HAMMERFALL
"Dominion"
(NAPALM RECORDS)
***
Wszystko podług heavy przykazań oraz ukonstytuowanego przed ponad dwudziestoma laty stylu demonstrują na najnowszej płycie szwedzcy bonza power metalu, HammerFall.
Na poprzednie "Built To Last" muzycy spłodzili tak dobre melodie, iż gwoli równowagi tym razem zabrakło im należytego zapału dla właśnie wyklutego "Dominion". Ale HammerFall już tak mają, po dziełach wybitnych ("Glory To The Brave", "Legacy Of Kings", "No Victory, No Sacrifice" czy wspomniane "Built To Last" - tam mieli taki apetyt na sukces, że aż pożerali nuty!) niekiedy przytrafiają im się zdecydowanie przeciętniejsze ("Infected" czy "Threshold"). Tkwi w tym nawet pewna logika, a i na horyzoncie wyłania się nadzieja, iż następne dziełko kto wie, być może znowu zwali z nóg. I choć wiadomym, że rzeczywistość z rzadka przebija marzenia, musimy je mieć. Nie zapalajmy więc zniczy, skoro wciąż świeci słońce.
Na "Dominion" kilka nagrań uwidacznia, a być może tylko symuluje kryzys twórczy (otwierające "Never Forgive, Never Forget", "Testify" czy "One Against The World" - wszystkie na straty), lecz oby ten zainscenizowany regres serio nie wgryzł się w skóry tych zacnych grajków.
Tak naprawdę różnicę czynią tu trzy kompozycje. I tak się akurat składa, że wszystkie zestawiono jedna po drugiej w ścisłym albumowym centrum. Przede wszystkim świetne i jednocześnie wybrane na singiel "(We Make) Sweden Rock". Kawałek stanowiący za hołd dla szwedzkiego rock/metalu, choć pada tu również pejoratywny ukłon dla Judasza. A może ekipa Cansa i Dronjaka śle tu jednak oczko ku substancjalnym brytyjskim grzesznikom z Judas Priest?
HammerFall od zawsze grają waleczny, a zarazem gloryfikujący rozejm wszystkich narodów metal, tak więc w ich ustach sformułowania: odłóżcie broń, walczmy o prawdziwe życie, nie żadną dogorywającą iluzję, i tym przeróżnego kalibru podobne komunikaty, są tak oczywiste, jak nastający po nocy dzień, a po burzy spokój. W podobnym tonie wobec tego na pół metalowego hymnu utrzymany został jeszcze mocniej rozpędzony "Scars Of A Generation". Utwór, który nosi podobne przebojowe znamiona, i tylko czas osądzi, czy lud zechce go na koncertowych setlistach za kolejną dekadę, dwie lub nawet trzy. Pomiędzy tymi mocarnymi hammerami, subtelnie utkano kolejną w bogatym dorobku Skandynawów balladę - "Second To One". Utwór z tej samej plantacji, co "I Believe" czy "Remember Yesterday", choć zdecydowanie nie mający szans w konfrontacji z dostawioną ostatnim akordem płyty "Glory To The Brave" tamtejszą przecudowną tytułową hymn/balladą.
Całkiem dobre wrażenie wzbudza jeszcze "Bloodline" - szczególnie utrzymana w IronMaiden'owskim stylu końcówka oraz równie przyjemne gitarowe szarże, którym w sukurs podąża rycerski chór, plus dosiadający ten numer swym sporo wyższym wokalnym rejestrem maestro Cans. To także murowany kandydat na przebój. Dzięki temu łącznie otrzymujemy cztery bardzo dobre kawałki, na których tle resztę wypełniają już tylko typowe przeciętniaki. No chyba, że komuś wymsknie się jeszcze łezka przy - podrasowanej raczej miękką zbroją - balladce "And Yet I Smile".
Konkludując zapewnię, iż obowiązujący tytuł "Dominion", zdecydowanie na wyrost. Album raczej powinien drasnąć o przegródkę: "middle class metal".
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"