poniedziałek, 1 czerwca 2020

nie żyje BOB KULICK (16 I 1950 - 28 V 2020)

Zmarł Bob Kulick. Niezwykle dobry gitarzysta. Utytułowany w branży, a i przeze mnie szczególnie ceniony za genialny album Meat Loafa "Bad Attitude". To bezwzględnie jedna z moich płytowych życiówek, tym samym odszedł jeden z gitarowych miotaczy mojej rodziny.
Współpracował z zapierającą dech w piersiach rzeszą artystów, m.in. z Lou Reedem, grupą Kiss - usłyszymy go m.in. w utworze "Naked City" na LP "Unmasked", a także we wszystkich czterech nowych numerach na dość nietypowej, acz kapitalnej kompilacji "Killers", do tego również na pierwszym solo Paula Stanleya z 1978 roku, o niewyszukanym tytule "Paul Stanley", ponadto w niezłej i dowodzonej przez siebie grupie Balance, także na znakomitym melodic-rockowym trzecim LP Michaela Boltona "Michael Bolton", a nawet u metalowych W.A.S.P. czy w utworzonej przez siebie, kompletnie niewypromowanej formacji Skull. Na tym nie koniec, lista płac jest sporo dłuższa, a i wszystko warte poznania, jednak jeśli ktokolwiek do tej pory nie poznał talentu Boba, proponuję zacząć przygodę od kilku przywołanych tytułów.
Jego brat - Bruce, to również bardzo utalentowany muzyk - i także gitarzysta. A co ciekawe, także mający na sumieniu współpracę z Kiss - nawet bogatszą - jak też obfitszą, z równocześnie przywołanym powyżej Michaelem Boltonem. Tych zasług Bruce też ma dużo więcej, i nawet ich liczebnością przebija własnego brata, jednak nie o nim być miało.
Bruce i Bob nie mieli ostatnio ze sobą po drodze. Wzajemne pomówienia i niezgodności na polu praw autorskich trzymały ich raczej z dala od siebie, a jednak przed kilkoma laty stanęli ramię w ramię na jednej scenie, ponad podziałami.
Nie każdy zapewne wie, Bob Kulick miał być etatowym gitarzystą Kiss, jednak jeszcze w przedbiegach, zanim grupa nagrała albumowy debiut, pokonał go Ace Frehley. Nie zraziło to jednak Boba do zamaskowanych, ani odwrotnie, dzięki czemu w latach późniejszych dochodziło między obiema stronami do sporadycznej współpracy.
Bob to charakterystyczny facet. Łysy, z na pół-szlacheckim ciemnym wąsem, niekiedy dający się przyłapywać w równie ciemnych okularach. Oryginalny rockowy wizerunek, trudny do pomylenia. Zobaczyć Boba na scenie należało do moich najskrytszych marzeń. Najlepiej z Meat Loafem, ale poszedłbym na każdy występ.
Bob Kulick to wielka gitarowa postać. Wyborny technik, równie sprawny wirtuoz, gość o własnym stylu i brzmieniu, postać nietuzinkowa. Jednocześnie świadom jestem jego marginalnej u nas sławy, która zapewne nie wywoła wielkiej fali smutku.
Dzięki Maestro!



A.M.