poniedziałek, 27 sierpnia 2018

ALEX LIFESON ukończył 65 lat !!!

27 sierpnia 1953 roku na świat przyszedł Alexandar Zivojinovich, którego wszyscy znamy jako Alexa Lifesona. Ten kanadyjski gitarzysta stanowi za jedną trzecią grupy Rush - że tak oficjalnie rozpocznę.
W minionym tygodniu 70-urodziny obchodził Robert Plant, a dzisiaj 65-te Alex Lifeson. W tak miłych okolicznościach pragnę życzyć Artyście wszystkiego najlepszego! Najbardziej jednak zdrowia, którego szczególnie potrzebuje.
Przyznam, że od ogłoszonej w 2015 roku informacji o dokuczającym mu artretyzmie przestałem śledzić losy jego choroby, co nie oznacza, że o nim nie myślę, czy też nie powracam do jego nagrań. Przy tej okazji również pragnę wyrazić solidarność z jego kolegą zespołowym, Neilem Peartem, któremu także niedawno doskwierał problem z ramieniem, niepozwalający z komfortem grać na perkusji.
Wracając do Alexa Lifesona... otóż, niezwykle cenię jego umiejętności, jaką bez wątpienia oryginalna technika gry, brzmienie gitary, jak też warsztat kompozytorski, który uprawia do spółki z Geddym Lee. Tym samym pozostawiając warstwę liryczną Neilowi Peartowi. To się nazywa perfekcyjnie działająca machina, składająca się z trzech doskonałych trybów. Choć raczej powinienem pisać w czasie przeszłym, albowiem cała trójka niedawno zapewniała, iż z racji perturbacji zdrowotnych dwóch trzecich składu, nie ma co liczyć na kontynuację zespołowej działalności. Potworna szkoda. Całe życie odkładałem w czasie chęć ujrzenia Rush na żywo, nigdy się nie udało, a ewentualne ziszczenie marzeń mogę już teraz rozpatrywać w kategoriach cudu.
Rush poznałem stosunkowo późno, za to od razu z najwyższej półki. Gdy miałem szesnaście lat na rynek trafił LP "Moving Pictures", i był to strzał w dziesiątkę. Płytę zdobyłem niemal błyskawicznie, więc jak na tamte lata naprawdę byłem na czasie. Przesłuchałem ją wówczas chyba z wszystkimi muzycznymi kompanami. Byliśmy zachwyceni. Mieliśmy wrażenie obcowania z czymś zjawiskowym, i chyba nikt z nas nie był daleko od prawdy. Dziś każdy sympatyk Rush niemal najwyżej ceni płytę, którą właśnie rozpoczyna nieszablonowa piosenka "Tom Sawyer". Opowieść o chłopcu, z którym osobiście i ja identyfikuję się charakterologicznie.
Jedynej płyty Alexa Lifesona, jakiej nie cierpię, to wydany w latach dziewięćdziesiątych solowy projekt Victor. Według mnie, rzecz nienadająca się do słuchania - to też w swoim czasie wyleciała z domowej płytoteki. Jednak muzyka Rush, poza nielicznymi wyjątkami (ostatnie cztery albumy), to miód na moje uszy. Najbardziej lubię wspomniany album "Moving Pictures" - prawdziwa memorabilia, ponadto "Roll The Bones" oraz równie mocno "Presto". Ze starszych zaś: "A Farewell To Kings" oraz debiutancki "Rush" - na którym perkusistą był jeszcze John Rutsey. Zawarte tam kompozycje: "Finding My Way", "Working Man", a szczególnie "Here Again", to cuda nad cudami.
Przyznam, nie pamiętałem o urodzinach Lifesona, przypomniał mi o nich internet. Nieważne, przecież zawsze dobrym ludziom życzę jak najlepiej. Każdego dnia i o każdej porze. Nie potrzebując do tego specjalnych zaproszeń.






Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"