poniedziałek, 12 czerwca 2023

"NAWIEDZONE STUDIO" - program z 11 czerwca 2023 / Radio na 98,6 FM Poznań










"NAWIEDZONE STUDIO"
wydanie z 11 czerwca 2023
(
z niedzieli na poniedziałek, start godz. 22.00, a potem najlepsze granie w eterze do 2-giej w nocy)
 
98,6 FM Poznań oraz w sieci
realizacja i
prowadzenie: a.m.

 

JUDAS PRIEST "Sin After Sin" (1977) -- genialna interpretacja 'diamentów i rdzy'. Przed tygodniem pozwoliłem wygrać się ekipie Axel Rudiego Pella, którzy po nią sięgnęli na najnowszych 'balladach', lecz od razu słychać, gdzie sztab, a gdzie piechota.
- Diamonds And Rust - {Joan Baez cover}

AXEL RUDI PELL "The Ballads VI" (2023) -- cover "Pyłku na Wietrze" taki sobie, bo i w ogóle w bardzo przewidywalnym dla głosu Johnny'ego Gioeli tonie cały ten album. Mógłby Axel wreszcie Gioeliego wymienić, ponieważ wszystko w tej grupie staje się nachalnie podobne. Kupowanie płyt opatrzonych nazwą "Axel Rudi Pell", już dawno przestało sprawiać mi jakąkolwiek przyjemność, jednak nie potrafię jakoś z nich zrezygnować, skoro do tej pory po kolei wszystko zgarniałem.
- Dust In The Wind - {Kansas cover}

ATOMIC ROOSTER "In Hearing Of Atomic Rooster" (1971) -- III album w dorobku Atomowego Koguta. Myślę, świetna zapowiedź nadchodzącej polskiej mini trasy.
- Break The Ice
- Black Snake

THE FIVE DAY WEEK STRAW PEOPLE "The Five Day Week Straw People" (1968) -- wokalistą i gitarzystą tej niemal kompletnie nieznanej formacji John Du Cann. Niebawem muzyk zasilił Atomic Rooster. W najbliższy piątek, 16 czerwca, grupa, co prawda bez Johna Du Canna, za to z Pete'em Frenchem oraz Steve'em Bolton w składzie, wystąpi w naszym Poznaniu. Polecam wydarzenie, ruszajcie po bilety.
- Gold Digger

GROUNDHOGS "Scratching The Surface" (1968) -- Tony McPhee in memoriam
- Waking Blues

GROUNDHOGS "Thank Christ For The Bomb" (1970) -- Tony McPhee in memoriam
- Garden

EXTREME "Six" (2023) -- premiera! -- nie czekałem na ich powrót, i prawdę powiedziawszy, nawet nie wiem, jak te piętnaście lat zleciało. Nigdy nie biłem u nich o palmę pierwszeństwa, ale posłuchać lubię. Zobowiązuje mnie do przymierzy z grupą oko na lubianą gitarową ekwilibrystykę Nuno Bettencourta, który na tej płycie jest jakiś taki bardziej VanHalen'owy. Wiadomo, od zawsze jest fanem Eddiego, lecz wcześniej, gdy lider Van Halen żył, skromność mu na tak wiele nie pozwalała. Teraz Nuno jeszcze bardziej wymiata. Niekiedy na całego. Sprawdźcie choćby w pierwszych trzech kawałkach, albo w kilkuwarstwowym, takim na pół wolnym, a na pół ogniu "X Out". Czapki z głów, a jeśli ktoś chce błysnąć elokwencją, niech cmoknie i to samo wypowie żabojadzio: chapeau bas. Witalny album, różnorodny, nieźle zaśpiewany, niekiedy wręcz wykrzyczany, acz bywają dwie przytulaśki i jedna na pięć z plusem rock ballada, pomimo iż na kolejne "More Than Words" raczej nie liczcie. Zresztą, akurat ja nigdy za tym 'jet set songiem' nie przepadałem.
- Other Side Of The Rainbow
- Rise

MICHAEL THOMPSON BAND "The Love Goes On" (2023) -- featuring Moon Calhoun -- płyta w którymś z wcześniejszych 'nawiedzonych' omówiona, więc teraz już tylko słuchajmy.
- Wheelchair

