowi koncertowemu. Co prawda, "Goodbye My Joy", "The Doosan Way", "Galactica" czy "Mirage Avenue", w nowych opracowaniach nabrały swoistej krasy, lecz wyznam, że liczyłem na nieco więcej nieznanej mi dotąd muzyki. Jednym ze spełnionych oczekiwań, świetne "Midnight Syndrome" - z lekko orientalizującą wokalizą Katarzyny Dziubak.
Mam do tego zespołu spory szacunek, ponieważ nie tworząc zbyt wiele, tylko za sprawą niesłychanego talentu "doigrali" się własnego stylu, co w obecnej gęstej i tabloidalnej muzycznej rzeczywistości sztuką jest nie lada. I co istotne, wszystko za pomocą prostych środków. Z muzyką bez słów, gdzie warunki dyktują gitara, bas, instrumenty klawiszowe oraz perkusja. Tylko tyle, i aż tyle. Wystarczy jednak z zamkniętymi oczyma nastawić tę płytę, i od razu wiemy, że to Lebowscy. Kompozytorska wyobraźnia panów Marcina Łuczaja oraz Marcina Grzegorczyka gwarantują jakość pierwszego garnituru.
Całość dryfuje ponad wstępne plany tworzenia jedynie nieokreślonej muzyki pod banderą X muzy do wyimaginowanych filmów - choć niekiedy doprawionej autentycznymi cytatami z rodzimego "cinematic"-cznego" podwórka. Że pozwolę sobie na neologizm, zainspirowany zresztą tytułem ich pierwszego albumu.
Środowisko dawno wpędziło Lebowskich na grunt progresywnego rocka, a przecież biorąc pod uwagę tylko nasze skromne krajowe podwórko, Szczecinianie nie są za grosz podobni do żadnych Collage, SBB, Millenium, Walfad, Amarok, Exodus, Albion czy jakichkolwiek innych wykonawców, którzy właśnie teraz przychodzą Wam na myśl. W tym ich siła, oryginalność, a co za tym idzie, gwarantowana nieprzemijalność. To, że na ich wielobarwnej muzyce dotąd nie poznała się jeszcze zachodnia dziennikarska śmietanka, jest tylko kwestią czasu, a i tamtych gryzipiórów ostatnim tchnieniem. Wierzę, że niebawem płyt Lebowskich będzie poszukiwać podobnej liczebności grono odbiorców, które obecnie do utraty tchu kolekcjonuje wszystkie wydawnictwa naszych eksportowych Riverside.
Lebowski mają w sobie to "coś". Z lekkością dozują nastrojowość i zmysłowość, choć niekiedy potrafią też solidnie przyłożyć - jak choćby we fragmentach "White Elephant". Czyli utworu, który podobnie jak "Midnight Syndrome", pretenduje do miana kolejnego zespołowego przeboju. Jednocześnie życzyłbym grupie oraz sobie więcej zaskoczeń, typu azjatyckie smaczki w "The Doosan Way", bądź trąbka skrzydłówka Markusa Stockhausena w obłędnym "Goodbye My Joy". Ten niezwykły albumowy fragment huknął wręcz z siłą wściekłego trotylu, pomimo iż de facto musnął delikatnością kociej elegancji. Dzięki podobnym zabiegom wiemy, iż obcujemy z zespołem, którego stać na inwencję, kreatywność, a przede wszystkim na zaskakiwanie. To tak, jak znaleźć się w rozpędzonym expressie, który gna przez świat bez oczekiwań na komunikat o stacji kończącej bieg.
Nie dostąpiłem osłupienia, gdyż właśnie takiej muzyki się spodziewałem. Dlatego "Galactica" to w niczym niezaskakująca, acz udana i ciekawa płyta, jeszcze bardziej frapującego zespołu. Zespołu, który niegdyś wzbił się na pewien poziom, a teraz nie daje radarom spuścić z oczu. Jednocześnie wyznam, iż z niecierpliwością czekam na ich niedeklarowaną, za to autentycznie galaktyczną płytę, którą z łakomstwem wchłonie również jakaś kosmiczna czarna dziura. Mimo wszystko, "Galactica" i tak zawiera kawał oryginalnego, przeuroczego oraz nienowoczesnego prog rocka, za którego przyczynkiem Lebowscy wznoszą toast, buchając tym samym bąbelkami w ewentualnych niedowiarków własnego talentu.
P.S. Słowa uznania dla nieocenionego Piotrka "nie tylko maszyny są naszą pasją". Bo chyba tylko dzięki niemu znamy tę muzykę, a oprócz tegoż oczywistego faktu, Piotr zaprasza Szanownych Państwa w sobotę 13 kwietnia br. do Suchego Lasu na koncert grup RPWL oraz LEBOWSKI. Bilety już w sprzedaży.
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"
==================================
Grupa na Facebooku:
"Nawiedzone Studio - Słuchacze"