środa, 5 kwietnia 2023

odeszli Ryūichi Sakamoto oraz Ray Shulman

Ryūichi Sakamoto oraz Ray Shulman przeszli do ciemnej krainy. Dowiedziałem się w niedzielę, jednak nie było już czasu dokleić ich muzyki do spiętego na tamten wieczór radiowego repertuaru. Poza tym, w takich sytuacjach nie lubię na łapu capu, muszę pomyśleć, na spokojnie wyselekcjonować utwory, nabrać przekonania i ochoty, dlatego sprawę przemilczałem. Tuż przed 'nawiedzonym studiem' kilka osób wręcz zainterweniowało, bym czasem niczego w temacie obu panów nie przeoczył. Nie przeoczam, Drodzy Państwo.
Z Ryūichim Sakamoto nie jestem jakoś szczególnie emocjonalnie związany, choć kilka jego dokonań doceniam, jak choćby muzykę do "Ostatniego Cesarza" (na stronie B albumu zaprezentował się TalkingHeads'owy David Byrne), którą w stosownej epoce posiadałem nawet na amerykańskim winylu, jednak z czasem płyta poszła w ludzi i do dzisiaj jej nie odzyskałem. Obecnie zadbałbym raczej o kompakt, by ten jednocześnie nadał się do radia.
Dla mnie Sakamoto to przede wszystkim David Sylvian. Jego synth/pianistyczne instrumentalizacje często kapitalne. Atmosferyczne i sugestywne granie, a przecież Ryūichi miał jeszcze niesłychanego nerwa do pejzażowych aranżacji smyczkowych, które doklejał do często 'narkotycznych' piosenek Sylviana. Najwolniejszych na świece, dopóki w tej dziedzinie muzykowania rytmów jeszcze bardziej nie spowolnili Mark Hollis bądź Tim Bowness.
Szczególnie piękny utwór "Forbidden Colours" ("... moja miłość nosi zakazane kolory"), występujący na płycie Sylviana "Secrets Of The Beehive". Tak piękny, jak dywanem przed moimi oknami rozciągnięte forsycje. Ale uwaga, nie występuje wszędzie. Trzeba się postarać o starą edycję CD, albowiem na remasterze utwór wycięto, w jego miejsce wstawiając "Promise". Sakamoto "Forbidden Colours" naznaczył nostalgicznym pianiem oraz wspomnianymi chwilę wcześniej smyczkami. To nie jest łatwo wpadająca w ucho piosenka, na proste polubienie, ani na pęd naszego życia. Musimy do niej wyciągnąć dłoń, a wtedy... A zatem, "Forbidden Colours" to jedno, drugim zaś sięgnięciem gwiazd dziewięcio- i półminutowe "I Surrender", otwieracz Sylvianowskiej płyty "Dead Bees On A Cake" (cóż za tytuł!). To w ogóle moje numero uno Sylviana do spółki z Sakamoto, gdzie Japończyk czaruje na pianinie Rhodesa, wielomogącym elektrycznym cacku, acz o jednej, od razu rozpoznawalnej barwie. Nie da się też przeoczyć równie cudownej gry na flecie Lawrence'a Feldmana i jeszcze bardziej niesamowitej trąbki skrzydłówki w ustach Kenny'ego Wheelera. Cóż ten facet na niej wyprawia pod koniec tego songu, nie do opisania. I za takie momenty czuję smutek, że żadnych nowych już nie będzie. Sakamoto z Sylvianem bywali niekiedy jak jedna skóra. Oczywiście pierwszy z nich miał też swoje drugie życie, niegdyś Yellow Magic Orchestra, a w międzyczasie oraz nieco później, wielu innych chętnych do współpracy. A przecież tylko żywot jeden. To nie komputerowa gra.
Ogromna strata dla intelektualnego popu, rocka oraz obfitej sfery eksperymentów, której Sakamoto sprzyjał.

