L.R.S. - "Down To The Core" - (FRONTIERS) -
***
Nie znam w moim kraju zbyt wielu entuzjastów takiego miękkiego "metalu". Nieskromnie dodam, że należę do chlubnego grona osób poprawiających te statystyki, w związku z powyższym z nieukrywaną przyjemnością, a i kompetencją, chwytam za pióro w celu przelania na papier uczuć o uroczym debiutanckim dziele tria L.R.S.
Pod tym tajemniczym skrótem ukrywają się trzej dżentelmeni: Tommy LaVerdi - wokalista znany z grupy 21 Guns (dowodzonej przez gitarzystę Scotta Gorhama z Thin Lizzy). Następnie, Josh Ramos - sprawny gitarzysta, grający w przeszłości w pochodnych Journey'owskich projektach The Storm oraz Hardline, a także współpracujący do niedawna z wokalistą Hugo. Ramos jakoś szczególnie pechowo nigdy dotąd nie liznął prawdziwej międzynarodowej sławy, na jaką bez wątpienia zasługiwał. Ostatnią trzecią postacią jest perkusista Michael Shotton - grający w kanadyjskiej grupie Von Groove - i tu nie jestem pewien, ale chyba już nieistniejącej?...
Taki zestaw muzyków jasno nasuwa z czym będziemy mieć do czynienia. Wyobraźnia podpowiada, że "Down To The Core" będzie zbiorem rasowego hard rocka. Nic z tych rzeczy, album przynosi co prawda dwanaście zgrabnych kompozycji, jednak te są dość delikatne, lekkie, by nie powiedzieć - niemal popowe. Gdyby nie gitara Josha Ramosa, to muzyce L.R.S. bliżej byłoby do piosenkarstwa estradowego, zamiast do Journey, Bad English, itp. AOR'owych wykonawców, do których przecież grupa aspiruje.
L.R.S. przeważnie grają nastrojowo, romantycznie, można by rzec, że jak na rocka, to wręcz relaksacyjnie. Choć widniejący tu niemały zestaw dynamicznych piosenek ("Our Love To Stay", "Livin' 4 A Dream", "Never Surrender", "Down To The Core", "Waiting For Love") zaprzecza powyższym słowom. Tryska z nich energia bliska najżwawszych fragmentów albumów Journey (z czasów "Infinity" czy "Frontiers"). Nie brakuje jednak ballad ("I Can Take You There", "Almost Over You", "To Be Your Man", "Not One Way To Give", czy niezwykłej urody "Universal Cry"). Takich o miłości, poszukiwaniu szczęścia, o rozstaniach - słowem, o relacjach damsko męskich. Niegdyś takimi piosenkami zdobywano wierzchołki przebojowych list, dzisiaj takowe komponuje się z nostalgii za tamtymi czasami, choć na szczęście wciąż nie brakuje fanów takiego grania.
Być może ta muzyka jest nazbyt ckliwa, być może i przez to nawet nieznośna i na pewno nie każdemu przypadnie do gustu. Fani konkretnego i rasowego grania spod znaku Thin Lizzy, UFO czy dajmy na to takiego Nazareth, mają szansę zaoszczędzić pieniądze na inne czasy, ale entuzjaści melodyjnego rocka, będą się upajać tą muzyką niczym koala listkami eukaliptusa.
Przyjemny kawał "roczka", za którego życia na pewno bym nie oddał, ale posłucham chętnie jeszcze nie raz.
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
(4 godziny na żywo!!!)
===============================
"BLOG NAWIEDZONEGO"
oraz
"BLOG TYLKO O PŁYTACH CD i LP