WINGER "Seven" (2023) -- znakomici ci nowi Winger, choć ktoś oznajmił, że w drukowanym 'Teraz Rocku' słabo wycenieni. Kupujecie to jeszcze? Naopowiadałem się o nowych Winger w poprzednich audycjach, wystarczy więc, teraz uprasza się o maximum volume i dobrej zabawy!
- Resurrect Me

JUDE COLE "Start The Car" (1992) -- z przepychem obsadzony melodic/rockowy album niespecjalnie u nas znanego Jude'a Cole'a. Któż tu nie gra, łohoho! A choćby Michael Thompson, który dopiero co wydał album, co i ekipa z Toto: David Paich plus nieżyjący już Jeff Porcaro. Jest też magik od rożnej muzyki, często z chęcią filmowej, James Newton Howard, który pełni tu jeszcze rolę albumowego producenta. Ale jest także Styx'owy Tommy Shaw, NightRanger'owy Jack Blades czy ex-Kansas'owy John Elefante. Jest jeszcze parę innych mocnych nazwisk, jednak nie chcę nikomu odbierać frajdy w autonomicznym do nich docieraniu.
- Start The Car
- A Place In The Line

GRAHAM NASH "Now" (2023) -- premiera! -- dopiero co Graham zabłysnął na nowym albumie dawnego kolegi z The Hollies, Allana Clarke'a, a tu proszę, oto kolejne premierowe jego ustami piosenki. Fani grania spod dokonań CSN, Eagles czy nawet Buddy'ego Holly'ego, powinni być ukontentowani.
- Stars & Stripes
- Buddy's Back

NATALIE MERCHANT "Keep Your Courage" (2023) -- premiera! -- popatrzmy na albumowy spis utworów, do kogo zwraca się była wokalistka 10,000 Maniacs, a zwraca się do Anioła Stróża, św. Walentego, Narcyza, Afrodyty, nawet do siebie samej, że napomknę jeszcze Wieżę Babel. Niedokończoną konstrukcję, która stoi synonimem braku porozumienia, jakże ludziom w tych czasach doskwierającemu. I o tym m.in. piosenka "Tower Of Babel", ale też spora część tej płyty. Natalie nawołuje do miłości, jednocześnie potępiając rasizm, nacjonalizm i wszelkie poróżniające nas nietolerancje. -- "Keep Your Courage" to taka do serca płyta, z uczuciowymi melodiami, zaśpiewanymi najpiękniej, jak Natalie potrafi, a jeszcze spójrzmy na bogactwo instrumentów, czego tutaj nie ma. A są: fortepian, melotron, Hammondy, saksofon, skrzypce, trąbka, obój i co nie tylko. Oczywiście gitara, bas i perkusja to podstawa, o której nawet wspominać nie muszę. W głosie Natalie szczerość i dostojność, acz przede wszystkim namiętność. Na okładce Joanna D'Arc, więc od początku wiedziałem, że nie będzie przelewek. Natalie to kobieta waleczna, wyczuwalnie feministyczna, i choć feministek nie cierpię, w sztuce się nie wykrzywiam. Wyjaśnię, nie lubię feministek, ponieważ nie wyczuwam w nich walki o równe prawa, a o chęć dominacji. Owszem, równe zasady jak najbardziej, kultura, poszanowanie, zarobki, itd... jednak grajmy w jednej drużynie, bo z dominacji kobiet nad płcią brzydką tworzą się pantoflarze. Zbyt wielu takowych znam. I dla nich wstyd, a nowa płyta Natalie piękna. Nie odmieni mego życia, ale na pewno je podkoloryzuje.
- Big Girls
- Come On, Aphrodite
- Tower Of Babel

TINA TURNER "Wildest Dreams" - Special Tour Edition (1996) -- Tina Turner in memoriam --
z dodatkowej płyty, o niewyszukanym tytule "Bonus Disc":

- Private Dancer - {z jednego z koncertów europejskiej trasy "Wildest Dreams Tour 1996", a konkretnie z Amsterdamu}

