CETI
"Oczy Martwych Miast"
(METAL MIND PRODUCTIONS)
***1/2
Nareszcie po polsku. I zdaje się, nie tylko ja na to czekałem. Jego metalowa wysokość Grzegorz Kupczyk droczył się (m.in. ze mną) latami, aż skruszał. Jak dobrze posłuchać lubianej muzyki w bardziej komunikatywnym językowo i bliższym sercu przekazie.
Na wstępie zapewnię, najlepszy głos rodzimego heavy metalu ma się dobrze - gdyby ktoś powątpiewał. Na nic więc Kupczykowi upływ lat, ni też cała krajowa młodsza konkurencja. W zasadzie, konkurencji brak, wszak te całe nasze heavy, w ogólnym zarysie jest równie cienkie, co łamliwy andrut. Potomkowie rodów Piastów i Jagiellonów nie zostali poczęci do jego uprawiania, pomimo iż w całej historii nadarzyło się jednak kilka chlubnych wyjątków (m.in. Turbo, a nawet glamowi Lessdress). Dlatego Ceti mogą spać spokojnie, wystarczy tylko konsekwentnie czynić swoje, co zresztą jak najbardziej uwidacznia najnowsze "Oczy Martwych Miast". Mamy tu spodziewane bez zadyszki inteligentne łojenie, ponadto nowego pałkera - w osobie Jeremiasza Bauma, także kilka niezłych ślizgów po gryfie - w wydaniu Bartka Sadury (szczególnie fajnie mu uprawiana profesja wychodzi w "Fałszywym Bogu", gdzie przez chwilę zamarzyło mu się pobyć drugim Adrianem Smithem), ale i konglomerat ogólnie przyjemnych natężeń dźwięku, szczególnie niepozwalających spokojnie nabrać sił przez moment odpoczywającym, acz wszelakim natarczywym sąsiadom-remontowiczom. Każdy z nas takimi się otacza. Oby ich wiertarki zardzewiały równie szybko, jak ich niewyszukane życiowe potrzeby.
Chwaląc poszczególnych muzyków, nie można pominąć basowych ukąszeń Tomka Targosza - to ten najbardziej utytłany w tatuażach. Jego gra, choć mniej hałaśliwa od przecudownych naparzanek Lemmy'ego, ma w sobie ekspresję za trzy czwarte liczebności składu Ceti. Faceta nie tylko roznosi na koncertowych deskach, ale i na tej płycie odnoszę wrażenie, że za chwilę przebije ścianę mego pokoju i wskoczy poprzez monitor telewizora niczym Angus Young w teledysku "Heatseeker", czyniąc podobną zadymę i demolując narosłą poprzez trwającą pandemię nudę. Szkoda jedynie, że Marysi Wietrzykowskiej tradycyjnie jak na lekarstwo. Nie pojmuję, podobnie jak na koncertach, widzę jej grę, lecz nigdy nie słyszę. Tak też na tej płycie. No dobrze, wyjątkiem numery "Linia Życia" i może jeszcze tytułowe "Oczy Martwych Miast". Ludzie, dajcie jej pograć. Nie cały metalowy świat tylko blachą huczy. Być może subtelność Marihuany koliduje z całą resztą hałaśliwej ferajny, która lubi sobie poprzestawiać graty, ale na pewno nie zaszkodziłoby tej muzyce troszkę bardziej dostrzegalnych i niekiedy wyeksponowanych klawiszowych akcentów. Że o równie miłym sopranie Marysi już tylko napomknę, ponieważ mamy jednak jego szczyptę w bliskim estetyce BlackSabbath'owego, a osadzonego w finale płyty "W Dolinie Światła". Niekiedy jego rytm nasuwa skojarzenia z czterdziestoletnim "Heaven And Hell" - ale to już tylko tak na marginesie. Jednak najlepszym
numerem "Machina Chaosu". Znakomita melodia, dobre tempo, a i przydatna różnorodność. Kupczyk niekiedy tu eksponuje głos, jakby mu ktoś butem krtań przyblokował. To taka szkoła Ronniego Atkinsa (młodszego wiekiem od Kupczyka wyjca z Pretty Maids), choć obaj panowie zapodawanie do mikrofonu rozpoczynali mniej więcej w podobnym czasie. Podoba mi się jeszcze szarpanie głosem w "Piętnie", jak też ustawiona pod rytmikę Deep Purple melodia w numerze "Cienie". Tu nawet wściekłość Kupczyka przebija współczesnego grzeczniutkiego Gillana. Ale nie uprzedzajmy faktów, zobaczymy na co stać wokalnego właściciela "Smoke On The Water" na letnio-jesiennej płycie Purpurowych.
Na tej zdecydowanie nieradiowej, i o subtelności lokomotywy płycie poznaniaków, znajdziemy też nieco ciekawej oraz typowej dla bractwa dyskretnego szczęku blach liryki, jak choćby w tytułowym "Oczy Martwych Miast" /"świat was znienawidził, nienawidzi mnie. Byłem waszym Bogiem - teraz nie ma mnie"/ czy w tej przeznaczonej dla "Fałszywego Boga" /"fałszywy Bóg ogłupia ludzkie myśli, więc nie wiemy, gdzie jest życia sens"/.
Na świeżo trzy i pół gwiazdki, lecz z biegiem lat zapewne akcje wzrosną. Cieszą matkę takie dzieci.
P.S. Autentico cacy okładeczka w wydaniu naszego nadwornego metal-grafika Jerzego Kurczaka. Choć nie tylko, bo przecież przydarzyły mu się nawet "Baśnie" Collage.
A.M.