wtorek, 22 sierpnia 2017

AMORPHIS - Poznań, klub "u Bazyla", 21.08.2017

Bardzo długo nie chwytałem za Amorphis. Przełom nastąpił w 2009 roku, kiedy to polecił mi grupę pewien dobry znajomy. Akurat nowością była fantastyczna "Skyforger", którą zanim sobie kupiłem, najpierw posłuchałem z użyczonego egzemplarza. I od samego początku wiedziałem, że decydując się na zakup limitowanej edycji tej płyty, łyknę egzemplarz uszkodzony. A konkretnie: z fragmentarycznie wyciętymi pojedynczymi ścieżkami w kompozycjach "My Sun" oraz tytułowym "Skyforger". Ponoć pudełkowa edycja (okrojona o jeden numer) grała bez zarzutu. Zakochałem się w albumie po uszy, choć niekoniecznie miałem ochotę pójść za ciosem i brać się za ich wcześniejsze dokonania. Poza tym dostałem ostrzeżenie, że starsze płyty wcale nie muszą wywołać we mnie podobnie entuzjastycznych reakcji. I w ten oto sposób do dzisiaj nie liznąłem Amorphis sprzed "Silent Waters".
Pamiętam jak wyczekiwałem kolejnej po "Skyforger" płyty "The Beginning Of Times". Z początku czułem lekkie rozczarowanie, jednak z czasem pokochałem ją chyba najbardziej. Choć dla jasności, ostatnia jak dotąd "Under The Red Cloud", też przecież niczego sobie. W dodatku dzieło to, jest dobitnym przykładem, że nie wolno wypuszczać z rąk edycji limitowanych. Nie wyobrażam sobie zostać ograbionym o dwa finałowe dodatki: "Come The Spring" oraz "Winter's Sleep".
Ale my tu gadu gadu, a przecież wczoraj w klubie "u Bazyla" można było się Finom przyjrzeć z bliska, no i posłuchać śpiewająco-ryczącego Tomiego Joutsena. Kurdupel z niego, choć dźwiga w sobie głos, niczym Conan. Tomi władał fajnym, takim nieco wikingowym mikrofonem, a on sam to jedna wielka energia. Facet daje z siebie sto procent, a gdyby mógł, to by najchętniej wyskoczył z siebie i stanął obok.
W zasadzie pozostała piątka kompanów skazana została tylko na odegranie swego, albowiem całą uwagę komasował na sobie Tomi. A przecież pięknie tworzyły się folk-metalowe struktury za sprawą gitar i klawiszy. No tak, ale lider może być tylko jeden. Zaskakujące, że Tomi lubi sobie więcej pogrowlingować, niż pośpiewać czystym - notabene wspaniałym - głosem. Troszkę szkoda, bo choć jego growling naprawdę bardzo lubię, to jednak czysty wokal ma dużo fajniejszy. Gdy się jednak śpiewa dwutorowo, w dodatku z takim zaangażowaniem, to nie dziwmy się, że już po circa pięciu kwadransach było po sprawie. W tym zawarty także jeden trzy-utworowy bis, i tyle. O kolejny nawet nie było szans uprosić, bowiem błyskawicznie wypuszczona sugestywna taśma, pozbawiła nadziei na ewentualne dalsze losy Amorphis na poznańskiej scenie. Zespół jeszcze z niej nie zszedł, a ludzie już w tył zwrot, światła do boju, i do widzenia - po koncercie. Pięknie było. Co ja mam Państwu powiedzieć? Opowiadać o czymś, czego się samemu nie przeżyło, to jak wytłumaczyć smak najpyszniejszej potrawy.
Posłuchać na żywca "Under The Red Blood", "Bad Blood", "Sacrifice" i jeszcze kilkunastu innych petard, było fajnym i niezapomnianym przeżyciem.
Nie daje mi tylko spokoju wyciągnięcie na ten koncert kolegi/przyjaciela Petera. Biedaczysko bardzo lubi rocka, a nawet niektóre odmiany heavy, jednak Amorphis mogli być dla niego nazbyt ekstremalni. Miałem, i mam, pewien wyrzut sumienia, pomimo zapewnień z jego strony, że naprawdę było fajowo.
Odpuściliśmy supportujących krajan z Warmii - o stosownej nazwie Varmia. Ponoć niesłusznie. Dookoła padały zapewnienia, że chłopacy pokazali klasę. Na usprawiedliwienie zarzucę hak na Petera, który po dzień wcześniejszej długiej leśnej wyprawie, był totalnie wykończony. I to on mnie ubłagał, by nie zmuszać do wielogodzinnego dreptania w miejscu. Rozumiem faceta, wszak oboje jesteśmy już zdrowo po pięćdziesiątce. To i tak cud, że my takie stare ramole, wciąż chadzamy na koncerty heavymetalowe, podczas gdy nasi rówieśnicy z reguły grzeją pantofle, bądź po prostu nimi są.

P.S. Amorphis rozpoczęli o 20.50, a ponoć Varmia już o 19.30.





Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


("... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze")