Powinienem wszelkiego rodzaju przechwałki wrzucać na Facebooka, jak to czyni zdecydowana większość, jednak na tamtym portalu społecznościowym w większości posiadam (poza trzema/czterema wyjątkami) jakieś takie niemrawe towarzystwo, którego muzyka i płyty w ogóle nie kręcą. Tak po prawdzie, nie oszukujmy się, Facebook to typowy lans, o tym kto właśnie wrócił z nart w Alpach (z Zakopca chwalić się już nie ma czym), kto właśnie ukończył kurs znajomości piątego języka obcego, bądź kto gdzieś zaśpiewał, zatańczył, coś wygrał, coś zdobył, gdzie go oklaskano i obrzucono płatkami róż. Tak to wygląda.
Jestem na Facebooku, uczestniczę, zabawiam się, jednak do własnych audycji czy zbierania płyt, bractwa nie namawiam, ponieważ i tak nie przekonam ślepo zadeklarowanych "trójkowiczów", nawet gdybym to właśnie ja prezentował najlepszą muzykę. W związku z tym, pochwalę się tylko Państwu, tu i teraz, mojemu jedynemu słusznemu kolektywowi, że tak pozwolę sobie Was nazwać.
Piątek, lekkim popołudniem odwiedza mnie w robocie pewien znajomy jegomość i gaworzymy sobie o Marlenie Dietrich, po czym on pokazuje fotkę ustrzeloną na jednym z niewielkich berlińskich cmentarzy, gdzie jego skromna osoba stoi właśnie przy grobie artystki. Tej, która sprzeciwiła się Hitlerowi, a i swoją kontrowersyjną postawą do końca życia dzieliła swych rodaków miłością i niechęcią do siebie.
Znajomy pasjonat, zbiera książki, płyty, a także różne relikty z przeszłości, ponadto w swoim życiu odwiedził wiele grobów znanych ludzi sztuki, jak m.in Fryderyka Chopina czy też Jima Morrisona. Najbardziej w rozmowie z nim zdumiał mnie fakt niechęci do heavy metalu, poparty zarazem świetną znajomością niechcianego tematu. Gość z pamięci wyrecytował nazwiska muzyków lub tytuły albumów Metalliki, Motley Crue, Kiss czy Black Sabbath. Mało tego, o polskim metalu miał lepszą wiedzę od niejednego zadeklarowanego metala, cały czas upierając się przy swojej niechęci do hałasu i łomotu. Na końcu spotkania zarzekł się, że nigdy nie znosił rapu. Postanowiłem mu czym prędzej dać temu wiarę, nie wdając się w żadne szczegóły. Zacząłem się bać, że gdy wyjdzie na jaw więcej nielubianych przez niego działów sztuki, to będę zmuszony chwycić za pióro i wydać jakąś książkę. Gdy już miał wychodzić przypomniał sobie, że przyniósł coś dla mnie w ramach podarku. "Cenię go, lecz nie słucham, proszę to ode mnie przyjąć" - dodał. I tak oto stałem się szczęśliwym posiadaczem "nieczęstego"
3-płytowego boxu z przebojami Joe Dassina. Piosenkarza od "Babiego Lata" i jeszcze kilku innych.... Ten nieżyjący już od ponad trzech dekad muzyk wciąż należy do ścisłej czołówki śpiewających Francuzów. Nawet jeśli zdamy sobie sprawę, że Dassin tak naprawdę był przecież Amerykaninem.
Bardzo ucieszyło mnie to 3-płytowe pudło z 36 piosenkami, które w większości przecież dobrze znam, ale do tej pory słuchałem ich z niemodnych kompaktów, a na analogach nigdy jakoś tych nagrań nie posiadałem. A zatem, "L'ete Indien", "L'Amerique", "Et Si Tu N'Existais Pas", "Guantanamera", "Les Dalton",....i kręćcie się na 33 i 1/3 obrotów na minutę do ostatniej nuty wyrytej na szóstej stronie winylu.
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
(4 godziny na żywo!!!)
===============================
"BLOG NAWIEDZONEGO"
oraz
"BLOG TYLKO O PŁYTACH CD i LP