wtorek, 25 lipca 2023

the sea of love

Cenowe okazje fajna sprawa, tylko dlaczego wszystkim się trafiają, a jedynie mnie omijają. Gdy ja wyczaję jakiś brakujący tytuł, nigdy nie trafię na frajera, a jedynie na aukcję opatrzoną stosownymi wzniosłościami, gloryfikacjami, a na końcu zapierającą dech ceną. Kiedy natomiast upragnione CD lub winyl poszukuje któryś z moich znajomych, zawsze mu się ślizgnie za przysłowiowego miedziaka. Niepierwszy raz zdarza się, że Słuchacze mojego nawiedzonego studia w trakcie audycji wyłapują co lepsze kąski i od ręki podejmują decyzję ich nabycia. Wiadomo, impuls. Często potem chwalą się ustrzelonymi trofeami, a jeszcze tym szczególniej, gdy drapną niełatwy tytuł za psie pieniądze. Oj, nie lubię, gdy dobra muzyka nic nie kosztuje. Inna sprawa, iż unikatowe, nie musi oznaczać drogo. Te dwa czynniki nie oznaczają współmierności. Kamienie na morskiej plaży mają miliony lat, a spróbujmy na nich zarobić. No więc, zaprezentowane przeze mnie w minioną niedzielę The Adventures "The Sea Of Love", choć od dawna nieprodukowane, wcale nie obrosło etykietką unikatowości i jak się okazuje, na kompakcie da się wyłowić za grosze. Właśnie jeden ze Słuchaczy pochwalił się, jak to w trakcie słuchania N.S. wytropił na srebrzystym dysku w dobrym stanie za godzące w piękno tej muzyki piętnaście złotych. No nie, szlag by to trafił, taka płyta, a w cenie paczki fajek. To potwarz dla tej muzyki, jednocześnie szczęśliwy traf dla spóźnionego o trzy i pół dekady nabywcy. Nie musi on, jak niejednego klejnotu z działu 'biały kruk', kupować za połowę wypłaty, a jedynie za garść baniaków z tylnej kieszeni spodni. Winszuję, ale następnym razem proszę mnie nie uświadamiać. Wolę myśleć, że kochana muzyka jest także w przełożeniu materialnym coś warta.
Irlandzcy The Adventures wydali cztery albumy, lecz w mojej opinii absolutnie najwięcej uroku skrywa drugie w ich dorobku "The Sea Of Love". Czasy, kiedy grupa otwierała koncerty Fleetwood Mac. To jeszcze nie rock, ale już nie typowy pop, po prostu klawiszowo-gitarowe, korzystne dla wyrobionego ucha piosenki, spośród których szczególnie okazale prezentują się: "Drowning In The Sea Of Love", "Broken Land", "Heaven Knows Which Way" oraz "Hold Me Now". Proszące się o przepustkę do radiowego eteru petardy, istne kilery, ciepłe songi o namiętnościach, często letnich uczuciach, zarówno z rozstaniami, jak i świeżymi związkami w tle. Nie sposób nie polubić tego repertuaru, szczególnie jeśli lubi się całą tę pop/rockową konwencję dekady ejtis. Tak na marginesie, polecam też sympatykom new wave/popu wspólny album wokalisty The Adventures, Terry'ego Sharpe'a z Garym Numanem, rzecz zatytułowana "Automatic". Niebawem zaserwuję w mym nawiedzonym, lecz póki co, na dziś okładka oraz label strony A winylu "The Sea Of Love" oraz to samo, acz dotyczące winylowego maxi singla "Broken Land". Najpiękniejszej piosenki z "The Sea Of Love". Maxi posiada dodatkowy kąsek, pozaalbumowy numer "Don't Stand On Me"

a.m.


"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl

 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"