poniedziałek, 27 lutego 2023

repeat offender

Z okresem opisywanych niedawno na moim blogu US'książeczek, najbardziej kojarzy mi się album Richarda Marxa "Repeat Offender". Niemal równie mocno, co Tom Petty i jego genialne "Full Moon Fever", a jednak z Marxem jakoś szczególniej. To była jego druga płyta, choć o świeżości wystrzałowego debiutu. Marx pojawił się znikąd, tym bardziej, iż wcześniej nikt go u nas nie znał. W Stanach zaś, od samego początku wróżono mu sławę na miarę Bruce'a Springsteena, pomimo iż, co już wiemy, sprawy aż tak daleko nie zaszły.
"Repeat Offender" to jedenaście bezbłędnych rock'popowych piosenek, w których zacumowały młodość oraz entuzjazm, także chęć wykrzyczenia światu skrywanych uciążliwości, a przede wszystkim pierwsze pasma sercowych uniesień i rozczarowań. W obsadzie dzieła niemało muzyków kalifornijskich, co z automatu zaowocowało AOR/melodic'rockowym dziełem pod auspicjami najbardziej przeze mnie wymarzonego do odwiedzin miejsca naszej Planety.
Na tak wczesnym etapie kariery, podobny poziom światowy mógł osiągnąć tylko ktoś, kto przynajmniej niewinnie, ale jednak liznął już słodyczy profesjonalnej muzyki. A Richard Marx poznał ten fach, albowiem od pewnego czasu komponował dla kilku wciąż od siebie lepszych oraz uczestniczył w ich sesjach, głównie jako 'background vocals'. Tu warto przytoczyć, iż w 1984 roku dwie jego piosenki: "Crazy" oraz "What About Me?", nagrał sam Kenny Rogers, a że pierwsza z nich wbiła w szczyt zestawień, z automatu rozpędziła się kariera wyznaczonego na dziś bohatera. Poza tym, Marx muzykalność wchłonął z matczynym mlekiem, wszak jego Mama była piosenkarką, a Tata jazzmanem. A to przecież zobowiązuje, choć nie zawsze syn musi posiąść inżynierski fach, o czym z kolei zawsze marzył mój Tata.

Wydany wiosną 1989 roku "Repeat Offender", tylko w Stanach pokrył się poczwórną Platyną, dobijając do szczytu zestawień Billboard 200, a na cały ten wyśmienity album naprowadzało aż 6 wydanych z niego singli, co stanowiło przekroczenie matematycznej jego połowy. Na czub wysunęła się obłędnie piękna ballada "Right Here Waiting" ("... gdziekolwiek jesteś, cokolwiek porabiasz, będę tu na Ciebie czekać..."). Rzecz, w której pianino zabiło gitarę. Literacko był to list miłosny do żony Marxa, aktorki Cynthi Rhodes, choć wtedy nie byli jeszcze małżeństwem. A od około dekady już nie są. To jedna z najbardziej namiętnych, a zarazem najwolniejszych piosenek naszego globu, pomimo iż powstała w nieco ponad kwadrans. Niezwykłe, wgniatające w fotel coś. Skarb ziemi naszej. Dlatego taka "Angelia" ("... sprawiłaś, że nasza miłość była kłamstwem..."), też przecież pełna wdzięku wolnizna, musiała się jedynie zadowolić klimatem równie umiarkowanym, jak nasza wiecznie niedogrzana Polska. Ale ale... przecież trzy/czwarte "Repeat Offender" to jednak głównie rock. No okay, być może nieco ugrzeczniony, jednak żaden z tego zarzut, wszak elegancko doprawiony armadą okazałych gitar, pianin, saksofonów czy nawet Hammondów. Piosenki, pokroju: "Satisfied", "Too Late To Say Goodbye", "Heart On The Line" czy "Real World" ("... żyję w prawdziwym świecie, gdzie wszystko nakreślono czarno na białym. Nie dostaniesz tu nic za friko, jeśli tego nie wywalczysz...") przefantastyczne, a i godne grzechu. Aż prosi się we wzmacniaczu unieść gałkę głośności. No chyba, że Wasz partner/partnerka, mają do wspaniałej muzyki awersje i notorycznie wszystko przyciszają.
Planowałem przypomnienie płyty na moim FM, jednak niesłusznie przyzwyczaiłem Słuchaczy N.S. do wyrywkowych prezentacji albumów, tak średnio po trzy/cztery kompozycje z jednego tytułu, przez co cały zamiar odpuściłem. Bo akurat "Repeat..." musi pójść w całości, od deski do deski, a dzisiaj nikt już takiego radiowania nie uprawia. I tu problem, albowiem kocham pełną tracklistę, wszystkich jedenaście numerów, z żadnego ustąpić nie potrafię, tym samym płyta, zamiast w eter, wraca na półkę - i tak do kolejnej domowej emisji.

a.m.

"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl

 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"