TINA TURNER "Private Dancer" (1984) -- Tina Turner in memoriam -- wczoraj sporo o Rupercie Hine'ie, a że Artysta wystąpił też i na tej płycie, to w zasadzie od tego momentu z nim rozpoczęliśmy kolejną przygodę. Rupert na 'prajwet' wyprodukował dwa utwory ("I Might Have Been Queen" oraz "Better Be Good To Me"), a także zagrał w nich na basie, instrumentach klawiszowych, perkusyjnych, co też dołożył chórki. Płyta genialna, Rupert także, nie ma co złotej groty zachwalać.
- Better Be Good To Me

RUPERT HINE "Immunity" (1981) -- mocno w personaliach obsadzony album. Gitary obsługiwał Phil Palmer (ten od m.in. Tiny Turner, Chrisa De Burgha czy George'a Michaela), a w dwóch numerach na perkusji pociągnął Phil Collins. No i, co wynika z dzisiejszej rozpiski, także Marianne Faithfull. Zawsze niesamowita. Bądź pozdrowiona Marianne, Ty nasza królowo, zawsze dziewico. -- Mamy na "Immunity" osławioną w naszym kraju "Samsarę", lecz w moim odczuciu żadne to livello inarrivabile tego albumu.
- Misplaced Love - {gościnnie Marianne Faithfull}

RUSH "Presto" (1989) -- produkcja Rupert Hine -- moja ulubiona płyta Kanadyjczyków. Nie mówię: najlepsza, mówię: ulubiona. A to duża różnica. Oczywiście nadal kocham "Moving Pictures" czy "2112", ale na ulubione nie ma rady. Jestem ofiarą uwielbienia tej płyty i co mi zrobicie? -- Z drżącymi rękoma przywoziłem "Presto" z Berlina, gdy był jej gorący czas. Niestety dawno to i nieprawda, albowiem tamtego egzemplarza nie ma ze mną od lat. Wydałem jednemu z kolegów w epoce, kiedy ten nośnik schodził na psy. Wówczas CD to dopiero było coś. I nadal jest, choć bieżąca moda podpowiada inaczej. Po latach longplay odkupiłem, już w nowej edycji, na tłustym winylu i ponoć z audiofilskim dźwiękiem. Widząc na sklepowej półce działu nowości, nie mogłem się oprzeć. Kupiłem wtedy siłą rozpędu "Presto" oraz "Roll The Bones", ponieważ oba uwielbiam i wcale niekoniecznie z uwagi na dwie odmienne produkcje Ruperta Hine'a. Trzymam te winyle, nie oddam za nic, stoją sobie ładnie w oddzielających je od kurzu foliach, a słucham i tak z kompaktów. Z obu tych tytułów mam na zamierającym nośniku po dwa egzemplarze, tak na wszelki wypadek, gdyby któryś zaniemógł. -- "Presto" pełne wspaniałych melodii, smaczków aranżacyjnych i inteligencji spod mistrzowskiej, precyzyjnej ręki Ruperta Hine'a, którą w muzyce wyczuję nawet przy nocnych nalotach. Szkoda, że po "Presto" i "Roll The Bones" Rush przestali tak elegancko grać. Na "Counterparts" jeszcze nieźle pohałasowali, co było ożywcze, jednak późniejsze dokonania to trochę nuda.
- Show Don't Tell
- Chain Lightning

CHRIS DE BURGH "Power Of Ten" (1992) -- produkcja Rupert Hine -- tytuł wiele objaśnia, tak, to dziesiąty studio album De Burgha. Jesteśmy już poza latami osiemdziesiątymi, skończył się etap dziejowy "High On Emotion", "The Lady In Red" i tym podobnych killerów, i nie ma, i nigdy nie wrócą. Ale... ale Chris De Burgh wciąż wspaniale śpiewa, a takie "Heart Of Darkness" to jedna z najwspanialszych piosenek z jego śpiewnika, a nawet zaryzykuję, z szerokiego wachlarza dokonań całego globu. Bo Chris De Burgh jest właścicielem obłędnego głosu i robi z nim co chce. Na dodatek ma żyłkę do piosenek, której do teraz nie posiadł w mym kraju nikt, przez co mdli później oglądanie choćby opolskiego festiwalu, z krwi i kości emocjonalnego impotenta, oprawą i produkcją aspirującego nawet do Armaniego, jednak ze sztuką spod zaułkowego lumpeksu. -- Maestro tajemniczy, w "Heart Of Darkness" wabi, zachęca, by przekroczyć bramę do innego świata i rozpocząć podróż życia. Taką zapychającą dech w mostku, bez gwarancji powrotu, no i teraz, kto się ośmieli? Ja w to wchodzę. -- "... czyż to światło, którego wszyscy się boją?..."
- Heart Of Darkness

