Pamiętam tamten dzień. Pamiętam dokładnie, choć byłem przecież bardzo młodym człowiekiem. Zrobił na mnie potężne wrażenie. Kolega chwilę wcześniej przywiózł z zagranicy świeżo co wydaną płytę "Double Fantasy". Wtedy pisano, że jest wielkim powrotem Lennona. I ta okładka, gdzie Lennon całuje Yoko Ono, robiła jakieś ciepłe, trudne do zdefiniowania wrażenie. Połowa mojej klasy słuchała tej płyty i wszyscy byli zakochani. Krążył jeden egzemplarz, jedna kopia, a słuchali wszyscy, jak wryci. Płyta u nas niedostępna, no chyba, że cud albo bogaty wujek z dalekiej zagranicy. Nie miałem takiego szczęścia, dlatego na własność zdobyłem dużo później, gdy już była dużo używana, nie od razu na czas.
W dniu 8 grudnia 1980 roku, kiedy powiedzieli w telewizji, że szaleniec zastrzelił Lennona, poczułem się jakby pękło niebo. Niczym rozhisteryzowany młodzian pękałem strachem, że to koniec muzyki. Umarł nie tylko Beatles, umarła duża część mojego świata. Tak właśnie myślałem. Pamiętam, jak często wpatrywałem się w Jego twarz, wertowałem fotki, okładki płyt... Długo nie mogłem uwierzyć, pogodzić się. I pomyśleć, że od dnia, który wydaje się jak na wyciągnięcie ręki wstecz, upłynęło trzydzieści lat. Długich i piszących dalszą historię świata. Johna często wspominam, słucham i cytuję. Zawsze lubiłem jego piosenki, najczęściej te napisane wspólnie z Paulem. To one ukształtowały mój gust, moje spojrzenie na muzykę.
Szkoda, że nie dane nam było poznać poglądów Johna na Solidarność, Lecha Wałęsę, na zburzenie Muru Berlińskiego, na wolność w wielu krajach, nie tylko tych w Europie uciemiężonej.
Do luftu szkoła. Liczyłem, że odwołają normalne zajęcia, że podumamy, pogadamy, posłuchamy, może nawet popłaczemy, lecz niestety nikt z belfrów, ni dyro, nie zwrócili na ten bolesny fakt uwagi. Nie obchodził ich. Przecież to tylko muzyka, a zatem nic ważnego. Ot, kolejne szkołą rozczarowanie.
"Czas przemija nierówno,
raz rwie przed siebie,
to znów niemiłosiernie się dłuży ,
ale mimo to przemija."
(Stephenie Meyer)