poniedziałek, 5 października 2015

smutne piosenki....

Trafiło mi się wczoraj zastępstwo w "Smutnych Piosenkach". Pierwszy raz i ponoć ostatni, bowiem audycja nie utrzyma się po wejściu nowej ramówki - a szkoda. Mnie dała wiele przyjemności, zresztą zrobiłem ją tylko dla siebie - no i dla Słuchaczy Dawida i Natalii, którzy sobie właśnie podziwiają norweskie fiordy.
Nie reklamowałem smutnych piosenek na blogu, ponieważ sam zostałem o nie poproszony dosłownie w ostatniej chwili, a poza tym, już mnie nieco męczy to wieczne narzucanie się swą osobą. Czasem dobrze pozostać w cieniu.
Zdziwił się Krzysztof Ranus, który przyszedłszy na swoje "Blues Ranus" zapytał: "czy jest coś, o czym nie wiem?". Mój uśmiech wyjaśnił wszystko. No cóż.... Masłowski jest od zastępstw, nie odmawia, bo lubi sitko, słuchawki, radiowe studio i własną muzykę - podkręconą na maximum volume!!!
Miałem po raz pierwszy okazję uczestniczyć w posłuchaniu całej audycji "Blues Ranus", bo tak, to tylko w strzępach jakiś ostatni kwadrans każdego tygodnia, gdy już sam pomału szykuję się do wejścia.
W sobotę 3 października zmarł Franciszek Walicki. Szacowna postać polskiego rock'n'rolla, którego to rock'n'rolla władze PRL wolały nazwać jakoś inaczej, by nie "pachniało" imperializmem, więc powstał termin big beat. Pan Franciszek był jego mentorem i wydawał się niezniszczalną żywą legendą. Miał ogromny wpływ na tworzenie się tamtej muzyki, na jej propagowanie i słusznie nazwano go ojcem chrzestnym polskiego rocka. Czesław Niemen, SBB, Krzysztof Klenczon..., to tylko niektórzy z objęć Franciszka Walickiego. Wielu z nas nawet na co dzień nie uświadamia sobie, ile to lubianych piosenek wyszło spod jego pióra. Macie je Państwo na swoich płytowych półkach lub w innych skarbnicach muzyki. Warto do tych nagrań powracać...
Chwilę przed weekendem pojawiła się informacja o jedynym polskim koncercie Black Sabbath, do którego ma dojść 2 lipca przyszłego roku w Krakowie. Trasa pod hasłem: "this is the beginning of the end...". Bilety już są, a ich ceny od 249 zł wzwyż. Może pojadę, zastanowię się, do Krakowa długo i daleko, ale dawno nie miałem okazji, więc.... Byłem już dwa razy na Sabbsach, raz w Poznaniu ze śpiewającym Tonym Martinem, no i na składzie z Ozzym rzecz jasna także, dawno dawno temu w Katowicach. W upalny dzień, a w Spodku jeszcze goręcej, na szczęście Ozzy polewał z wiadra i tradycyjnie gołym dupskiem świecił po oczach. Duże przeżycie zobaczyć Iommiego, Ozzy'ego i Butlera, choć powiedzmy sobie szczerze, o ile za samą muzykę dałbym się posiekać (kocham !!!), o tyle na scenie nie działo się nic. To jest po prostu spotkanie, mistycyzm, pewna magia i marzenie każdego heavy fana, ale showu ci starsi panowie wielkiego nie robią. Mimo wszystko, kto nie był do tej pory, musi obowiązkowo. Trzeci raz nie wiem czy mam ochotę, wolałbym kogoś, na kim nie miałem jeszcze przyjemności (Rush, Magnum, David Bowie, The Moody Blues, Kate Bush, Alice Cooper, Whitesnake, Van Halen i tuziny innych....).
20 października "U Bazyla" zagrają Antimatter. Chyba się przejdę. Nie wiem co teraz grają, ale nowa płyta wszystko wyjaśni, a mam ją jeszcze w tym tygodniu jako promo otrzymać. O koncercie szepnę słówko w Nawiedzonym i czegoś tam posłuchamy.
Dzięki piękne za wiele ciepłych maili i sms-ów. W ubiegłym tygodniu prawdziwą furorę zrobiły kompakty przywiezione z Japonii przez Panią Agnieszkę. Nie spodziewałem się, że tak artyści z kraju kwitnącej wiśni podbiją Państwa serca - super! Do tych płyt jeszcze kiedyś powrócę, a i chętnie przypomnę inne wyczyny Azjatów z grup Far Out, Too Much lub Blues Creation, których już przedstawiałem w czasach bardziej odległych.
Słucham przez połowę dnia tych najnowszych New Order i nie podobają mi się za grosz. Nic, tylko automaty, łomoty, plastikowe aranżacje, okropne babskie chórki - dobre dla stylu r&b, a nie dla tego zacnego bandu. Gdzie się podziała ta ich subtelność i wrażliwość. Nowy basista mocno w cieniu Petera Hooka. Facet stara się pod niego grać, ale nic z tego. Bateria syntezatorów zagłusza wszystko. New Order z kwartetu przeistoczyli się w kwintet (bo jeszcze powróciła na stare śmieci Gillian Gilbert) i to jest tylko wadą. Podobają mi się tylko trzy utwory, i to też tak raczej na siłę. Na szczęście wciąż fajnie śpiewa Bernard Sumner, choć i on jest mocno pod pokrywą tej cholernej elektroniki. Elektroniki, której zawsze było tam sporo, jednak tym razem muzycy przegięli.
W zamian bardzo podoba mi się nowe dzieło Lany Del Rey, a już oba te utwory z wczorajszego Nawiedzonego, to palce lizać. Dziewczyna to niezwykła i brawo dla słuchających mas, że ci wciągnęli tę utalentowaną osóbkę nawet na wierzchołki list przebojów, pozwalając przy okazji jej sprzedawać ogromne ilości płyt - przy tak niekomercyjnej twórczości, co trzeba zaznaczyć.
Rozpisałem się, dość na dzisiaj, zmykam, nie zanudzam...
Z szacunkiem....




Andrzej Masłowski


RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 

 www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00



"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"