wtorek, 31 stycznia 2012

Z tymi winylami to "lekka" przesada!

Zamiast wdawać się w niepotrzebne polemiki na wywołany temat o ACTA, z którego wielkiej chmury nie padnie nawet deszczyk, lepiej pomówmy sobie o płytach. A raczej o wyższości LP nad CD, lub odwrotnie. Nie do końca mogę się zgodzić z fanami "czarnego krążka" (przy czym nie cierpię określenia "krążek"!), którzy często przesadnie gloryfikują jego stuprocentową wyższość nad CD. Oczywiście nie mogę w tym miejscu podłączyć sprzętu, a co za tym idzie podeprzeć się jakimikolwiek pomiarami, itd... A poza tym, nie o naukowy wykład tutaj się rozchodzi, a o zwykły wywód pasjonata muzyki oraz świra zbierającego przez 3/4 swojego życia płyty.
Płyta winylowa zawsze będzie zajmować szczególne miejsce w mym sercu, a to dlatego, że od niej rozpoczynałem słuchanie muzyki w drugiej połowie lat 70-tych. A poza tym, wszelkiego rodzaju taśmy czy szpule, to zawsze był jeden wielki syf, i o tym rozwodzić się nie będę. Nigdy ich nie lubiłem, nie zbierałem i nie uważałem za nośnik. Choć przecież dla przemysłu muzycznego wszystkie nagrane taśmy traktowane były jak płyty. Czyli, jak czytamy, że jakiś tam wykonawca, w latach 60/70's sprzedał na przykład milion płyt, to oczywiście liczy się w tym wszystko, a więc 400 tysięcy LP i 600 tysięcy taśm. To tak jak teraz do całkowitego wyliczenia sprzedanego nakładu danego tytułu, liczy się sprzedaż cyfrową i nośnikową. A tak swoją drogą, ciekawe jak pójść do swojego ulubionego artysty po podpis na pliku mp3? Pewnie ta "durnota technika" i na to znajdzie niegdyś jakiś patent.
Pamiętam jak dziś, jak jeszcze przed nastaniem ery odtwarzaczy CD, poszliśmy z kolegami na Targi Poznańskie, i w pawilonie japońskim demonstrowano najnowszy cud techniki, gramofon laserowy. Nie mogłem wyjść z podziwu, jak widoczny strumień lasera odczytywał muzykę z wytłoczonych mechanicznie rowków na płycie LP.  I gdyby nie zbyt rewolucyjnie brnąca wówczas technika, to może niejeden z nas miałby taki sprzęt w domu, na chwilę przed zakupem odtwarzarki CD.
Nie będę pisać, że zawsze w winylach lubiłem, poza muzyką, duży format okładki, fajne kolorowe labele poprzyklejane na samym środku płyty, a także wielką przyjemność sprawiało mi (i sprawia do dzisiaj) już samo gapienie się na pracę płyty i igły podczas odtwarzania. Tego pięknego rytuału nigdy nie zrozumie żaden nałogowy pirat i 90% obrońców ACTA, dla których już samym nieszczęściem jest urodzenie się z facebookiem w oczach, na dłoni i odciskami na dupie. Wracając do tematu. Pamiętam idealnie czas porażki winyla i rosnącego podium dla CD. Pamiętam także tych wszystkich ludzi rozmarzonych w krystalicznym dźwięku, dochodzącym z nośnika CD, i pragnieniem zainstalowania podobnego urządzenia w swoim domu. Pamiętam również, jak producenci płyt zniechęcali wszystkich do winyli, dokładając bonusowe utwory do tych samych tytułów na CD. Nikt już nie chciał winyli pod koniec lat 80-tych. Ludzie pozbywali się ich niemal za darmo, a z drugiej strony kupcy, robili łaskę je przygarniając. Compact Disc był na górze. Bo grał czysto, dynamicznie, bez trzasków i często bez szumów. Grał, wydawać by się mogło, idealnie. Sam powydawałem wiele winylowych płyt różnym ludziom, albo posprzedawałem za grosze. Bo taki to był czas. I nie tylko ja tak myślałem, ale prawie wszyscy! Na szczęście rozsądek nie