wczorajszy dzień a koncert Fisha
(10 października 2013 - "Eskulap", Poznań) - promocja nowego albumu Fisha "A Feast Of Consequences"
("MOVEABLE FEAST TOUR - 2013")
Nie napiszę recenzji z koncertu. Coś nie jestem w nastroju. Sporo runęło na mą głowę. Czekają mnie nie lada wydatki. Trzasnął mi komputer i przyjdzie kupić nowy. Na szczęście zlitowała się nade mną moja Mama, która pożyczyła swój sprzęt. Do tego wczoraj, już miałem wychodzić na koncert, a tu telefon od Syna, że mu kobieta przyłożyła autem. Na szczęście lekko. Obyło się bez żadnych ran. Aby tego było mało, to jeszcze po koncercie przychodzę do domu, włączam sprzęt i wzmacniacz szlag trafił. Nie miałem ochoty już na nic, a co dopiero na pisanie relacji z koncertu Fisha.
Na samym koncercie też byłem obecny tylko ciałem. Tak to mogę
określić. Coś tam słyszałem, coś zobaczyłem, lecz duchem nie chłonąłem. I
tak przeleciały mi te nieco ponad dwie godziny, podczas których
pogadałem dodatkowo z kilkoma znajomymi. A o tym, jaki to fajny koncert,
a jaki to utwór Fish wykonał lepiej, a czego komu zabrakło, bądź co kogo
zadowoliło ... Stałem pomiędzy tym wszystkim i tylko coś tam do mnie docierało.
Jedno jest pewne, serca to ja do muzyki nie miałem za grosz.
Teraz
tylko boję się tych wszystkich przepytujących mnie "pytajdeł". Wielu z
nich poczuje się dobrze po słowach: "stary, nie miałem wczoraj do tego
głowy". Zaraz padnie: "aaaa, to czyli kiepsko było? , tak myślałem,
dobrze, że nie poszedłem". Typowo polskie podejście. Uff, zaoszczędziłem
sporo kasy, bo Masłowski nie jest zachwycony - rzuci jeden z drugim. A
Masłowski, byłby zapewne zachwycony wczorajszym wspaniałym koncertem,
gdyby tylko powyższe klimaty nie zbiły go z tropu. C'est La Vie - jak to
śpiewał niegdyś Greg Lake. Tylko dlaczego tych słów nie można używać
przy milszych okazjach.
No to krótko, Fish i jego czterej kompanii zaserwowali szoł około
2-godzinny. Rozpoczęli od "Perfume River". To kompozycja z najnowszej
płyty, z której to płyty można było jeszcze posłuchać: "Feast Of
Consequences", "Blind To The Beautiful" czy suity "The High Wood". Choć
owa suita wydaje mi się, że nie była idealnie zagrana w całości. Głowy
jednak pod topór nie podstawię, bowiem najnowszego długograja Fisha wciąż się uczę. Ze
starszych kompozycji zapamiętałem "Mr 1470", "Lucky" (na bis) czy "Dark
Star". Oczywiście nie mogło zabraknąć akcentów marillionowskich, a więc:
Freaks" (na bis), "He Knows You Know" (gdzieś tam w środku), no i
skrócone wersje "Assassing", czy "White Feather" (w drugiej części spektaklu).
Tyle co zapamiętałem na dziś. Często po kilku dniach pamięć przywraca więcej.
Fish
generalnie w dobrej kondycji, choć nie wszystko jednak potrafił wyciągnąć głosowymi
strunami. Wówczas z reguły Ryba stosuje pewien profesjonalny zabieg, że niby oddala mikrofon
od ust, no i przez to nie wszystko tenże zbiera. Podobnie jak przed laty
w Blue Nocie wygłupiał się Joe Bonamassa. Także, stary chwyt, ale nie na takich grzybków jak ja. Jednak wielu go kupi.
Reasumując, był to na pewno bardzo dobry koncert, tyle że mnie wczoraj opuściły dobre duszki.
P.S. Dobrym pomysłem scenograficznym było slajdowanie okładek płyt. Co widać na zdjęciach. Dzięki temu, wiadomym było z jakiej płyty (czy singla) Fish w danym momencie śpiewa piosenkę.
P.S.2. Rozmawiałem dzisiaj z pewną uroczą damą, która wczoraj zabawiła w "Blue Note" na koncercie Gordona Haskella. Ponoć publika dopisała, a Gordon "smędził" należycie. Marzę zatem od dziś, by go niegdyś posłuchać na żywca. I oby nic tej przyjemności nie odebrało.
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
(4 godziny na żywo!!!)