ECHO & THE BUNNYMEN
"The John Peel Sessions 1979-1983"
(WEA / KOROVA / BBC)
****
Legenda głosi, że gdyby nie John Peel, Echo & The Bunnymen przepadliby z kretesem. Ta niezwykle zasłużona dla wyspiarskiej muzyki postać, w zasadzie zarysowała grupie tor, jakim przez resztę samodzielnego życia przyszło jej podążać. Dlatego trochę wstyd, że dopiero teraz narodziła się tak istotna płyta. Oczywista geneza formacji, a i punkt wyjścia dla jej dalszych losów. To właśnie w tym okresie ukonstytuował się rozpoznawalny styl, który stał się kolejnym łakomym kąskiem dla pożeraczy spokrewnionych dokonań, jakimi legitymizowały się ekipy: Gene Loves Jezebel, The Church, The Cure czy nawet The Comsat Angels.
"The John Peel Sessions 1979-1983" - co już wyjaśnia sam tytuł - obejmuje najwcześniejsze lata post-punkowo-nowofalowych liverpoolczyków. Dla wielu hołdowników talentu McCullocha i Sergeanta są to w zasadzie lata najważniejsze. Jeszcze zanim grupa lekko wypolerowała brzmienie i zdobyła szersze uznanie. Panuje tu więc szlachetna dla tej muzyki surowizna, a nasi bohaterowie jak zawsze oferują sporą jakość. A co istotne, większość materiału realizowano z tzw. marszu, bez żadnych nakładek czy innych polerek, co tylko dodaje pożądanej pikanterii.
Otrzymujemy 21 kawałków wydobytych z archiwum BBC, rejestrujących pełne mozołu chwile, o czym niech także zaświadczy pewien fragment listu, pióra jednego z najokazalszych posępnych rock-śpiewaków, a jednocześnie utalentowanego kompozytora oraz słowotwórcy Iana McCullocha, który w imieniu wszystkich Bunnymen skierował się do Johna Peela: "... dziwna to była sesja, a jeszcze przeziębiłem się podczas śpiewania...". I choć wszystko powstawało w okresie pierwszych trzech albumów, pojawia się tu również ponad połowa nagrań zasilających wydany dopiero w 1984 roku "Ocean Rain" ("Nocturnal Me", "Seven Seas", "Silver", "Ocean Rain", "My Kingdom", "The Killing Moon"). Jednak największą ciekawostką stoją kompozycje spoza zasobności dyskograficznych albumów, jak: "Watch Out Below", "No Hands", "An Equation", "Taking Advantage" czy "That Golden Smile".
Menu poniższej płyty wydaje się na tyle atrakcyjne, iż dotychczasowych sympatyków grupy raczej namawiać do niczego nie muszę. Przy nadarzonej okazji chętnie powalczyłbym o ewentualnych nieprzekonanych. Być może ujmie ich naturalność tej muzyki, jej prostota i bezpośredniość. Nawet, jeśli w tym muzycznym worze znajdą oni tyle uśmiechu, co na twarzy Bustera Keatona.
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"