pozwolił mi pozbyć się wielu arcydzieł i rarytasów, które dzięki temu, mogą wciąż mnie cieszyć. Ale nikt mi nie wmówi, że zawsze LP wygra z CD. Bzdura i tyle. Te przesadne stwierdzenia wywołali najczęściej młodzi ludzie, dla których winyl stał się po prostu modny !!! Poczta pantoflowa dopełniła reszty, bowiem dzięki niej, 90% ludu uwierzyło w te blubraniny. A może i dobrze? Może właśnie dzięki temu , ewentualni piraci, kupują jeszcze w ogóle muzykę na jakimkolwiek nośniku? Bo w przeciwnym razie przemysł muzyczny zszedłby już dawno na samo dno, jak jego rdzewiejący kolega Titanic. Przypomina mi się skecz Benny'ego Hilla, kiedy to Benny jako zoolog wygłasza swe mądrości na temat krokodyli, i w pewnym momencie rzuca: "krokodyl składa 40 jaj, po czym zjada 39, a wiecie dlaczego? Bo inaczej bylibyśmy po uszy w tych cholernych krokodylach". Oczywiście, niech zaraz jeden z drugim, nie weźmie encyklopedii zwierząt do rąk, i nie sprawdza czy to prawda, bo wiadomo, że w tym żarcie nie o to przecież chodzi. Tak więc, renesans na winyle jest potrzebny dla podtrzymania wymierającego gatunku. Liczę, że podobną famę o wielkości malutkiego CD rozsieje się za lat kilka czy kilkanaście, i wówczas okaże się, jakież wspaniałe były jednak te CD-iki. Oto przykład z mojego życia.  Myślę, że wielu z dzisiejszych zapominalskich też to przeżyło, ale nie pamięta wół jak cielęciem był...
Zanim kupiłem swój pierwszy odtwarzacz CD Technicsa, jeszcze w Pewexie za 199 $, które przysłała mi latem 1989 roku moja Siostrzyczka z Ameryki, to już miałem pierwszych 10 płyt CD, wcześniej nadesłanych notabene także przez moją Sister Elizabeth. I pamiętam ten pierwszy dzień. Przyszedł do mnie kolega, podłączyliśmy nowiuśki sprzęt. Do szuflady powędrował CD Dire Straits "Brothers In Arms", nacisnąłem na pilocie "play", kompakt ruszył, nie było żadnych trzasków czy szumów. A po chwili idealnej ciszy, zagrało "So Far Away". Serce podeszło mi z wrażenia aż po samo gardło. Płyta zagrała ślicznie, czysto i dynamicznie. Wówczas byłem pewien, że już nie chcę nigdy tej muzyki słuchać z LP. Zresztą na LP, ta płyta Straitsów była nieźle okrojona, o początki i końcówki utworów. Także, pomimo tej samej liczby 9 nagrań, była o wiele krótsza od swego odpowiednika z CD. O czym nie każdy "znawca" muzyki i płyt wie!!! Ale to nie tylko ten przykład. Pamiętam moje pierwsze konfrontacje z CD-wersjami płyt Rogera Watersa "Radio K.A.O.S.", Midnight Oil "Blue Sky Mining" czy amerykańskiej edycji "Abraxas" Carlosa Santany.  Nikt mi do dzisiaj nie wmówi, że ich wersje CD przegrywają z oryginałami na LP. Przykładów mógłbym podać multum. Ale nie ma to większego sensu, bo ortodoksi winylowi i tak będą się trzymać swego. Tak jak i ja - sympatyk LP i CD.
Tak jeszcze tylko na koniec. Otóż, kompletnie nie pojmuję zbieraczy, którzy są nastawieni tylko na jeden nośnik. Tacy ludzie zbierają chyba tylko płyty dla płyt, a nie dla muzyki.  Nie mogę sobie wyobrazić przejścia dla przykładu tylko na winyle, i pomijać mnóstwo kapitalnej muzyki, która ukazuje się tylko na kompakcie. I odwrotnie także. Choć to rzadkie przypadki, w których jakaś wytwórnia wydaje tylko LP, eliminując CD. Ale i takowe przytrafiają się , i coraz częściej. Ciekawe jak długo utrzyma się ta tendencja?


Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)

nawiedzonestudio.boo.pl