MUMFORD & SONS
"Wilder Mind" - (ISLAND) -
****
Najnowszych Mumford & Sons słucha się chwilami niczym następców Coldplay - z okresu ich przebojowego albumu "X&Y". To nie zarzut, choć w pewnym sensie żałuję, że ta piękna grupa tak drastycznie zrezygnowała z akustycznego brzmienia, które było przecież podstawą poprzednich dwóch albumów. W tym, absolutnie genialnego debiutu "Sigh No More".
Tamto jednak to już historia, a "Wilder Mind" - teraźniejszość. Być może nie wystarczało grupie wzmożone koncertowanie i znoszenie morderczych tras, więc znaleźli sposób na dotarcie do słuchacza poprzez eterowe fale. I chyba się uda, ich najnowsze dzieło aż zionie przebojowością, i jak to u Mumfordów, po prostu ładnymi piosenkami. A te, niosą się same.
Jeśli zapomnimy na moment o tym, do czego muzycy zostali powołani, to ich nowa - niech nawet będzie, że komercyjna - twarz, wcale nie musi pokrywać się lustrzanym odbiciem wstydu.
"Wilder Mind" zapewne podzieli sympatyków zespołu na długie lata, tak jak w swoim czasie doświadczyli tego Smashing Pumpkins za sprawą - moim zdaniem udanej, lecz na swój sposób zaskakującej - płyty "Adore", bądź kilka lat wcześniej grupa Talk Talk, kiedy to ta zdezorientowała fanów zauważalną odmiennością na czwartym longplayu "Spirit Of Eden". Tyle, że ci ostatni eksperymentowali, a Mumfordzi dokonali swego rodzaju artystycznej zbrodni, zostawiając piękne ideały, na rzecz list przebojów. I ja też tego mocno żałuję, ponieważ od tej chwili już nic nie będzie jak dawniej, nawet jeśli za jakiś czas grupa obierze kierunek "cała wstecz".
Podoba mi się ta płyta - mimo wszystko. Może i wstyd się przyznać, ale momentami nawet bardzo. Pomimo nieukrywanego rozczarowania i braku choćby upragnionych bladych kopii z niedawnych klejnotów, w rodzaju: "The Cave", "Dust Bowl Dance", "Awake My Soul", bądź "Winter Winds". Bo przecież takich piosenek na "Wilder Mind" nie znajdziemy - niech nikt się nie łudzi....
Zaczyna się przebojowym, utrzymanym w niemal Coldplayowskim klimacie "Tompkins Square Park", który płynnie przechodzi w singlowy "Believe" ("....nie wiem czy tak naprawdę wierzę we wszystko co starasz się mi powiedzieć..."). I to jest także piosenka pełna rockowej mocy, z podniosłym refrenem, w duchu wspomnianej już grupy Chrisa Martina. Dwie całkiem zgrabne melodie na początek, co też trzeba uczciwie przyznać. Trzecia zaś - "The Wolf", jak dla mnie zbyt hałaśliwa i ogólnie mało przekonująca, za to następująca po niej tytułowa "Wilder Mind" - cudowna. Osadzona jakby w rytmie "I'm On Fire" - Bruce'a Springsteena. Napawa refleksyjnym tonem, a i porusza swą subtelnością ("...miałem nadzieję, że wierzymy w niekończącą się miłość..."). Gdyby tu dołożyć jeszcze banjo, a i zdjąć nieco tę nachalnie wypolerowaną produkcję, to byłoby prawdziwe cacko. Ale to i tak przepiękna piosenka - wraz z wszystkimi jej wadami. Można tylko żałować, że ten klimat nie ciągnie się dalej, tylko niczym przerwana nić brutalnie powracamy na ziemię za sprawą przeciętniactwa w "Just Smoke". Chyba Mumfordzi nasłuchali się 30 Seconds To Mars - te okropne wykrzyczane refreny.
Pierwszą część płyty zamyka całkiem przyjemna ballada "Monster" ("...widziałem jak tańczyłaś w ramionach diabła..."), choć razi w niej nieco bezduszny i automatyczny perkusyjny rytm.
W drugiej odsłonie także bywa różnorodnie. Jest żywiołowy i porywający "Snake Eyes", eksplodująca ballada "Broad-Shouldered Beasts", jak i bardziej wyciszona pieśń "Cold Arms" - oparta jedynie na gitarowym akompaniamencie. Po nich nastaje "Ditmas". W tej bardzo fajnej piosence odzywa się folk rockowy duch. Niepotrzebnie ta urocza melodia, jakby nieco na siłę, została obsypana gradem bombardujących decybeli.
Na tym nie koniec, bo oto niesamowity "Only Love" - cóż za podniosły nastrój w części pierwszej i brawurowe całości wykończenie. To tacy Mumfordzi, za których daję się pokroić.
Na koniec "Hot Gates" - kolejna już w tym zestawie ballada. Nabierająca dramaturgii wraz z każdą postawioną nutą ("...nie mogę być dla ciebie wszystkim, czego ode mnie wymagasz...").
Odmienieni Mumford & Sons nie rozczarują, pod warunkiem zakopania wszelkich uprzedzeń. Darujmy im ponadto chęć wzbicia się ku wierzchołkom przebojowych list, bo któż z nas nie byłby ich ciekaw.
I tak, narzekam sobie pod nosem, że to już nie to co kiedyś, jednak moje drugie "ja", pragnie słuchać tej płyty nieustannie.
P.S. Wersja deluxe zawiera nagrane na żywo "bezoklaskowe" i tylko z lekka odmienne wersje piosenek: "Tompkins Square Park", "Believe", "The Wolf" oraz "Snake Eyes". Ot, ciekawostki.
Andrzej Masłowski
Radio "AFERA" 98,6 FM (Poznań) - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
"... dla tych, którzy wiedzą co w muzyce najpiękniejsze"