DUNCAN SHEIK "Duncan Sheik" (1996) -- produkcja Rupert Hine, ale i także jego udział jako instrumentalisty w pięciu utworach.
- Serena

BOB GELDOF "Deep In The Heart Of Nowhere" (1986) -- z wyjątkiem pierwszych dwóch nagrań, całość wyprodukował Rupert Hine. -- Bob Geldof to nie tylko inicjator/pomysłodawca 'Live Aid' czy będący jednym z dwojga kompozytorów "I Don't Like Mondays", pomimo iż takie o nim pojęcie i zapewne nic się tu nie zmieni. Chociaż chociaż, trudno przecież zapomnieć o Pinku z "The Wall". -- Na wczoraj dwa numery z "Deep In...", gdzie w gitarowej roli prym wiódł Eric Clapton. Szczególnie niesamowite "August Was A Heavy Month". Cóż za kompozycja! Po załączeniu płyty, od razu wszystkie gwiazdy ją naświetlają.
- August Was A Heavy Month
- Love Like A Rocket

THINKMAN "The Formula" (1986) - zespół Ruperta Hine'a, to i jego produkcja oraz trzonowe wykonawstwo. Oczywiście, niczego nie odbierając pozostałej trójce. Na tym albumie wystąpiła także Lisa DalBello, bardziej kojarzona jako DalBello. To pani od choćby niezłego numeru "Gonna Get Close To You", który w tym samym tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym szóstym coverem sprokurowali Queensrÿche.
- The Ecstasy Of Free Thought
- The Days Of A Champion

ASIA "Asia In Asia - Live At The Budokan Arena, Tokyo (MTV Satellite Telecast To America, 6 December 1983)" (2022) -- nowa edycja legendarnego koncertu Asii, także w nowym opakowaniu, lecz nadal z kiepskim dźwiękiem. I to już się raczej nie zmieni. Nie ma z czego ponaciągać, popodbijać, by materiał zyskał odpowiedniego kopa. Tak to zrealizowano i lepiej nie będzie. Jedyna pamiątka po Gregu Lake'u w Asii. Był to efemerydyczny skład, wynikający z niezgodności pomiędzy ustępującym na moment Johnem Wettonem a Steve'em Howe'em, choć wtedy zapewniano, że idzie o kłopoty zdrowotne tego pierwszego. Muzycznie fascynująca Asia z głosem od King Crimson i ELP, choć wiadomo, iż tej grupie bardziej przysługiwał John Wetton. Lake miał do tej muzyki lekkie podejście, dał się na ten epizod namówić tylko dla potężnych pieniędzy, jakie mu zaoferowała wytwórnia. A już kompletnie inną kwestią, iż wszystko działo się tak szybko, że Lake wręcz na kolanie nauczył się melodii i ich zagrania, koledzy z kolei specjalnie na potrzebę jego głosu obniżyli wszystkie tonacje, natomiast większość tekstów Maestro Lake ze sceny wyśpiewywał za przyczynkiem telepromptera.
- Introduction From Mark Goodman (MTV)
- Time Again
- The Heat Goes On
- Here Comes The Feeling

YES "Mirror To The Sky" (2023) -- na dobranoc kolejna odsłona niezłych nowych Yes. Wytrawnie słucha się tego tak po ciemku, jak sugeruje okładka. Roger Dean ma wyobraźnię, niech go licho. Muzyczna magia, baśniowość...
- Living Out Their Dream

 

"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl

 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"