Idąc do gustownej sali koncertowej w Centrum Kongresowo-Dydaktycznym
przy ul. Przybyszewskiego, byłem przekonany, iż koncert jubilata
Wojciecha Kordy potrwa góra ze dwie godziny. Okazało się, że z niewielką
ok. kwadransową przerwą zainstalowaną gdzieś w granicach środka
przedstawienia, całość trwała jeszcze raz tyle.
Nigdy
nie byłem big-beatowcem, w czym trochę usprawiedliwia mnie mój wiek
(wciąż jestem jeszcze przed pięćdziesiątką), ale i jakoś nie do
końca wyczuwałem magii tego naszego r'n'rolla, o pardon - big beatu. Poza tym, nie przepadałem
raczej specjalnie za naszymi "kolorowymi" grupami, typu: Niebiesko-Czarni,
Czerwono-Czarni czy Czerwonymi Gitarami. Być może z racji konfliktu
pokoleń, nie ujmowała mnie liryka powyższych, a także sama muzyka
wydawała się nieco do tyłu w stosunku do Beatlesów, Stonesów, Byrdsów,
itp ... Choć tu muszę się przyznać do pewnej sympatii względem nieco
późniejszych Czerwonych Gitar - ze szczególnym uwzględnieniem melancholijnego okresu z Sewerynem Krajewskim - z naciskiem na fantastyczny
longplay "Port Piratów". Ale to inne lata, nie mające przecież nic
wspólnego z dzisiejszym koncertem.
Wojciech
Korda, to bardzo ciekawa postać na naszej muzycznej scenie. Postać,
którą należy szanować, a dorobek artystyczny znać. Poza tym, już tak
nieco abstrahując, artysta jest ojcem Ani Rusowicz, którą wielbię, o
czym dobrze wiedzą Czytelnicy tego bloga, jak i Słuchacze "Nawiedzonego
Studia".
Dzisiejszy koncert był okazją do ukoronowania 50-lecia
pożycia artystycznego oraz 70-lecia urodzin maestra. Kilku
zaprzyjaźnionych ludzi postanowiło wraz z jubilatem zorganizować
specjalny show, na którym to stawiła się w większości młodzież tamtych
lat, co w efekcie spowodowało, iż ja sam poczułem się niezwykle młodo. A
coś takiego nie przytrafiło mi się już od dobrego ćwierć wieku. Aby
jednak nie było tak hola hola, pragnę dodać, iż na solidnie wypełnionej
sali nie obyło się także bez osób naprawdę bardzo młodych - nawet
takich, dla których Nirvana czy Prodigy, to już dziadki.
Na
scenie rozstawiona perkusja, organy, gitary, a także stół z białym
obrusem i smakowicie wyglądającym tortem, którym opychali się jedynie
zaproszeni goście i organizatorzy. Niektórzy nawet jedząc więcej, niż po
jednym kawałku.
Najpierw
podkład poleciał z taśmy, Pan Wojciech zaśpiewał do niego na samo dzień
dobry, a później także zasiadł do tortu, nieprzerwanie przez dobrych
kilkadziesiąt minut przeżuwając jego uroki.
Na scenie zaczęli co
rusz pojawiać się przeróżni goście - mniej lub bardziej znani. Niektórzy
tylko grali (grupa Black Night), inni wspominkowo z Panem Wojtkiem
opowiadali (Hanna Klenczon - siostra Krzysztofa Klenczona), bądź
śpiewali z dedykacją dla byłego muzyka Niebiesko-Czarnych (m.in. Julka
ze szkoły nr 4 w Swarzędzu, Jan Zieliński - to chyba ten z Bolter, czy
Marta Nowakowska, która wraz z gitarzystą Mr Zoob - Przemysławem
Śledziem, wykonała m.in "The House Of The Rising Sun"). I tak sobie
brnął ten koncert w miłej, wręcz rodzinnej atmosferze, gdzie
poszczególne kompozycje przeplatano anegdotami i ciekawostkami, w czym
prym wiódł konferansjer dzisiejszego wieczoru - Krzysztof Wodniczak. Oj,
dostało się z jego ust naszym poznańskim włodarzom, którzy nie
zauważyli jubileuszu Wojciecha Kordy. Szczególnie gorzkim tonem Pan
Wodniczak obdarował naszego Prezydenta Grobelnego. No tak, Prezydent
Komorowski wręczył Złoty Krzyż Artyście, a Prezydent Mojego Miasta wolał
nie tracić kolejki u fryzjera.
