Bywało, że jako młodzieniec zastanawiałem się jak długo będę lubić rocka. Bałem się mieć do czynienia z jakąś uleczalną chorobą. Tak jak to bywa z katarem lub swędzeniem na środku pleców, do podrapania których akurat paluch nie sięga. Wszak wszystko kiedyś przechodzi. Słuchając wtedy Deep Purple czy AC/DC miałem uczucie obcowania z czymś najpiękniejszym na świecie i drżałem na samą myśl, iż pewnego dnia obudzę się i będzie już po wszystkim. Zamiast gramofonu i płyt, mój pokój zapełni sporych rozmiarów książkowa biblioteka, a na śniadanie będę kawę popijać z filiżanką w dłoni. Ponadto jeszcze chodzić w dobrze skrojonych spodniach, wyprasowanych na kant, a spod sweterka wystawać mi będzie kołnierzyk od śnieżnobiałej koszuli. A jeszcze gorzej, gdy w perspektywie zagrozi gruntowne wykształcenie wiążące krawat na dożywotnim garniturze. Przypatrywałem się zatem jak w takiej roli sprawdzają się ojcowie moich kolegów, choć nie musiałem szukać daleko, przecież mój Tata także całe życie uwielbiał koszule z kołnierzykami. Kiedyś próbowałem namówić go na jakiegoś t-shirta lub zwykły "bezguzikowy" sweter. Niestety, nic z tego. Gdy w końcu przyodział coś podobnego na siebie, nie wiedział gdzie ma podziać dłonie, zapewne czuł się w tym dokładnie tak samo jak ja w garniturze. Przyznaję, i ja kilka razy zhańbiłem się krawatem (zawsze pod naciskiem), lecz po dziś dzień stosuję względem niego uniki. Nie pozwalam zapraszać się zatem na żadne wesela, chrzciny (w ogóle jak najdalej od kościoła i kleru), a na pogrzeby zakładam specjalną i jedyną czarną koszulę jaką posiadam, za którą dałem niegdyś autentycznie grubą forsę, ponieważ musiała być z najdelikatniejszych włókien. Lecz nawet pomimo tej dogodności, szczerze jej nie znoszę.
Odskoczyłem jednak od głównego wątku. Wielokrotnie zdarzyło mi się w młodości przedostać wyobraźnią do obecnych czasów. Jak to będzie w wieku pięćdziesięciu lat? - zastanawiałem się. Czy wciąż będę żywić sympatią Iron Maiden, Whitesnake czy Led Zeppelin, a może pozostanie mi już tylko liczenie taktów pod dyktando batuty Herberta Von Karajana?. Nie wyobrażałem tego sobie, pragnąłem do końca życia kochać tylko długowłosych szarpidrutów. Dziś już wiem, że na szczęście nic się we mnie nie zmieniło i raczej zmienić nie powinno. Jednak pamiętam jak bardzo wielu dobrych kompanów przedwcześnie straciło dziewictwo, wchodząc tym samym błyskawicznie w dorosłe życie, a co za tym idzie - w pieluchy. Niektórym przytrafiło się to jeszcze w trakcie szkolnej edukacji. Szybko skończyło się zatem słuchanie Iron Maiden, wspólne eskapady na koncerty, jak i sympatyczna wódeczka w osiedlowym barze. Sprzęt grający zaczął pokrywać kurz, choć najczęściej trafiała na niego jakaś serwetka z ludowym akcentem, a na niej obowiązkowa porcelanowa figurka ze słoniem. Taka durna moda - z trąbą ku górze - bo ma przynosić szczęście. A widział ktoś kiedykolwiek figurkę z trąbą ku dołu?
Jako 18-25-latek byłem dość lubianym osobnikiem. Ponoć skromnym, sympatycznym i nieśmiałym. Były takie czasy. Zapraszano mnie więc wszędzie. W pewnym momencie tylko do samych nowożeńców. Napatrzyłem się na to przedwczesne szczęście. Widok z reguły bywał zawsze ten sam - odstępny pokoik u teściów, sama teściowa zawsze za ścianą w kuchni na czatach, znudzony teść z gazetą w głównym salonie właśnie wygrzewał miejsce w rozklekotanym fotelu, a młodzi państwo cieszyli się z odwiedzin każdych gości, pod warunkiem, że prowadziło się konwersacje szeptem, jako że zawsze dziecko akurat przed chwilą właśnie zasnęło. Mowy nie było zatem o włączeniu jakiejkolwiek płyty, zresztą te i tak zostały już wcześniej na lata zakopane w jakiejś zabytkowej szafie, na siódmy spust, a sam grający sprzęt służył już tylko za ozdobę. W najlepszym wypadku co bardziej nieustępliwy żonkoś instalował sobie jeszcze zestaw słuchawkowy, ale i tak Iron Maiden ustępował pola Andreasowi Vollenweiderowi lub Jean Michel Jarre'owi. Tak wyglądały niemal wszystkie obrazy z odwiedzin młodych małżonków, a dokonałem ich z dobre dwa tuziny. I nie było zmiłuj, nie dało rady się z tego wycofać. Ja jeszcze wówczas miałem zaplanowanych dobrych dziesięć lat wolności, o której oni mogli już całkowicie zapomnieć. Pomijam fakt, że w tak młodym wieku przychodziło z reguły drastyczne rozczarowanie, albowiem te jeszcze przed chwilą piękne dziewczyny, dopiero co powyciągane z szalonych prywatek (dzisiejsze domówki), teraz były blade, niewyspane, a co gorsza - zupełnie zwyczajne. Szybko przechodziło pierwsze oczarowanie. Większość z tych przedwczesnych związków za chwilę się rozpadło. Jedne niemal błyskawicznie, inne po niewielu latach. Chęć zbyt wczesnego wejścia w dorosłe życie z reguły nigdy nie miało szans przetrwania, a cofnąć czasu już nie dało rady. Bo nie każdy w życiu trafił na taką kobietkę - jak ja. Dlatego, nie spieszcie się, na "to" zawsze przyjdzie czas. Używajcie muzyki, miłości i młodości - nie pozwólcie sobie tego przedwcześnie wyrwać.
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
(4 godziny na żywo!!!)
===============================
"BLOG NAWIEDZONEGO"
oraz
"BLOG TYLKO O PŁYTACH CD i LP