piątek, 8 lipca 2022

odszedł Manny Charlton

Od wczorajszego popołudnia Andy sporo słucha starych Nazareth. Odszedł Manny Charlton, dawny gitarzysta grupy. Członek najlepszego czasu tej ogólnie wspaniałej ekipy. Za wyjątkiem jej ostatnich dokonań. Wykluczam szczególnie dwa ostatnie, trudne do zaakceptowania albumy. Lecz z nimi, jak i wszystkimi z ostatnich ponad trzydziestu lat, Manny nie miał niczego wspólnego. Nazwisko Muzyka, którego właśnie żegnamy, płynnie przywodzi na myśl albumy "Hair Of The Dog", "Razamanaz", "2XS", "Close Enough For Rock'n'Roll" czy "The Fool Circle" - że wymienię najchętniej w swym życiu słuchane.
Ważna postać rocka, Manny należał do jednego z najistotniejszych zespołów, jakie zostały mi dane. W latach 70-tych jego nazwę wymieniało się jednym tchem, obok Black Sabbath, Uriah Heep, Led Zeppelin, Wishbone Ash, UFO, Status Quo czy Kiss, i nikomu to nie przeszkadzało. Giełdowe wymiany płyt Nazareth za nazwy powyższe szły w stosunku jeden do jeden. Nikt niczego nie dopłacał, ponieważ była to ta sama wartość - najwyższa. Dopiero w ostatnich latach sporo się pod tym względem pozmieniało. Niemało dawnych wartości uległo zdewaluowaniu, ponieważ przede wszystkim zmieniliśmy się my.
Składam Manny'emu cześć i podziękę! Byłeś cudowny. Uwielbiam Twoje gitarowe zagrywki, riffy, solówki, harce, niekiedy przestery. I gdyby tylko Nazareth mieli szansę właśnie teraz wzbudzić u Szanownych Państwa jakieś większe zainteresowanie, niż jedynie wypromowane "Dream On" czy "Love Hurts" (The Everly Brothers cover), szczególnie polecam zarzucić uchem na album "Hair Of The Dog" z 1975 roku. Jak na tamte lata to był najczystszej krwi metal. Tak tak, nie ma co się śmiać. Gdyby nie tego konkretu granie, nie byłoby wielu mocniejszych odmian gatunku. To znaczy, może by były, ale odpowiednio później i pewnie inaczej. A ta czwórka facetów, która nagrywała przeróżnej maści rock/hardrockowe płyty, tutaj się zebrała w sobie i przyłożyła młotem, zanim HammerFall wymyślili swą wizytówkę "Let The HammerFall".
Utwory "Miss Misery" czy "Beggars Day" to gitarowe wulkany, idealne pod gardło Dana McCafferty'ego. Głos tego obecnie już poczciwego, starszego i schorowanego Pana, był wówczas wypadkową tłuczonego szkła oraz stąpania boso po żużlu. Super! Odnawiając właśnie wiele Nazareth'owych płyt, połechtałem zmysły dawno niesłuchanym "You Love Another". Co za kawałek! Ależ gitarowy nastrój wytworzyli Manny Charlton i Billy Rankin. Ooo tak, to zdecydowanie Nazareth'Moment albumu "2XS". Czas, gdy do składu Szkoci włączyli jeszcze pianistę i na moment stali się sekstetem. Trzeba posłuchać. Polecam tę, ale też i wiele innych płyt, koniecznie jednak z Mannym Charltonem - czyli do LP "Snakes 'N Ladders". Późniejsi Nazareth to już tylko łabędzi śpiew. Jednak dopóki śpiewał z nimi Dan McCafferty, warto posłuchać wszystkiego - bo to taki wokalista.
Za niespełna trzy tygodnie Manny obchodziłby 81-urodziny. Gdy traciłem z muzyką Nazareth dziewictwo, Mistrzunio był lekko po trzydziestce. Przeleciało. A teraz nadszedł historii kres.

a.m.