ARTUR ROJEK
"Kundel"
(KAYAX PRODUCTION)
***
Drugie solowe dzieło byłego frontmana Myslovitz trwa tyle, co dłuższy mini album, zaś jego tytuł "Kundel" wcale nie ma znaczenia pejoratywnego. Rojek nikogo nie skundla, a raczej wyostrza sylwetkę kogoś tylko z pozoru mało interesującego, niewstydzącego się jednak własnego przeciętniactwa, bo i w jego zwyczajnym żywocie znajdzie się miejsce na wiele radości plus miłość.
Artur Rojek to trochę taki nasz nadwiślański Thom Yorke. A raczej górnośląski, by być precyzyjnym. Facet niezwykle wrażliwy, który posiadł umiejętność transformowania własnych uczuć na grunt
komercyjnej sztuki, choć z szuflady: indie/alternative. Jeszcze większy plus, że Rojek zupełnie jak własne śpiewa prozaiczne liryki Radka Łukaszewicza. Dlatego nie zaskakują typowe dla jego natury frazy, jak choćby ta z ballady "W Nikogo Nie Wierzę Tak Jak W Ciebie": "... wszystkie dni bez Ciebie warte tyle, co ta mała dziura w spodniach...", to jednak wyrwane z kontekstu, w kolejnej balladzie "A Miało Być Jak We Śnie": "... wszystkich nas czeka to samo, chujowy hip hop... ", przyjemnie popieściło me uszy.
Miesza się tu nastrojami szeroko pojęty elektropop. W perfekcyjnym - z pozycji radiowca - "Bez Końca" jest więc a'la Madness skoczne ska, choć zdecydowanie dalekie od przypisanego dla tamtych Brytyjczyków uroczego błazeństwa. Ponadto, pachnące teatralnymi deskami polsko-germańskie "Für Meine Liebe Gertrude", skoczniejsze "Sportowe Życie" bądź "Układ", czy mniej oczywiste w usilnym kategoryzowaniu "Chwilę Błyśniesz Potem Zgaśniesz", i rzecz jasna najbardziej istotne,
tytułowe "Kundel" ("... kiedy każą mi być kimś, mieć bielszy uśmiech, jestem sobą bardziej i mam zęby żółte ..."). Fajnie zagospodarowano tutaj wnętrze piosenki marszowym bębnieniem oraz puzonem. Wypada jedynie żałować, że nazbyt skromnie. Momentami aż prosi się o pełnowymiarową brass-orkiestrę.
Płytę spięto klamrą, począwszy od intro po outro, co z góry sugeruje koncepcyjny zamysł dzieła, i tak należy do "Kundla" podejść.
P.S. Stokrotne dzięki dla Syncia.
A.M.