sobota, 11 czerwca 2011

JOHN PAUL YOUNG - "Lost In Your Love" - (1978) -

 JOHN PAUL YOUNG - "Lost In Your Love" - (ALBERT PRODUCTIONS) -



 Jako, że u nas pod koniec lat 70-tych muzyki zachodnich artystów na dużych płytach nie było niemal w ogóle, to człowiek ratował się wszystkim czym się dało. Z tym, że w ramach przyzwoitości, mowa tylko o płytach. A, że żadnych kaset czy taśm szpulowych nie cierpiałem nigdy (i nie toleruję do dzisiaj!), to szukałem każdego rockowego dzieła , bądź piosenki, hitu na czymkolwiek, singlu lub pocztówce dźwiękowej, bo te jeszcze od biedy można było z rzadka dostać. Pewnego razu kupiłem kolejną w swoim życiu pocztówkę dźwiękową firmy Tonpress (miałem ich całą szufladę), w nieistniejącym maleńkim Empiku na narożniku ul. Ratajczaka oraz 27 Grudnia. Dokładnie w tym miejscu, w którym w latach 90-tych funkcjonowało "Cafe Głos". Także pomału już zapominany sklep. Tym artystą z tej dziwnej płyty, wymyślonej chyba tylko w kopniętej komunie ,był John Paul Young, wówczas kompletnie mi nieznany, a na świecie już dość popularny. Na tejże pocztówce znalazła się piosenka "Love Is In The Air". Dopiero później wertując pożyczone magazyny "Bravo" zdałem sobie sprawę, że facet ten jest bardzo popularny na całym zgniłym i kapitalistycznym zachodzie, a ta piosenka to istny hit, który u nas ukazał się ,o dziwo na czasie!!!. Zresztą rynek fonograficzny funkcjonował u nas następująco, płyty winylowe duże, czyli longplaye, praktycznie w ogóle nie istniały, jeśli chodzi o modnych zagranicznych wykonawców (od biedy kilka licencji na rok - dosłownie kilka !!!, i to jeszcze tych z nie najwyższej półki), później były single winylowe, na których czasem trafiały się fajne licencje, ale z rzadka na czasie, no a później na samym dnie były pocztówki dźwiękowe, o jakości mono, wykonane z fatalnego tworzywa, tak więc do ich słuchania potrzebny był gorszy gramofon. Nikt posiadający lepszy sprzęt nie kupował tego kolorowego badziewia. Ja kupowałem wszystkie piosenki, bo miałem kiepski gramofon, a poza tym chciałem być na bieżąco, a także muszę przyznać ze wstydem, wówczas podobało mi się prawie wszystko. Na tych fatalnych pocztówkach wydawano często modne hity i to z niewielkim poślizgiem w stosunku do normalnego świata, tak więc nie było alternatywy, trzeba było się ratować tymi papierowymi płytkami, najczęściej ze zdjęciem jakiegoś kwiatka, albo innego atrybutu przyrody.
Wróćmy do Johna Paula Younga. Wiem, że nawet ten piosenkarz nagrywa do dzisiaj. Nie wiem jednak co nagrywa, ale w tamtych latach jego piosenki miały dużą siłę rażenia. O czym przekonałem się wkrótce po zakupie owej pocztówki. Siłą pierwszej fascynacji zapragnąłem posłuchać innych piosenek J.P.Younga. A nie było to łatwe. Wyszukanie na giełdzie płyty piosenkarza popularnego wszędzie, tylko nie w Polsce, nie było prościzną. U nas byli albo fani rocka, którzy takiej płyty nie wzięliby do ręki, albo od razu dyskotekowcy, ściskający każde dzieło Donny Summer lub Bee Gees, a taki J.P.Young to z kolei dla tych drugich był zbyt ambitny. I masz ci los stojąc po środku. Ale w końcu udało się. Płytę wyczaiłem i mogłem się nią przez kilka tygodni nacieszyć, a później trzeba było pójść na giełdę i powalczyć, by ktoś wymienił się ze mną na kolejną inną płytę, którą chciałem poznać. No i jeszcze musiałem znaleźć takiego jelenia jak ja, który by chciał tego posłuchać, a później samemu powalczyć na giełdzie, by wcisnąć kolejnemu taki skarb, itd...W tamtych czasach zbieranie płyt było praktycznie niemożliwe. Płyty kosztowały majątek, tak więc zbierali je tylko bogacze - dosłownie!
Upłynęło wiele lat, dawno nie wracałem do tej muzyki. Odświeżyłem ją niedawno , już z innego egzemplarza, później zdobytego (ale łudząco idealnego) i fajnie się poczułem, gdyż moje uczucie względem tej muzyki nie zmieniło się w ogóle. Wciąż lubię te piosenki. Raz taneczne, raz sentymentalne, czasem tandetnie  nowoczesne jak na tamte lata, a czasem brzmiące tradycyjnie i niemal retro, ale przez to bardziej broniące się  po latach. Chciałbym, by takie piosenkowanie działało i dziś. Jakże było by fajnie posłuchać w radio nie tylko "Love Is In The Air", ale także i takich "Lazy Days" czy "Lost In Your Love". Zresztą wszystkich 11 piosenek. A tak przy okazji, to fajnie się patrzy na podpisanych autorów pod siedmioma z nich. To spółka Vanda / Young, która chwilę później przyczyniła się do sukcesu Australijczyków z Flash And The Pan, a nieco wcześniej wyprodukowała kilka dzieł innym kangurom - tym z AC/DC.

Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!!
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę o godz. 22.00 

nawiedzonestudio.boo.pl