Nastały piękne upalne letnie dni. Nareszcie. Słońce, soczysta zieleń, zimne napoje.... - aż chce się żyć. Na coś takiego czekałem z utęsknieniem przez cały rok. Nie wiem dlaczego, ale ta pora roku raz, że mnie raduje, ale i jednocześnie wpędza w przyjemną melancholię. Być może dlatego, że wszystko co najpiękniejsze z dzieciństwa i dorastania, kojarzy mi się z wiosną i latem. Niemal zupełnie zatarłem we wspomnieniach zimno. Nie lubię i nigdy nie lubiłem. I niech się to już nie zmienia. Jednak czytając niektóre wpisy na Facebooku czuję się jakoś dziwnie odosobniony. Ludzie cierpią, tracą chęć do życia, i tylko dlatego, że nadeszło lato. Dziwne.
Cieszą mnie truskawki. Codziennie ich pożeram kilogramy. Nawet czekolada poszła w odstawkę. Słucham muzyki w towarzystwie cukiernicy i truskawek. Czasem je słodzę, gdy nie są dostatecznie słodkie, choć to najsłodsze owoce. Poprzez "najsłodsze" proszę zrozumieć - najlepsze, najpyszniejsze. Nie o zawartość cukru w cukrze tu się rozchodzi.
Kilka dni temu w telewizji oznajmili ludziom, że jedzenie lodów odchudza. Bo organizm musi wyzwolić więcej energii do ich strawienia, niż te same z siebie dostarczą kalorii. Z zimnymi napojami (takimi z lodówki) jest podobnie. Jednak kiedy ja to mówiłem już dawno temu, to nikt mnie słuchać nie chciał, a byli i tacy, co sobie drwili. Dzisiaj jest im głupio, wiem. Po co dawać się dietetykom naciągaczom, wystarczy po prostu zażywać lodu. Masłowski jak coś mówi, to znaczy, że wie - dobrze, aby niedowiarki to sobie nareszcie zakodowały.
Trwa letni czas muzycznych festiwali. Openery i inne tam. Nie mające nic wspólnego z przeżywaniem muzyki. Tam się tylko jeździ "zaliczać" zespoły. Masówa. Nigdy takich spędów nie lubiłem i nie zamierzam. Wolę pojedyncze koncerty. Uduchowione, natchnione, takie, gdzie słuchacz konkretnie przychodzi spotkać się ze sztuką jednego wybrańca, a nie dziesięciu gwiazd i gwiazdeczek, podczas całego dnia.
Pamiętajcie Państwo o koncercie Camel. To już za dwa tygodnie - 19 lipca w Poznaniu, a dzień później w Krakowie. Wiem wiem...., ja też jeszcze nie mam biletu. Ale pójdę ! W związku z tym nie będzie mnie w Nawiedzonym Studio tego dnia. Nikt mnie nie chce zastąpić, bo każdy też zamierza na nim być. Możliwe zatem, że zamiast nawiedzonego poleci tylko sama muzyka z puszki.
Jakiś kutafon chciał zabić psa i zakopał go żywcem, ale ktoś zobaczył, zareagował i udało się wilczurka uratować. Własnymi rękoma zadźgałbym bydlaka. Nienawidzę takich ludzi. W ogóle nie przepadam za ludźmi nie mającymi empatii do innych ludzi oraz do zwierząt. Nawet jeśli te drugie biedactwa później najzwyczajniej zjadamy, ale nie można przekraczać progu człowieczeństwa.
Ostatnio czternastolatek popełnił samobójstwo, bo banda kolegów debili nie potrafiła zaakceptować jego odmienności. Z ich strony w dodatku zero skruchy. Nic już z takich nie wyrośnie, powinno się drani wyeliminować. Pamiętacie Państwo takiego gościa Snake'a Plisskena? On uciekał z takiego miasta (był nim Manhattan w Nowym Jorku), gdzie nie było zasad, a żyli tam tylko wykolejeńcy. Stworzyć coś takiego dla łotrów, niech tam gniją lub się pozabijają. Bez znaczenia. Zostawmy to, nie warto się denerwować.
Byłem ostatnio w Saturnie, kupiłem kilka płyt, nowości i starocie. Teraz widzę, że najwięcej uciechy przysporzyła mi składanka Henry'ego Manciniego. Za dychę, a dokładnie za dziewięć dziewięćdziesiąt dziewięć. Wszystko (prawie) znam od lat, ale jakoś do tej pory na półce nie miałem. Słucha się tego cholernie fajnie. "Moon River", Theme from "Love Story", "Breakfast in Tiffany's", "Days Of Wine And Roses", a także "The Pink Panther Theme" czy nawet oklepane "Peter Gunn". Ogólnie 19 tematów. Zgrabnie i zmysłowo poukładanych. Lubię takie rzeczy.
Mam nadzieję, że nie uda się dzisiaj Państwu przedwcześnie usnąć, dzięki czemu razem posłuchamy Nawiedzonego Studia w całości - czego wszystkim bez wyjątku życzę !
Do usłyszenia!
Andrzej Masłowski
Radio "AFERA" 98,6 FM (Poznań) - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
"... dla tych, którzy wiedzą co w muzyce najpiękniejsze"