Wczoraj spotkałem się z moimi starymi muzycznymi kompanami, na przysłowiowej wódce - u jednego z nich. Choć rzecz jasna żłopaliśmy złocistą, kto by tam dzisiaj wódę w mordę lał. Brakowało mi takiego wieczoru przy gramofonie, żywiołowych anegdotach, nie oglądaniu się na baby, które zawsze chłodzą nastrój. I z którymi zazwyczaj trzeba rozprawiać o sprawach nieistotnych. Najlepiej o kobitkach gaworzyć, gdy ich nie ma, wtedy wydają się atrakcyjniejsze. Zawsze popsują nastrój tymi swoimi: "ściszcie muzykę, bo nie można rozmawiać". Tak, jakby miały tyle ważnego do powiedzenia. Co mnie obchodzą te ich galeryjne połowy, albo opowieści smutnej treści o tym, co w robocie, u sąsiadki, a czego w torebce znaleźć nie można. Faceci walną pięć drinków i tworzą o płci pięknej tak filozoficznie, że proza życia bywa zazwyczaj brutalna. Mimo wszystko bez nich świata też sobie nie wyobrażam.
Jaka muzyka!... Kiss, Queen, Styx.... i tego typu smaczki. Waldo, Maciek, Długi... musimy SE częściej urządzać takie wieczorki. Przy obowiązkowym gramofonie, małej nad nim lampce i niekończących się pokładach dobrej whisky. Człowiek czuje, że żyje. A to, że dzisiaj trzeba koła dompompować, to już inna sprawa. Warto.
Za zgodą gospodarza wieczoru wklejam fotkę jego wysłużonego, ale wciąż świetnie grającego Daniela oraz pobliskiej winylowej półeczki. No właśnie... a na niej kilka moich byłych egzemplarzy, w swoim czasie niestety przehandlowanych. Szczęściem przy tym wydaje się wciąż do nich namacalny dostęp. Waldo obiecał nigdy się ich nie pozbyć, tak jak i deklaracja z mojej strony względem jego dawnych płyt jest równie aktualna.
Wypada skomentować fotkę po prawej. Bo proszę sobie wyobrazić, jakim to trzeba być luzackim gronem, by z kompletu płyt Queen wybrać na imprezie tę uznawaną za najsłabszą. "Hot Space" - a co!, no bo kto nam zabroni. Poza tym, ku memu zaskoczeniu okazało się, że Waldo i Maciek cholernie lubią "Hot Space". Ha ha ha, ja zdaję się troszkę także. No, może nie tak, jak oni, ale... Dorzuciłem panom, że może jeszcze ustrzelimy sobie "Abacab" Genesis, wszak to właśnie ona ma najgorszą reputację z wszystkich w dorobku tej arcypięknej formacji. I niewiele zabrakło, by po pokoju rozeszły się dźwięki "Me And Sarah Jane" lub "Keep It Dark". Na szczęście ktoś odwrócił uwagę od szalonych pomysłów i stanęło na innej płycie, i następnej "kolejce".
Życzę dużo słońca w naturze, choć w sercu przede wszystkim.
Czaderska ledowa lampka nad Waldiego gramofonem. Dlatego płyta się nie deformuje. Tak mi się spodobało cacuszko, że gospodarz podarował podobną. |
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) -
www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"