piątek, 18 września 2015

wczoraj RPWL zagrali w Suchym Lesie, i inne tam....

jeszcze zapieczętowane
Nie mogłem się doczekać, spałem coś krótko, wiadomo - dziś premiera najnowszego Davida Gilmoura. Musiałem mieć od razu. Oczywiście wersję deluxe. Innej sobie nie wyobrażam. No bo jak tu kupić Mercedesa na stomilowskich oponach. Piękne pudło, trzeba przyznać. W Saturnie w dziale nowości wystawione obie wersje. Podstawowa prawie sześćdziesiąt złotych, limitowana bez złotówki dziewięćdziesiąt. Zazwyczaj bandycko drogi Empik, tym razem ponoć ma utrzeć nochala Saturnowi i przez pierwszych kilka dni oferować wersję podstawową za tylko nieco ponad czterdzieści złotych. To się nazywa konkurencja.
Nie znalazłem na półce nowego albumu Zdzisławy Sośnickiej, ale Pani z obsługi właśnie przyjmująca pakiet kompaktów powiedziała, że zaraz, tylko właśnie go musi wycenić. Jak rzekła..... tak nawet podała do rąk własnych. Choć bez uśmiechu, jak to do niedawna jeszcze było w zwyczaju. Zdaje się już mnie nie lubić. Od pewnego czasu na mój widok robi minę, niczym koń dupę do bata. No cóż....bywa.
RPWL w pierwszej części koncertu
Wczoraj z przyjaciółmi wybrałem się do Suchego Lasu na wspaniały koncert RPWL. Który to już raz.... Tym razem na nieco inny szoł, albowiem złożony z repertuaru Pink Floyd. Jakże miło prześlizgiwał się po ścianach Biblioteki Publicznej i Centrum Kultury materiał skomponowany oryginalnie pomiędzy latami 1967-1975. Zaczęli od suity "The Man And The Journey" - złożonej z tych najstarszych kompozycji (m.in. "Cymbaline", "Green Is The Colour", "Careful With That Axe, Eugene", itd....), by w drugiej części odbyć wędrówkę po płytach "Dark Side Of The Moon" i "Wish You Were Here", kończąc dwoma własnymi utworami, tj: "Hole In The Sky" oraz "Roses". Całości towarzyszyły smakowite wizualizacje, dźwięk kwadrofoniczny (w ogóle bardzo dobry dźwięk !!!) i przyjemna atmosfera wśród publiczności.
RPWL bardzo się rozwijają, nawet jeśli w muzycznych inspiracjach coraz chętniej cofają się do dawnych lat.
Organizator koncertu Piotrek Grausch, zapowiadając całe to uroczyste wydarzenie, zwrócił uwagę na datę - 17 września 1969 roku. Wczoraj było dokładnie 46 lat od koncertu Pink Floyd, kiedy to właśnie muzycy zaprezentowali publiczności w Amsterdamie suitę "The Man And The Journey".
Warto docenić basistę RPWL Wernera Tausa, który okazał się u boku Yogiego Langa, nie tylko dobrym śpiewakiem, ale i też krzykaczem, o czym można się było przekonać w "Ostrożnie z tą siekierą, Eugeniuszu".
Po koncercie nawet jeden z kolegów/przyjaciół uciął mi wspólną fotkę z gitarzystą Kallem Wallnerem i Piotrkiem Grauschem, ale niestety zdjątko na śmietnik. Nie znoszę być uśmiechnięty, a tylko tak mnie w kadrze zapamiętano. Nie będzie zatem pamiątki. Za to przybiłem grabę Kallemu, a to radość i zaszczyt wielki.
Ogromne słowa podziękowania i uznania dla Piotrka za zorganizowanie tego koncertu.
Po powrocie do domu załapałem się jeszcze na ostatnie dwadzieścia minut meczu Kolejorza ze słabiutkimi Portugalczykami z Belenenses. To był mecz zarówno do przegrania, jak i wygrania. Wszystko mogło rozwiązać się za sprawą jednej przypadkowej bramki. Nie strzelił nikt, więc remis sprawiedliwy.
Przy okazji, "słowa uznania" dla kiboli-ksenofobów, którzy swą postawą (m.in. nie przychodząc na mecz) pokazali, ile ich miłość do Kolejorza (bo do odmiennych rasowo ludzi, tym bardziej) tak naprawdę jest warta. Wśród tych, co przyszli, też nie zabrakło jołopów, skoro potrafili skandować chamskie hasła przeciwko uchodźcom. Gdyby czasem sami nie znaleźli kiedyś miejsca na świecie, ni domu, niech o pomoc nie proszą.




Andrzej Masłowski


RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 

 www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00



"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"


Centrum Kultury i Biblioteka Publiczna w Suchym Lesie. Miejsce wczorajszego koncertu RPWL