Klub Firlej |
Czekałem na to wydarzenie od kilku dobrych miesięcy, samemu nie wierząc, że się ziści. Byłem przekonany, że impreza zostanie odwołana, no bo kto by u nas ośmielił się tracić czas na niemodnie grający jakiś tam melodyjno-hardrockowy zespolik. A to, że jednak tak się nie stało należy rozpatrywać w kategoriach odrzańskiego cudu historii współczesnej. Przecież bilety nie schodziły od samego początku, i wiadomym było, że cała ta impreza nie ma prawa na siebie zarobić. Nie pomogło nawet usilne podnoszenie rangi sugestią, że na gitarze poczaruje sam Emppu Vuorinen - obecny muzyk Nightwish. Zespół nie nazywa się "Nightwish", no to won! Nie znamy, to nie chcemy. Tak to sobie wyobrażam. Na co komu taki koncert, skoro później pośród Facebookowej społeczności nie zrobi on na nikim żadnego wrażenia.
Pekka Heino i kompania |
Doszło też do niecodziennej i troszkę zawstydzającej mnie sytuacji. Gdzieś pod koniec występu nowicjuszy, chwyciłem za telefon, by po prostu napisać Żoneczce, że oto dotarliśmy cało i zdrowo, a tu znienacka zagląda mi w ekran zespołowy gitarzysta. To taki moment, w którym ma się ochotę zapaść pod ziemię.
Shiraz Lane na scenie porządzili przez pół godziny, pozostawiając dobre wrażenie.
Półgodzinna przerwa pozwoliła nawet w "tłumie" dostrzec kilku znajomków, którzy z równym podnieceniem wyczekiwali gwiazdy wieczoru. My z Peterem wykorzystaliśmy okienko i ustrzeliliśmy sobie drinka Johnny Walker & cola. Choć tak po prawdzie, musiałem go nam obu samodzielnie przyrządzić. Młody barman nie dość, że nie potrafił zlokalizować właściwej butelczyny, a gdy już odniósł upragniony sukces, to whisky zaserwował do gorzałkowych kieliszków. Nie mówiąc już o puszce Coca Coli, którą gdzieś po drodze zapodział. Udało mi się jednak doprosić dwóch plastikowych kubków i przyrządzić wymarzony koktajl. Tak, by ten nie stracił walorów estetyczno-smakowych. Zresztą w odwiedzonym McDonaldzie także powitał nas chyba już nigdzie niefunkcjonujący archaiczny system rozdzielnictwa. Tam jeszcze nie dotarły monitory. Niczym w skansenie padały zapytania: "kto zamawiał zestaw McRoyal?", no itp. Dziwne, przecież Wrocław wydaje się zauważalnie większą osadą od mego ukochanego Poznania.
machina uruchomiona |
Brother Firetribe zapowiedziani na godzinę 20.15, na scenę wkroczyli punktualnie. Pekka Heino z kolegami nie dali po sobie poznać frekwencyjnej porażki, a wręcz stadionowo podrywali przybyłych do zabawy. Ruszyli z impetem od kawałków z najnowszej "Sunbound", by w całym przedstawieniu zahaczyć o każdą z dotychczasowych czterech płyt. Nie będę zanudzać, że zabrzmieli świetnie, zagrali jeszcze lepiej, a ja sobie poszalałem, jakbym dopiero świętował osiemnaste urodziny. Właśnie dzisiaj stuknęły mi pięćdziesiąt dwie wiosny. Cieszę się tym bardziej, że me zwapniałe kości spisały się wczoraj na medal.
Przeżyłem jeden z koncertów życia. Tak tak, w niewielkim, acz sympatycznym Firleju, w którym moi kompani chyba także poczuli jego niezwykłość. Po koncercie podszedł do mnie wcześniej napotkany Rafał z Rokietnicy, i delikatnie, acz retorycznie zapytał: "i co?", nie zdążyłem jeszcze odpowiedzieć zamierzonego: "zajebiście", by Rafał bez chwili zwłoki dodał: "co za koncert!". I niech jego spostrzeżenie posłuży za recenzję.
Był jeden minus. Bardzo krótki występ. Godzinka, ni mniej, ni więcej. Licząc z pakietem jedno-utworowego bisu, w postaci "I Am Rock". Lepszej piosenki być nie mogło. Przecież to pierwszy kawałek Fajertrajbów, w którym się zakochałem w 2008 roku, gdy poznałem z lekkim opóźnieniem ich kapitalną drugą płytę "Heart Full Of Fire".
stoisko firmowe obu grup |
Po koncercie kilku jego uczestników ponarzekało w upragnionej toalecie na zbyt krótki show, dla mnie jednak satysfakcja pełną gębą. Zagrali niemal wszystko, o czym marzyłem. Zupełnie bez znaczenia jeden lub dwa kawałki więcej. I tak nie zmieniłoby to mojego osądu. Rewelacja !!!
Szybko dotarliśmy do swych domostw. Najgorzej miał Szymon, któremu przyszło wszystkich odstawić pod dom, a któremu tak przy okazji również ogromnie dziękuję za udzieloną drobną pożyczkę. Dzięki niej zafundowałem sobie winylową podwójną wersję "Sunbound" - z dodatkowym, pozakompaktowym utworem. Kątem oka podejrzałem także Tomka, który również się szarpnął na "Sunbound" - tyle, że już w wersji kompaktowej. Tomek jest zatwardziałym i nieuleczalnym kompakciarzem.
nie mogłem odpuścić |
Wczorajszy dzień sprawił mi ogromnie dużo radości i pozostawił upragnione po wsze czasy znamię. Mam nadzieję, że moi towarzysze też się nie zawiedli. Wszystkim im, ślę ukłony.
pełna dyskografia Brother Firetribe |
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) -
www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
("... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze")
BROTHER FIRETRIBE |
stoisko z gadżetami obu zespołów |
winyl BROTHER FIRETRIBE |
trzynasty kawałek nie występuje w wersji kompaktowej |
SHIRAZ LANE już do samego dołu.... |