Ray Shulman - basista, skrzypek oraz jeden z wokalistów Gentle Giant. Też nie ma go już wśród nas. Lecz, zanim Gentle Giant, to koniecznie wspomnę o kilka lat wcześniejszej grupie, jaką przed nastaniem Gentle współtworzyła cała trójka braci Shulman: Derek, Phil i właśnie Ray. Psychodeliczna formacja Simon Dupree And The Big Sound. Grupa jednej płyty, którą można niemal w równym rzędzie zestawić obok najwcześniejszych dokonań The Moody Blues (tych z okresu albumowego debiutu), Small Faces, The Move czy Kaleidoscope. -- "Without Reservations", które ukazało się w 1967 roku, a więc w roku wydania albumowego debiutu Pink Floyd bądź 'Sierżanta Pieprza' Beatlesów. Każda z tych płyt od siebie różna, a jednak z wszystkich wypływa pewien wspólny mianownik i jakby wzajemne artystyczne nakręcanie.
Simon Dupree And The Big Sound to przede wszystkim nieprzesadnie arcycudowna piosenka "Kites". Rzecz wydana w epoce 'dzieci kwiatów' wyłącznie na singlu, tak też, w tym przypadku sam album nie wystarczył. A przecież, bez tej piosenki jesteśmy jak bez gaci. Zaliczam ją do najpiękniejszych chwil mego życia, cenię równie wysoko, jak innych bożyszczy, w rodzaju Budgie, Magnum, Meat Loaf czy Iron Maiden, i niech nikt się nie skrzywi. Jest to najnamiętniej zaśpiewany rockowy song w epoce 60's, a do tego zawiera przeuroczy, acz fakt, błogo naiwny tekst (złośliwe typy rzekną: infantylny), którego nie da się nie przytulić: "na śnieżnobiałym latawcu, złotymi literami napiszę: kocham cię, i poślę go wysoko nad siebie, tak, by wszyscy przeczytali...". Na tym nie koniec, w drugiej części piosenki dobija tu jeszcze namiętna melodeklamacja Jacqui Chan, chińskiej aktorki, która pojawia się niczym czarodziejka z ciepłego snu: "kocham cię. Moja miłość jest bardzo silna i leci wysoko, niczym latawiec na wietrze. Proszę, tylko nie puść sznurka". Taka blisko czterominutowa song'bajeczka, choć z pewną nutką tajemniczości oraz mrowienia, w co uciekałem już tuziny razy.
Przy czym, należy oddać Dupree'im, iż ta ogólnie klawa grupa, to nie tylko "latawce", wszak dosłownie tylko o włos mniej lubię "Sleep" oraz "For Whom The Bell Tolls". Znakomite piosenki, zresztą z jednego singla. I też nie mieliśmy ich na "Without Reservations".
Z kolei Gentle Giant, to już zupełnie inna bajka, bo oto wchodzimy w świat rocka progresywnego. Następuje dekada 70's, na scenie dobrze rozgościli się Genesis, Jethro Tull, Yes czy ELP, a nasi Gentle Giant pośród nich. Pomimo, iż nigdy nie liznęli sławy żadnego z powyższych. Może dlatego, iż "Delikatne Olbrzymy" grali kompletnie inaczej, czytaj: trudniej. Ja sam przez długi czas miałem przeprawy z przyswojeniem wielogłosowych, madrygałowych wokali Dereka, Phila i Raya. Jednak, gdy wnikliwiej podszedłem do tematu, wyostrzyło się z tego sporo atutów. Głupio mi trochę, że niezwykle rzadko prezentuję muzykę 'Gigantów' na moim paśmie, i że dopiero utrata Raya Shulmana wzmaga we mnie poczucie poprawy. Na pewno w niedzielę nie zapomnę o tytułowym numerze z albumu "Three Friends", a co jeszcze...? ... się zobaczy. Propozycji nie ustaje.

Wyrazy szacunku i podzięki dla obu Panów od mojego Nawiedzonego Studia! 

a.m. 


"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl

 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"