DOWN 'N' OUTZ
"This Is How We Roll"
(BLUDGEON RIFFOLA / UMC)
****3/4
"This Is How We Roll" jest taką wisienką, że aż tort wymięka. Trzeci studyjny album "Zdechlaków" tym razem dostarcza w pełni autorską twórczość (do niedawna grupa uroczo przemeblowywała klasyki Mott The Hoople - i niekoniecznie te najbardziej znane), niekiedy dryfując pod najczystszą krew Def Leppard. Nie dziwne, skoro mikrofon ściska Joe Elliott - wokalista tamtej, a właśnie wywołanej do tablicy rock-legendy. Jejciu, ależ on chomikuje kapitalny głos! Już tylko dla jego śpiewania warto wysłużyć gramofonowy pasek. Resztę bandu stanowią muzycy Quireboys (gitarzyści Paul Guerin oraz Guy Griffin, plus organista/pianista Keith Weir), perkusista Tokyo Dragons - Phil Martini, plus basistka Vixen - Share Ross. Płyta nie wiedzieć czemu, wciąż u nas nie do kupienia. A i ja naczekałem się, zanim ugasiłem wzniecony żar podniety.
I żadne z nich Zdechlaki (vide Down 'n' Outz), a pierwszego sortu rock'n'rollowo-glamowy soft metal, urozmaicony kilkoma obłędnie dobrymi, a wbitymi w kaftan Def Leppard balladami. Bo głowę daję, gdyby takie "Goodbye Mr. Jones", "Last Man Standing", a już szczególnie "Let It Shine", powstały z objęć Leppardów tak ze trzy dekady temu, do dzisiaj byłyby hitami na miarę bukietu killerów wysokooktanowej "Pyromanii" oraz multiplatynowej "Hysterii". Już pierwsze z nimi obcowanie uprasza się o wielomilionową sprzedaż, choć każdy z nas wie, że finałem sprawy będzie niewielka ilość kliknięć na wyprutym z dobrego smaku You Tube'ie. Dzisiaj wartość muzyki mierzy się kliknięciami, nie wydawaniem ostatniej forsy na ukochanych artystów.
Skoro ośmieliłem się posłużyć nazwą Def Leppard, proszę zweryfikujcie me ku nim odniesienia, chociażby na podstawie kilku innych zapisanych tu ścieżek, co tytułowe "This Is How We Roll" (tutaj nawet chórki się zgadzają) czy iście wystrzałowego "Boys Don't Cry". To dopiero niezła, a wyhodowana na zasadach albumu "High N' Dry" melodia. Co jeszcze? Ano jeszcze jedna, a doprawiona smyczkami, przefajna ballada "Walking To Babylon", a dla odmiany rozweselony i niekiedy w atmosferze cyrkowy numer "Creatures", plus ciekawe intro do "Boys Don't Cry", którego aura wije się wokół monotonnej katarynki. Dodajmy jeszcze udany albumowy wstępniak "Another Man's War" - którego na wstępie wyeksponowane piano zdecydowanie puszcza oko ku wielbionych przez Zdechlaków Mott The Hoople. Inna sprawa, Joe Elliott ma tutaj równie atrakcyjną chrypkę, co Ian Hunter, a nawet inny wielbiciel Motts, jakim ex-GreatWhite'owy Jack Russell.
Ciekawa jest również końcówka. Trzy, co prawda oddzielone od siebie utwory, idealnie jednak do siebie przylegające. To niespełna minutowe, a kontynuujące nieco wcześniejszy temat "Music Box", akustyczno-gitarowe "Music Box Reprise (Griff's Lament)", po którym następuję najdłuższe w zestawie, trochę niczym nadany mu tytuł, zwariowane "White Punks On Dope", po czym wyłania się - pachnące burleską - minutowe outro "The Destruction Of Hideous Objects Part 3".
Wszystko pasuje, wszystko klei się niczym ofiary do kameleonowego jęzora. Nad wyraz atrakcyjny album. A to, że dzisiaj takie granie siedzi w cieniu tych wszystkich chilloutów, rapów czy vocoderowo przetworzonego dance-popu, możemy tylko podziękować ogólnej bylejakości, która bez wiz buszuje po terytoriach prawdziwej sztuki, gwałcąc poczucie estetyki.
"This Is How We Roll" przejdzie bez echa - to już pewne. Album nawet nie sztachnie się odrobiną należnej chwały i trzeba żyć dalej.
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"