"Moveable Feast Europe-Poland Tour 2014" jest jakby sympatyczną powtórką z ubiegłorocznego tournee o podobnej nazwie. Czyli kontynuacja promocji najnowszego albumu (i bardzo zyskującego wraz z upływem czasu!) "A Feast Of Consequences".
Szkoda tylko, że jeszcze się dobrze koncert nie rozpoczął, a już kilku moczymordów nachlanych plebskim piwskiem obijało się o przyalejkowo rozstawionych spokojnych fanów. Nie dość , że bydło się schlało przed "misterium Fishowskim pańskim", to jeszcze później co chwilę ciągnęło do żłopu , by prześmiergnąć tym chmielowym syfem do reszty.
Nie wiem jak to jest, że na każdym występie Fisha poza kilkoma stałymi ochlejami , nie brakuje jeszcze gaduło-wydzieraczy. Czyli takich, którym muzyka przeszkadza, więc muszą ją przekrzykiwać, żyjąc w przekonaniu o swojej "fajności". Na szczęście z reguły ich ktoś ucisza - nie tylko zawsze ja - by ktoś sobie nie pomyślał. Dzisiaj nawet ochroniarze jednego nachałę wyrzucili z sali w stylu kowbojskim. Zupełnie w klimacie westernów z Johnem Waynem, a więc facet obrywa tak, że aż przelatuje przez salonowe drzwi. O pardon - "saloonowe". A tylko dlatego, że po kilku bąblach chmielu miał ochotę realizatorowi koncertu poprzestawiać suwaki według własnego widzimisię. Spuśćmy na takowych zasłonę miłosierdzia.
Fish wyszedł, ładne się ukłonił, rzucił "dobry wieczór Poznań", tuż po chwili jego band się rozegrał, a sam maestro wpadł w wir muzyki - oczywiście wraz z tłumem. Bo na Fishu tylko bywa tłumnie. Jak On to robi, że zawsze zapełni każdą salę. I to chyba nie zawsze tymi samymi ludźmi, bowiem tym razem nie spotkałem na szczęście nikogo znajomego. Choć jednej koleżanki Marysi wypatrywałem, ale tak to już w życiu bywa, że fajnych ludzi bracie nie uwidisz, a moczymordy ci się na szyję rzucają.
Muzyce Fisha towarzyszyła fajna (choć podobna do tej ub.rocznej) oprawa sceniczna, tj. filmy, kadry obrazów, okładki płyt, itp.... To dobry patent, tak przy okazji, bo jeśli ktoś nie może się połapać w repertuarze artysty, to dzięki tym wizualizacjom pozostaje wśród żywych.
Na pewno twórczość Fisha nie należy do łatwo przyswajalnej i zdecydowanie odbiega od marillionowskiej melodyki, przez co niektórym "fanom" trudno jest ustać w miejscu. Wiercą się zatem nieustannie, a to wychodzą z sali, po chwili wchodzą z powrotem, po czym stojąc wreszcie zmieniają co chwila środek ciężkości, i tym podobnie.... To jednak dotyczy głównie zgromadzonych w dalszych rzędach, ponieważ ci z przodu pilnują zdobycznych miejsc nawet jeśli pęcherz prze. .
A na samej scenie sączy się piękna sztuka, którą prawdziwi fani gatunku obserwują z precyzją każdej kropli potu na czole swego idola. A ów idol pod powłoką drwala nosi w sobie wiele wrażliwości i pięknie to artykułuje. Ten facet śpiewa o ważnych sprawach, i to nie tylko własnych, bo chciałby także za pomocą piosenek naprawić ten świat. Stąd tyle poklasku dla choćby wspaniałej suity jaką jest "High Wood" - z ostatniego longplaya. Jednak nie tylko, bo i dla "Incubus", "Slainthe Mhath", "Vigil", "Manchmal", "Feast Of Consequences", "Big Wedge", "Heart Of Lothian" i kilku innych .....także owacji nie zabrakło.
Było jak zwykle - czytaj: jak zwykle świetnie. See you again Mr.Fish.
P.S. Supportem była polska grupa Ryba And The Witches. Zagrali z energią The Cult melodie spod znaku Depeche Mode, The Mission czy Sisters Of Mercy. Całkiem ciekawie. Szkoda tylko, że dudniło i jazgotało z głośników podczas ich występu. Wiem, że support "musi mieć" zawsze gorzej, no ale żeby aż tak rażąco?
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
(4 godziny na żywo!!!)
===============================
"BLOG NAWIEDZONEGO"
oraz
"BLOG TYLKO O PŁYTACH CD i LP
rejestracja z Fish'owskiego tour-busu |
przyczepa do busa z takimi samymi numerami rejestracyjnymi |
komplet - autobus z przyczepką |