U.D.O.
"Steelfactory"
(AFM)
***1/2
Ten korpulentny niewysoki przystojniaczek, o wdzięku przywódcy ruchu skinowskiego, a w łagodniejszej odmianie ewentualnego dominatora w sektorze kibicowskich ultrasów, w rzeczywistości jest łagodnym facetem, a tylko przez wybryk natury śpiewający sforsowanym atakiem żyletek. I choć on sam od dawna ma prawo nie pamiętać o haśle "Accept", to jednak nie daje temu wyrazu od pierwszej płyty kierowaną przez siebie - od mniej więcej trzydziestu lat - formacją U.D.O.
Opisywanie więc płyt tego kwartetu troszkę mija się z celem, albowiem w zasadzie każde kolejne dziełko bywa konstruowane wedle utartego Accept'owskiego schematu. O poszczególnych zaś wartościach względem lepszych, bądź jeszcze lepszych melodii, decydują już tylko nasze indywidualne sympatie. Jednocześnie każdy klubista dyskretnego szczęku blach doskonale wie, iż na albumach opatrzonych tymże lubianym zespołowym logo, raczej nie znajdzie się kołysanek, a już na pewno żadnych syntetyków. Bowiem dominuje w nich fasada ostrego rocka, wyzbytego wszelakiej wypolerowanej galanterii.
"Steelfactory" jest kolejnym zespołowym dziełem pod auspicjami AFM Records. Niemieckiej wytwórni, która najchętniej sprzyja swoim (Doro, Axxis, Edguy czy Mob Rules), choć przecież nie tylko.
Trzeba też wspomnieć, iż Udo Dirkschneider skaperował na tego długograja dawnego Accept'owskiego kompana Stefana Kaufmanna, by ten zamiast tym razem dawać po garach, wspomógł go w realizacji partii wokalnych. Tym samym faworyzowany przez Sztefana instrument powierzył wdrożonemu właśnie w szeregi bandu synalkowi Svenowi. A ten nie tylko wali bez ograniczeń, co i też urodą ojcu ledwie ustępuje.
Cała ta najnowsza płytka U.D.O. wywołuje przyjemne klekotanie serca, a przecież w tej zabawie właśnie o to chodzi. Ten odpowiedzialny za nasze uczucia organ naprawdę bije mocno i coraz mocniej, i wcale nie tylko z uwagi na lubiany wokal, co też z racji rozprzestrzeniania się w przebojowym temacie "In The Heat Of The Night" gitary Andreya Smirnova. Inna sprawa, iż za takie refreny powinno się artystów zwalniać z płacenia podatków, bowiem ci dostarczają darmową terapię dla ciała i stanu ducha. A takowej nie zagwarantują żadne termy czy inne ciechocińskie solanki. Jednocześnie w takim "Raise The Game" Smirnov tnie jak osa, choć z Udo też przecież żaden napuszony intelektualista.
Przyjemnie płytka trzepocze, niekiedy nawet zapraszając do tańca, jak w niepierwszym już tutaj a'la Acceptowskim songu "Blood On Fire", w którym pojawia się cytat z argentyńskiego tanga "La Cumparsita". I jestem również absolutnie przekonany, że nikomu podobna rozkosz z twarzy nie zniknie, choćby przy ultra-chwytliwym "One Heart One Soul", jak również w niczym mu nieustępującemu, choć momentami łagodnemu bonusowi "Pictures In My Dreams", czy krwiożerczo rozpędzonemu "Eraser". W tym ostatnim głos Dirkschneidera przypomina tarkę z zepsutej Frani, a mający u mnie oczko Smirnov zagrał tu sprawniej, niż cała armia speed/thrash-metalowców.
Wiele tu jeszcze napotkamy dobrego, i aż tak po finałową balladę "The Way". Tak tak, po poruszający, blisko 5-minutowy niekorozyjny song, niosący się reminiscencyjnie: "... lata mijają, życie pełne wspomnień (...) przeszłość, która za mną, miejsca, w których byłem, drogi, które przebyłem (...) mój starzejący się głos, choć umysł wciąż młody (...) spójrz na mnie, jak na wciąż otwartą księgę, wyszukaj istotę pomiędzy wierszami, poszukaj odpowiedniej strony, a znajdziesz odpowiedź ...". Wręcz śliczny kawał żelastwa, by nikt sobie nie myślał, że metalowcy mają tylko nieczułe serca, o czym nawet nasz dzisiejszy bohater śpiewał dokładnie w 1985 roku: "... metalowe serce, martwy kawał stali ...".
P.S. Basista Fitty Wienhold ogłosił, iż po nagraniu tej płyty opuści grupę. I teraz nie wiem, czy w jego miejsce Udo także znajdzie jakiegoś potomka?
Andrzej Masłowski
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"
==================================
Grupa na Facebooku:
"Nawiedzone Studio - Słuchacze"