wtorek, 30 stycznia 2018

tanio, jeszcze taniej

Od wczoraj ponownie w sieci Biedronka tanie winyle. Od pierwszej tego typu akcji (grudzień 2016) upłynęło sporo czasu, a i równie sporo się wydarzyło. Z początku w ofercie pojawiło się nieśmiałych dwadzieścia tytułów, a każdy z nich w cenie 49,99 zł. Późniejsze akcje - tak co 2-3 miesiące - przynosiły dość podobne oferty, a i stabilne ceny. Czasem wypadło kilka tytułów, to w ich miejsce wskoczyły inne - wszystkie z mid-price'owego katalogu Universal Polska. Z reguły zawsze te nadwyżkowe, czyli zalegające warszawskie magazyny wspomnianego dystrybutora. O ile głosząca wieść informowała o wielkich sukcesach kampanii promocyjnej, o tyle nie udało się jednak w pełni wyczyścić nadwyżek towarowych, stąd też powtarzające się oferty. Po kilku miesiącach ceny stopniały do 44,99 zł, by od wczoraj przykuć uwagę super ofertą, tj. 34,99 zł/szt. Nooo, to już chyba na krawędzi opłacalności. W takich okolicznościach tylko duży obrót może przysporzyć odpowiedniego zysku. I chyba na to wszyscy liczyli. A tu zamiast oczekiwanej batalii klientów, sprawy się toczą niespiesznym tempem. Trochę niepokojące, wszak obnaża to bolesną prawdę o jednak wciąż wąskiej grupie zainteresowanych winylowym nośnikiem. Brak nowych nabywców na dzieła Bad Boys Blue, Hey, Soundgarden czy The Who, dobitnie pokazuje, że tamci już mają, a pozostałych na łajbie kompletnie nic nie wzrusza.
Wczoraj kilku znajomych natarło na cel, a tu przy kartonach nietłoczno. Nikt niecierpliwie im nie wzdychał za plecami, by samemu dopaść żeru. Pewna osoba bardzo dokładnie opisała mi wczorajszy stan dwóch wystawionych kartonów w Biedronce przy Św. Marcinie. Postanowiłem więc sprawdzić ów dyskont, nie ma to jak na własnej skórze. Po upływie doby stwierdzam, iż stan dwóch kartonów constans, a zawarty w nich asortyment, też jakby nieznacznie tylko oskubany. Miałem nadzieję spotkać kilka znajomych twarzy, lecz niestety. Albo dotarli już wczoraj, albo nowa oferta nie podrzuciła im nowych ciekawych tytułów.
W samym sklepie oblężenie, a do każdej z dwóch otwartych kas, po mniej więcej siedem-osiem osób. Rzuciłem okiem, co ta młodzież (której mrowisko) kupuje. A tam w koszykach królują jogurty, wody jak najbardziej niegazowane, bądź zbożowe fitnessowe batoniki. Płyt u nikogo niet. Skoro więc nikt się nie bije o winyle po trzy i pół dychy za egzemplarz, to niebawem załadowany Universal zostanie zmuszony obniżyć loty do 29,99 zł. I aż strach pomyśleć, jeśli nawet na taką ofertę ludzie pozostaną nieczuli. Cóż, chyba wszyscy zdążyli się już obkupić w Kissy, Nirvany, Soundgardeny czy Guns N'Roses. Teraz wymagania szybują ku Beatlesom lub Pink Floyd. Na szczęście Beatlesów wydaje Parlophone, a tę firmę po upadku EMI reprezentuje Warner Music, Pink Floyd zaś trzyma w ryzach Sony Music. Można mieć więc nadzieję, że tamci potentaci wykażą rozsądek i nie zaczną psuć rynku tego typu wyprzedażami. W mojej opinii, najlepsza muzyka musi swoje kosztować. Ceny obniżyć łatwo, ale przywrócić pięknej muzyce ich należytą wartość, wydaje się już później nie mieć szans.
I jeszcze na koniec... czy nikogo nie zastanawia proponowany za pośrednictwem Biedronek wiecznie ten sam Universal'owski asortyment? Po raz enty "jedynka" Kiss, albo Stones'owska składanka "Big Hits", do tego jeszcze ich katalogowy album "Some Girls", także do znudzenia oferowany debiut Velvet Underground & Nico, bądź "Feels Like Home" Nory Jones. Mógłbym tak jeszcze nieco powymieniać... Dlaczego nigdy nie dadzą takich Kiss "Destroyer" lub inne ich cacuszka, typu "Love Gun", albo "Dynasty"? Przecież to ten sam katalog, ten sam "mid price". Oczywiście wiele z oferowanych albumów, to muzyczna ekstraklasa, ale trzeba mieć świadomość, że obaj potentaci znaleźli do tej pory świetny patent na wyczyszczenie magazynów, zamiast dogodzenia klientom i poszerzenia ich repertuaru. No i najważniejsze: sprzedać, zamiast dać na przemiał.
W latach 90-tych miałem dobry kontakt z jednym z dużych dystrybutorów. Wówczas sprawa rozbijała się o kompakty. I właśnie o ich magazynowe nadwyżki. Nie radzono sobie z nimi należycie, nie chciano też zaniżać cen poprzez tak masowe wyprzedaże, więc po prostu je mielono. Pewien tytuł, którego zdradzić nie mogę, ponieważ tym samym puściłbym parę o kogo chodzi, przemielono w ilości ponad tysiąca egzemplarzy, zamiast dajmy na to wyprzedać po 5 zł za egzemplarz. A wszystko po to, by nie psuć rynku. Tak się czyniło od zawsze z żywnością oraz wieloma artykułami przemysłowymi, to normalna procedura. Zastanawiam się tylko, gdzie jest granica szaleństwa Universal?







Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"