***
Kolejna płyta Eltona Johna, na której rządzi "ten" głos i jego fortepian. Cała reszta (gitara, wiolonczela, tamburyn, puzon, tuba, klawisze, ...) to już tylko mniej lub bardziej dotkliwe ozdobniki. Ale jest jeszcze jeden element obowiązkowy - kompozycje spółki Elton John & Bernie Taupin. Niezawodne jak smak Pepsi Coli czy dostojność Mercedesa.
"The Diving Board" rozpoczyna się piosenką "Oceans Away" , opracowaną tylko na głos i fortepian. Przeważnie takie rzeczy pozostawia się dla podniosłych finałów, z ciągnącymi się w nieskończoność napisami na ekranie. Od samego początku zatem wiadomo, że nie będzie to album z szalonym Eltonem, tańczącym nad klawiaturą , poprzebieranym w różnorakie kolorowe fatałaszki. Taki Elton John to już dawne dzieje.
Po takim wstępie, można oczekiwać wiele. Tym bardziej, że następna piosenka "Oscar Wilde Gets Out", to jeden z najmocniejszych akcentów płyty. Przewijający się przez cały niemal czas fortepianowy motyw, flirtuje z okazjonalnymi partiami wiolonczeli, a Elton John snuje opowieść o Oscarze Wilde'edzie - irlandzkim prozaiku i poecie, który za swe biseksualne skłonności przesiedział jakiś czas w więzieniu, rujnując zdrowie i wkrótce potem umierając. I o tym mniej więcej jest ta piosenka. Trochę smutna , trochę romantyczna. Takiego Eltona chyba lubię najbardziej.
Jest na tej płycie jeszcze kilka bardzo podniosłych piosenek. Skłaniających do zadumy, do myślenia, no i na szczęście nie pozbawionych ładnych melodii. Jak choćby taka nieco żywsza ballada "Can't Stay Alone Tonight" ("... nie mogę i nie chcę tego wieczoru być osamotnionym...") czy windowana na przebój "Home Again" - o tym, że dom to takie miejsce, z którego na pewnym etapie życia chcemy uciec, po czym przychodzi czas , gdy pragniemy do niego wrócić.
Elton John jak zawsze śpiewa tak, jakby za chwilę świat miał się skończyć. I nawet jeśli już na tej płycie nie znajdziemy równie pięknych melodii jak w powyżej wyróżnionych kompozycjach , to i tak obcowanie ze wszystkimi pozostałymi dostarcza niemałej satysfakcji.
Należy jeszcze zwrócić uwagę na nieco zwolniony walczyk "The New Fever Waltz" lub na efektowną partię fortepianu w "My Quicksand" - zahaczającą o klasyczny temat z dzieła "W grocie Króla Gór" - Edwarda Griega.
Mamy tu jeszcze garstkę bluesa w tytułowym "The Diving Board", ale i bliski klimatom spod znaku Raya Charlesa flirt - w gospelującym "Mexican Vacation (Kids In The Candlelight)".
Muzyk zaplanował album niczym jedną zwartą całość, przyozdabiając co pewien czas piosenki trzema instrumentalnymi miniaturami, ochrzczonymi wspólnym tytułem "Dream".
Nie jest to arcydzieło na miarę żadnego z dawnych jego dokonań, a i nie zachwyca ono jak choćby kilka płyt wydanych w okolicach 1990 roku, jednak trochę żałuję, że o tym co u niego najlepsze, myślę już w czasie przeszłym.
P.S. Wersja Deluxe jest bogatsza o cztery nagrania. Trzy z nich, stanowią zapis piosenek na żywo ze studia Capitol (z oklaskami!), które pojawiły się już w podstawowej części albumu, a za "nowość" stanowi tutaj jedynie piosenka "Candlelit Bedroom". Zgrabna ballada, z ładnym solo na gitarze i podniosłym refrenem, choć na pewno nie zapadająca jakość szczególnie w pamięć.
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
(4 godziny na żywo!!!)