Rzuciłem okiem na Eurowizję. Już nie pamiętam ilu wykonawców posłuchałem, może pięciu, może sześciu? Zresztą, jaka to różnica?
Był jakiś Norweg, który na rzecz wylansowania się w tej imprezie ponoć na chwilę porzucił metalową zbroję. Stękał tak, że aż chciałem mu pomóc. Bałem się jednak, że nawet we dwójkę nie damy rady.
Postraszyło też twórczością z Gruzji. I to mnie zastanawia, jak można coś takiego ubrać w narodowe barwy i posłać w świat. Gruziński muzotwór był jak się później okazało jeszcze gorszy od Polskiego. Co jest pewnym postępem, bo pewnie o jedno oczko przesuniemy się w ogólnym rankingu chały.
Ludowizna, haftowane stroje (nie hafty na strojach - prosiłbym bardzo nie mylić), wiaderko, studzienka i wiś ta wio. Jaja sobie ktoś ze mnie robi, a może jestem w ukrytej kamerze, lub coś w tym rodzaju - pomyślałem - ale nie! - to się dzieje naprawdę. Przymykam oczy i staram się poszukać melodii w tej podskakiwance. Przestało grać, myślę: to był wstęp i zaraz się zacznie, a tu klops - zeszły ze sceny. Konferansjerzy próbuję uspokoić entuzjazm i wzniecić kolejny, z kolei wijący się Artur Orzech tłumaczy dostojnie z inteligencją równą własnych okularowych oprawek, czasem biorąc na siebie obowiązki psychologa, jak przy wspomnianym już wcześniej Norwegu. Pan Orzech gwarantował widzom, że nic ich nie przestraszy, nie ogłuszy, bo pan Norweg zaśpiewa z czułością. Dowiedziałem się przy okazji, że metalu nie tworzy się z czułością, tylko grubym pancerzem.
Kiedy już szykowałem się do wyjścia na codzienny wieczorny spacer, na scenie pojawiło się jakieś austriackie "coś" Ni baba, ni chłop. Słuchając napompowanej pieśni ustrojonego w przydługawą i lśniącą suknię stwora próbowałem dociec kto to jest i co ja tu robię. Świat totalnie zamieszał z tolerancją, aż do stopnia nierozpoznawalności. Patrzę - baba, i jak być powinno - w sukni, także z długimi włosami, ale jeszcze z wypaśnymi wąsiskami i brodą. Mutant popromienny - jak mawiał klasyk. Artur Orzech tłumaczy ten stan rzeczy, że ono (to coś na scenie) walczy o tolerancję, a mnie jakoś tolerancja nie pozwala wyrazić się pełnymi słowami na własnym blogu co ja o tym wszystkim myślę.
Wyłączyłem odbiornik, zapakowałem do kieszeni miętowe pastylki Winterfresh, prawą ręką uchwyciłem klucze, w lewą załadowałem wór ze śmieciami i poszedłem ostudzić emocje.
Dziś rano dopadł mnie news, że ludowe Poleczki zakwalifikowały się do Top 10. No cóż - "gratuluję" - naprawdę wszystkim potrzebującym. Zdrówka i pomyślności.
P.S. Podobno wygwizdano Rosję. Nie widziałem, nie słyszałem - no i haraszo.
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
(4 godziny na żywo!!!)
===============================
"BLOG NAWIEDZONEGO"
oraz
"BLOG TYLKO O PŁYTACH CD i LP