piątek, 31 sierpnia 2018

MAD MAX - "35" - (2018) -







MAD MAX
"35"
(STEAMHAMMER)

***1/2




W tytułowym "Thirty 5" usłyszymy: "... gramy od pieprzonych trzydziestu pięciu lat, i jedziemy dalej...". Powiedziałbym, że nawet od trzydziestu sześciu. Grupa przecież powstała, gdy Iron Maiden - już z Brucem Dickinsonem w składzie - wstrząsnęli genialnym "The Number Of The Beast", a Scorpionsi nareszcie w "Blackout" przyłożyli tak, że szyby z okien. No, może za wyjątkiem ich wcześniejszej prekursorskiej torpedy, jaką pierwsza na stronie B zbioru "Lovedrive", dwu- i półminutowa "Can't Get Enough".
Z początku Mad Max mieli ambicje podążać drogą wytyczoną przez twórców NWOBHM - na co wskazują pierwsze trzy albumy - jednak z czasem zdali sobie sprawę, że w ich żyłach płynie germańska krew, więc niczym Scorpions, Running Wild czy Accept wypracowali własny styl. I tak oto do teraz sprawy toczą się konsekwentnie, a najnowsza płyta, ni specjalnie lepsza czy gorsza od wcześniejszych, posuwa ich artystyczną myśl ku przyszłości.
Mad Max w swej bujnej karierze poddawani byli licznym roszadom personalnym, co nie przeszkadzało stać na froncie Michaelowi Vossowi - wokaliście, gitarzyście, producentowi, jak też głównemu dostarczycielowi kompozycji. Bo szef jest tylko jeden.
"35" nie powinno zawieść dotychczasowych wielbicieli grupy. Pośród jedenastu kompozycji, połowa albumu wydaje się wręcz znakomita. Już na samym wstępie, tuż po intro "The Hutch", wyłania się nośny i przebojowy "Running To Paradise". Rzecz balansująca pomiędzy klasycznymi dokonaniami Dokken, Krokus (choć nie ten wokal) i dajmy na to Saxon. I dość podobnie, choć może z nieco mniejszą siłą rażenia, popieści nas "Beat Of The Heart", bądź "Goodbye To You", ale już na terytorium "D.A.M.N." (co stanowi za skrót od Devil's After Me Now) czy "Snowdance", nie wpuszczajmy dzieciaków bez opieki.
Skoro przed chwilą pozwoliłem sobie przywołać grupę Dokken, to jej wielbiciele powinni przyłożyć przysłowiowego ucha na dostępnym tu, a solidnie dokonanym coverze "Paris Is Burning". Jest zarazem okazja na konfrontację najnowszej interpretacji Niemców z aktualną formą ekipy Dona Dokkena, albowiem tamta formacja niedawno wykonywała tę piosenkę podczas japońskiej trasy, świętującej 30-lecie ich najsłynniejszego koncertowego albumu "Beast From The East" - w dodatku w na chwilę zreformowanym oryginalnym, najsilniejszym składzie.
Jest również na "35" pewna wybijająca się kompozycja, a jej tytuł: "Rocky Road". Coś w rodzaju ballady-hymnu, gdzie nie zabraknie także porywającego i słusznego heavy, natomiast pod jej koniec wykluje się stosowna, niemal ogniskowa gwizdanka. Piosenkę rozpoczyna koncertowa wrzawa, po czym w refleksyjnym tonie wyłaniają się słowa: "...byłem młody i miałem marzenie, aby podróżować z moją gitarą po świecie, którego nigdy nie widziałem... czego udało mi się dokonać...". Bo marzenia należy spełniać.






Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"