piątek, 3 lutego 2023

about time

Za nieco ponad miesiąc wybije dzwon pamięci. Wybije dla Alvina Lee. To już dziesięć lat. Kto by pomyślał. Ostatnio o Nim częściej wspominam, ale to chyba dobrze. Niedawno w Nawiedzonym mieliśmy fragment świetnej solówki "RX5", a wkrótce powinienem jeszcze podsunąć nutkę z "A Space In Time" (chociażby kapitalne "I'd Love To Change The World"), albowiem do handlu niebawem trafi deluxe album reedycja. Poczekajmy może na nowy dźwięk, a i 'podremasterowaną' okładkę, po co niepokoić stary egzemplarz.
Tymczasem polecam posłuchanie mniej oczywistej płyty Ten Years After "About Time". Jakże krytykowanej w chwili wydania, a i po latach za dużo jej zwolenników też nie widzę.
"About Time" pojawiło się po 15 latach milczenia (poprzedni album "Positive Vibrations" z 1974 roku), a co ważne, grupa przedstawiła się w oryginalnym, klasycznym składzie: Lee/Lyons/Lee/Churchill. Cieszyło jak skarb z zapomnianej groty. Po latach doceniam tamten moment jeszcze mocniej, albowiem kolejną płytę grupa zaserwowała znowu po 15 latach, lecz w składzie zabrakło już Alvina Lee. I nie było go już nigdy potem. Staje więc jasnym, iż właśnie 'żółty album' okazał się ostatnim słowem 'najszybszego gitarzysty świata' w tej jakże pięknej formacji. I tu taka dla fanów AOR-u ciekawostka, czy wiecie, że w sekcji 'backing vocals', mamy Survivor'owego Jimiego Jamisona? Nie słychać go przesadnie, ale sama świadomość, że jest, raduje serce melodic'rockowego fana. Na tym nie koniec, połowę repertuaru sporządził tandem Steve Gould/Alvin Lee, a to też niesamowite, ponieważ ten pierwszy, to w przeszłości lider Rare Bird. Kapitalnej formacji, szczególnie na pierwszych dwóch albumach. Potem już bywało różnie, acz "Epic Forest" lubię wcale nie mniej.
Steve Gould przez pewien czas współpracował na solowym polu z Alvinem Lee, komponował dla niego, grał w jego bandzie na gitarze, a i śpiewał. Niekiedy, jako lead vocal.
W na dzisiaj przywołanej płycie, przynajmniej przy połowie kompozycji leżę w podziwie plackiem, acz całość wydaje się jak najbardziej okay. Już początkowe "Highway To Love" to jakże fantastyczne coś. Podlany nutką bluesa, hardrockowy numer, przy którym w żaden sposób nie da się ustać. I podobnie sprawy widzę przy "Saturday Night", "Waiting For The Judgement Day" czy "Working In A Parking Lot". To również tej szkoły rock/rock'n'rollowe bluesy, z posypką chili. Coś, czego w żadnych esko-eremefach nie znajdziemy, choćbyśmy się posikali. Ale jest tu także przedniej urody, namiętna blues/ballada "Outside My Window", taka trochę w stylu "The Bluest Blues", choć odrobinę jej ustępująca. Tamtej nigdy nic nie pobije, pogódźmy się, żadne "Still Loving You" czy "Love Bites". Nie ma szans. Nieważne, bez znaczenia. A mimo to "Outside My Window" swoje czyni: uwodzi, kołysze, łapie za serce: 'za moim oknem pada deszcz, za moim oknem nie widzę nic, za moim oknem coś mnie woła, za moim oknem ktoś na mnie czeka. Czuję samotność, dzwonię więc do wszystkich moich przyjaciół, lecz wszyscy wyjechali z miasta'. Zupełnie jak ci pozbierani w social mediach. Z reguły przydatni do niczego.

a.m.


"NAWIEDZONE STUDIO"

w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl

 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"