poniedziałek, 26 marca 2018

Facebook, get out !

Wczorajsze Nawiedzone Studio zdecydowanie pod dyktando dwóch sympatycznych filmów, które w ostatnich dniach wyemitowały stacje Polsat Film ("La Bamba") oraz TVN Fabuła ("Szkoła Rocka"). Oba jak najbardziej aktualne, z tematami, które nigdy się nie przedawnią. "La Bamba" opisująca przebieg krótkiej kariery świetnie zapowiadającego się Ritchiego Valensa, a któremu nawet nie przyszło dobić pełnoletności. Z kolei, "Szkoła Rocka" jest filmem w miarę młodym i zdecydowanie fikcyjnym, jednak szumnie rock'n'rollowym i obalającym nudną szkolną katorgę. Katorgę, która w naszym krótkim życiu na niewiele się zda. Wszyscy wszak prędzej dobijemy do grobowej deski, niż w prozie życia skorzystamy z przymusowego pakietu edukacyjnego. 
Jack Black jako Dewey Finn, gość który zamiast zostać gwiazdą rocka, pewnego dnia wbija się w belferskie portki swego przyjaciela i zabiera za nauczanie rocka dobrze poukładanych dzieciaków w jednej z elitarnych szkół. Przerabia uczniów na język rocka, lecz ci zanim dotrą do Led Zeppelin czy AC/DC, słuchają jeszcze jakiegoś syfu, w rodzaju Puffa Daddy'ego, czy tym podobnych... Dewey nudne nauczanie zamienia w ciekawe zajęcia pod przewodnictwem wzorcowej muzyki, uświadamiając małolatom, kim byli Jimi Hendrix, Rick Wakeman czy Clare Torry śpiewająca pamiętne "Wielkie Przedstawienie Na Niebie" na "Dark Side Of The Moon". I jak sam Dewey głosi: "granie rocka, to łamanie zasad". I tego się trzymajmy.
W owej budzie jest ponadto taka fajna zakręcona dyrektorka, której bardzo zależy na dobrym imieniu szkoły oraz grona nauczycielskiego, choć gdzieś tam w sercu też w niej pogrywa rock'n'roll. Facetka jest fanką Stevie Nicks, ale to dopiero się ujawnia, gdy kobitka sobie okazjonalnie dziabnie. Wówczas zapomina o nudziarskiej, a przy tym rygorystycznej szkole, i wychodzi z niej prawdziwa równiacha. I choć nie przychodzi jej łatwo wskoczyć na niekonwencjonalne tory nauczania Deweya, to szybko pomiędzy nimi zapętla się nić sympatii - choć bez wskazań przypieczętowania jej w łóżku. I nic to, że cała sprawa pod koniec się rypie, gdy wychodzi na jaw, że z Deweya tak naprawdę tylko nauczycielski farbowany lis. Dzieciaki jednak zdążyły gościa polubić, a poza tym dzięki niemu udaje się zabłysnąć w konkursie muzycznych talentów, co prawda zajmując w nim tylko drugie miejsce, za to kradnąc serca publiczności, w tym przybyłych rodziców oraz garstki nauczycielskiego grona. Super zabawa ta "Szkoła Rocka", a przede wszystkim kapitalny (jak zawsze !) Jack Black. Prawdą też, iż scenariusz został napisany właśnie pod niego, więc nici byłyby z filmu, gdyby nie udział w nim przefajowego grubaska. Inna sprawa, że trudno wyobrazić sobie kogokolwiek innego w tej roli.
Warto zatem prześledzić oferty filmowe każdego tygodnia, można dzięki temu załapać się na zapomniane muzyczne filmy, bądź po prostu przeoczone. Właśnie "Szkoła Rocka" jest dla mnie jednym z takich zaległych filmów, na który w epoce do kina nie dotarłem, choć dotarł wówczas mój circa 10-letni syn Tomek. Nie wiem jak to możliwe, że szkraba posłałem na coś tak sympatycznego, a samemu ograniczyłem się jedynie do podwózki i odbioru młodziaka. Być może "Szkoła Rocka" wpłynęła nieco na niego, ponieważ dzisiaj Synuś zasłuchuje się zdecydowanie wyżynającym nudę rockiem, a przecież w tamtych latach zapodawał z głośników jakieś pierdy, w rodzaju Jeden Osiem L.
Ubezwłasnowolniłem swoje Facebokowe konto, przynajmniej na pewien czas. Nic tam się nie dzieje na tym Facebooku. Wszech panujący lansik, ogólne popychanie pierdół, a w zamian żadnych ciekawych dyskusji czy polemik. Poza tym, mdli mnie rozwijająca się fala zwolenników PiSu lub tego oszołoma Kukiza. Więdną me uszy na słuchanie argumentów ludzi, dla których jedynym wiarygodnym źródłem informacji stają szaletowe TVP 1 bądź jej sklonowana siostra TVP 2. Aż ciśnie się na usta: wyłączcie te wymioty, włączcie myślenie. Coś czuję, że zaraz do mojej mailowej skrzynki zapuka jakiś nabuzowany prawuch.
Nie stracę kontaktu z grupą ok. 30-35 osób, którzy na Facebooku stanowili zwartą ekipę Nawiedzonego Studia. Tylko z uwagi na nich miałem opory przed podjęciem decyzji o dezaktywowaniu konta. Bo tylko oni tak naprawdę dla mnie się tam liczyli, reszta to tylko nic nieznaczące tło. Typowi udawacze, którzy wdzierając się do mego grona pozorowali radiowych słuchaczy, a prawdą fakt, iż później nigdy pod audycyjnymi postami nie potrafili postawić choćby jednego okazjonalnego polubienia. Natomiast, gdy tylko zarzuciłem na FB jakąś kąśliwą uwagę pod adresem Kukiza lub Kaczyńskiego, od razu mordy rozwydrzone. Nie chcę takich udawaczy. Na co mi oni? Ani życia nie wzbogacą, ani dobrym słowem otulą, po prostu kręcą się pod nogami.
Płyta na 26 marca: FM "Atomic Generation". Jak milutko posłuchać głosu Steve'a Overlanda. Dopóki nie włączy się debiutanckiego i weryfikującego prawdę "Indiscreet", człowiek ulega złudzeniu, że wciąż identico głosu młodzieńczego, tak samo brzmiącego jak w 1986 roku. Pomimo tego, i tak przez te trzydzieści lat wydaje się, że niewiele mu ubyło. Nie będę się teraz o tej płycie rozpisywać, uczynię to niebawem w ramach płytowej recenzji.






Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"