To był mój drugi raz z Anią Rusowicz w Blue Note. Poprzedni koncert odbył się pół roku temu, lecz niestety wówczas była to niedziela, a ja musiałem niestety w połowie przerwać zabawę, by po pół godzinie zasiąść w Nawiedzonym Studio dla moich Szanownych i Najwspanialszych na Świecie Słuchaczy. Już wówczas postanowiłem to jakoś sobie odbić, no i właśnie dzisiaj się udało.
Koncert zaplanowano na dość późną godzinę 21-szą, a jeszcze ten się z lekka przestawił o tych "kilka" minut.
Na scenie czterech facetów (w większości mocno długowłosych, niczym z epoki hippies) obsługujących przesterowaną gitarę, bas, perkusję oraz Hammondy, a pomiędzy nimi złocisto-włosa (i także bardzo hippie) Ania, która bywała zarówno psychodeliczna jak i big-beatowa. Czyli tak jak mają się jej obie do tej pory wydane płyty. Zresztą, już na samym początku występu Ania zapowiedziała, że najwięcej z zespołem pograją z ostatniej płyty "Genesis", ale i nie zapomną o entuzjastach pierwszego longa "Mój Big-Bit". Jak powiedziała, tak się stało. Można powiedzieć , że pod względem doboru repertuaru, było bardzo blisko w stosunku do marcowego koncertu, choć wówczas chyba nieco mocniej dominował repertuar z "Genesis", a odskocznią od niego były ciekawe przeróbki rockowych klasyków.
Dzisiaj też ich nie zabrakło. Ania ze swoimi przyjaciółmi (jak zresztą sama nazywa zespołowych kompanów) zaprezentowała "Whole Lotta Love" (Led Zeppelin), "Hush" (hit Deep Purple , choć oryginalnie to przecież numer Joe Southa), "Somebody To Love" (Jefferson Airplane) czy "Riders On The Storm" (The Doors).
Ma w sobie ta dziewczyna jakąś niesłychaną moc w docieraniu do ludzi - i to w każdej grupie wiekowej - co także dało się dzisiaj zauważyć. Miło było popatrzeć na oklaskujących artystkę ludzi bardzo młodych ciałem, jak i tych starszych ciałem, lecz bardzo młodych duchem.
Komuś się w pewnej chwili z publiczności wyrwało: "Ada" (imię jej Mamy - przyp. A.M.), na co od razu Ania zripostowała: "chyba ci się pomyliło, ja nie jestem Ada", po czym momentalnie ktoś z tłumu niewinnie wyskandował: "Ania!", no a potem to już cały klub: "Ania, Ania,...!!!". A było gromko, bo choć ścisku jako takiego być może i nawet nie było, to jednak "Blue Note" zapełnił się jak należy - i to na obu kondygnacjach.
Gospodyni dzisiejszego wieczoru była wzruszona kolejną wizytą w swoim (o czym stanowczo zapewniła) mieście, bo jak zresztą stwierdziła - ciężko jej jakoś było do tej pory (z przyczyn niezależnych) zakontraktować koncert w Poznaniu.
Lubię tę dziewczynę. Jest ambitna, wie czego chce, ma bardzo fajny głos, czuje rocka, jest psychodeliczna, pozytywnie zakręcona, do tego bardzo ładna i urocza w jednym. Proszę ile to pozytywnych cech można znaleźć u jednego człowieka - i to bez żadnego przymusu czy jakiegoś nadwyrężenia z mojej strony. Dodam jeszcze, że choć Ania hołduje starej muzyce, a jej koledzy naprawdę świetnie rzeźbią na swych instrumentach (klasycznie rockowo!), to jest to grupa bardzo przyszłościowych ludzi, których na pewno jeszcze stać na wiele niespodzianek względem nas - ich odbiorców. No i co najważniejsze - cały skład: Ania Rusowicz Band, to artyści z krwi i kości, bez krzty jakiegokolwiek pozerstwa czy supremacji fałszu. Dlatego na następny koncert też się przejdę, a za dzisiejszą możliwość pragnę pięknie podziękować Pani Ewie z Klubu "Blue Note".
Andrzej Masłowski
RADIO "AFERA" 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
(4 godziny na żywo!!!)
===============================
"BLOG NAWIEDZONEGO"
oraz
"BLOG TYLKO O PŁYTACH CD i LP