Na
scenie pojawił się także Jarosław Królikowski. I to w repertuarze
swojego ulubieńca Czesława Niemena. Muzyk przyodziany w odpowiedni
kapelusz, okulary, a i efektownie wyszywane wdzianko, zaśpiewał m.in:
"Czas jak Rzeka" czy "Dziwny jest ten Świat".
Chwilę później
nastąpiło na żywo telefoniczne połączenie z aktorką Magdą Zawadzką,
która życzyła Panu Kordzie samych naj naj naj ...
Teraz już Gości
ciąg dalszy, bowiem po chwili na scenie zamontowali się Żuki z
Bydgoszczy, no i dali czadu. Rozruszali publikę zdrowo. Zagrali spory
set Beatlesów ("All My Loving", "Lady Madonna", "Get Back", "Back in the
U.S.S.R.", "Come Together" i na zakończenie "Hey Jude", choć chwilkę
wcześniej jeszcze Klenczonowskie "Latawce z moich stron"). Grupa fajnie
zabrzmiała i jako pierwsza tego wieczoru zagrała iście r'n'rollowo.
Wojciech
Korda, aby nie być dłużnym, po chwili także pojawił się na scenie, i w
towarzystwie sekstetu (dwa razy klawisze, dwie gitary, bas + perkusja),
wziął się wreszcie do roboty, przez co poleciało m.in: "Hej tam w
dolinie", "Niedziela będzie dla nas", "Przyszedł do mnie blues", "Są
takie łzy niepotrzebne", a także wiązanki rock'n'rollowych szlagierów:
"Roll Over Beethoven", "Shake Rattle And Roll", "Hound Dog", Great Balls
On Fire", ponownie Beatlesowskie "I Saw Her Standing There" czy
Presleyowski "Jailhouse Rock". Jeszcze trochę wcześniej, tak pod koniec
pierwszej części koncertu, muzyk zaśpiewał nową piosenkę (w słowach
podkreślając barwy niebiesko-czarne), która niebawem powinna ukazać się
na jego nowej płycie.
Po
takiej dawce hitów, spora część publiczności uznała, że to już koniec i
zaczęła opuszczać salę. Od razu na to zareagowali Krzysztof Wodniczak,
Wojciech Korda i kilku innych gości, którzy wręcz nakazali powrót ludowi
na swoje miejsca, zapowiadając kolejnego gościa, a i przy okazji jedną z
gwiazd wieczoru - Dariusza Kozakiewicza - obecnie gitarzystę Perfectu, a
w przeszłości muzyka Test, Breakout, a i współpracownika Wojciecha
Kordy czy Haliny Frąckowiak - która to artystka także miała zaszczycić
swą osobą dzisiejszą uroczystość, lecz niestety dosłownie chwilkę
wcześniej zaniemogła.
Z Dariuszem Kozakiewiczem nasz jubilat
wykonał "Hey Joe" - z rep. Jimiego Hendrixa, a na już absolutny sam
koniec na scenie pojawili się wszyscy goście, wspólnie grając i
odśpiewując "(I Can't Get No) Satisfaction" - Rolling Stonesów. I to
było godne zakończenie, albowiem publiczność
domagała
się jeszcze jakiegoś bisu, co wprawiło nieco w zakłopotanie wszystkich
muzyków, którzy nie przewidzieli takiego scenariusza, nie bardzo wiedząc
co jeszcze by tu zagrać. Wyręczył ich w tym Pan Wodniczak, który
stwierdził, że nie ma już nic lepszego na zakończenie jak
"Satisfaction", przez co nie ma sensu już niczego na siłę poprawiać. I
to był naprawdę koniec. Później już tylko odbiór kurtek z szatni oraz
auta z drogiego niewyasfaltowanego parkingu (15 zł) , no i do domu ...
To był fajny koncert. Przyjemnie było w nim uczestniczyć. Najlepszego
Panie Wojtku !!!
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
(4 godziny na żywo!!!)
===============================
"BLOG NAWIEDZONEGO"
oraz
"BLOG TYLKO O PŁYTACH CD i LP"