KRAFTWERK
w ramach "Malta Festiwal Poznań 2013"
Stara Gazownia
ul. Grobla 15, wejście od ul. Ewangelickiej
61-859 Poznań
wejście od godz. 18.00
godz.20.30 support NIWEA
godz.22.00 KRAFTWERK
Do dzisiejszego wieczoru, nie miałem pojęcia o istnieniu tak industrialnego miejsca w Poznaniu, jak Stara Gazownia. Prędzej bym pomyślał, że taki koncert jak Kratwerk, da się jedynie zorganizować w łódzkiej filmówce, bądź w gdańskiej Stoczni, a tu proszę ... Cóż za klimat. Wielki plac, otoczony zewsząd starymi, często wręcz sypiącymi się budynkami, z powybijanymi szybami, czasem jakby tylko częściowo zamieszkałymi, ale także i z idealnie pasującą do dzisiejszego koncertu architekturą. Taką staro-niemiecką, z czerwonej przedwojennej cegły. Wymarzona sceneria dla muzyki , w której świat jest równie opustoszały co towarzyszące jej budowle.
Proszę Państwa, byłem już na wielu koncertach, ale na takim to jeszcze nigdy. Bo choć nie należę do fanów electro, techno, industrialu, czy jakiejkolwiek innej automatycznej muzyki, o tyle Kraftwerk zawsze mnie intrygowali, a w latach młodzieńczych nawet fascynowali. Lubiłem niegdyś ten ich image, a i podoba mi się on do teraz.. Te jednolite stroje, najczęściej w zestawieniu koszula + krawat. Cała czwórka muzyków zawsze ubrana identycznie. Do tego jeszcze, te zaczesane fryzury do tyłu na lśniącym żelu, także podkreślone makijażem oczy, wyszminkowane usta, i chłodne, niemal martwe spojrzenia, które umiejętnie symbolizowały stan ducha nadchodzącej ludzkiej ery, w której człowieka zastąpią komputery, a sam człowiek, także stanie się maszyną, niezdolną do samoistnego myślenia czy podejmowania decyzji. Stąd też, teksty Kraftwerk nie są pisane wierszem czy prozą, a ślą jedynie proste hasła czy komunikaty. Totalny minimalizm i redukcja wszystkiego, co da się zredukować. I choć scenariusz na swą sztukę, Kraftwerk niosą w sposób identyczny od około czterdziestu lat, to wciąż intrygują. Mało tego, nawet pomimo rozwoju elektronicznej muzyki, wciąż ta niemiecka formacja wydaje się nie do pobicia. Przy okazji, łącząc szacunek i fascynacje do jej twórczości, przez wszystkie pokolenia odbiorców. Co także dało się i dzisiaj zauważyć.
Byłem absolutnie zaskoczony pokaźną frekwencją, a także gośćmi , którzy pofatygowali się do Poznania na ten jedyny koncert w Polsce.
Kuba "negative", który zaprosił mnie na to wydarzenie, powiedział w pewnej chwili, ze stale widzi jakieś znajome twarze, a ja jakoś nikogo nie mogłem rozpoznać. Do czasu. W końcu otarł się niemal o nas Muniek z T.Love, nieco później redaktor Michał Kirmuć z Teraz Rocka, ale i także mój kumpel z nieistniejącego Radia Fan - Piotr Wawrowski, który obecnie szefuje w warszawskiej radiowej "czwórce".
Ale Ci dżentelmeni, nie byli jednak gwiazdami dzisiejszego wieczoru, bowiem ten status przypadł wspomnianej wcześniej innej "czwórce" - czwórce ludzi-automatów, którzy przez bite dwie godziny stali nieruchomo przy instrumento-komputerach, i dawali niezłego czadu. Muszę Państwu powiedzieć, że gdyby muzyka elektroniczna posiadała jeszcze trochę podobnych mutacji , to zapewne stałbym się fanem techno.
Każdy z uczestników dzisiejszego przedstawienia otrzymał okulary do projekcji 3D. I już na samym początku koncertu, przy utworze "The Robots", było wiadomym co niezwykłego spotka zgromadzonych. Postaci z okładki "Die Mensch Machine" wyszły spoza sceny i znalazły się tuż przede mną. Aż mi tchu zabrakło. Możecie sobie Państwo tylko wyobrazić (bo tego naprawdę nie sposób opisać) jak niezwykłe wrażenie robiły wizualizacje w 3D statku kosmicznego, tabletek, nut brnących z pięciolinii na widownię, kolei Trans Europe Express, liczb, słownych haseł, i jeszcze wielu innych motywów.
A co z muzyki? Mnóstwo znanego mi repertuaru, jak i tego mniej, ale wespół z obrazem wszystko grało, że hej! Nie zabrakło "Das Modell", "Trans Europe Express", "Tour De France", "Radioaktivity", "Computerlove" czy "Music Non Stop". A przy fragmencie do albumu "Computer Welt" (vide "Computer World"), bodaj Ralf Hutter (ale głowy nie daję, zbyt daleko stałem), rzucał podczas pracy kalkulatora na scenicznym ekranie, melodeklamacje wyrażane po polsku: "...ja liczę, ja dodaję, ja odejmuję ..." (utwór "Pocket Calculator"). Światła i sekwencje się zmieniały, jednak zdehumanizowany charakter muzyki, jak i otaczającego nas świata przyszłości, pozostawał ten sam.
Mają Kraftwerk w sobie siłę. To co robią, dobitnie działa na wyobraźnię. Ich świat jest ciekawy, ale chyba nikt z nas by takowego nie pragnął. Zwróciliście Państwo uwagę na brak roli samego człowieka. A przecież to on sam takowy świat stworzył. Świat bez ludzi. Bo oto, pojazdy na autostradzie (podczas "Autobahn") poruszały się same, w pociągu ("Trans Europe Express") podczas nocnej scenerii, w całym składzie widoczne zapalone światła, lecz w środku żywej duszy, nawet archaiczni i prawdziwi kolarze z dawnego etapu Tour De France, pracowali mięśniami równiutko niczym niejeden tryb maszyny. I tak dalej, i tak dalej...
Był to fascynujący wieczór, przy gwiezdnym niebie, kolorowej scenerii industrialnego miejsca, z muzyką zautomatyzowaną, ale i nie wyzbytą ładnych choć monotonnych melodii, do jakich Kraftwerk wszystkich nas już dawno przyzwyczaił.
Warto pochwalić świetny dźwięk, jak i wielu ciekawie ubranych uczestników koncertu, a także kilka interesujących, jak i przecież przypadkowych efektów, w postaci przelatującego helikoptera czy samolotu, który akurat na naszej wysokości zmieniał kierunek lotu.
Niesamowity koncert z niezwykłą otoczką. Brawo!
P.S. Dziękuję Kubie "negative'owi", za doborowe towarzystwo i niezapomniany "koncertowy prezent", którego na pewno nigdy nie zapomnę.
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
(4 godziny na żywo!!!)
na moim koncie: 1) NAWIEDZONE STUDIO (Radio Afera - 98,6 FM Poznań, także online) 2) USPOKOJENIE WIECZORNE (Radio Poznań - 100,9 FM Poznań, także online) 3) miesięcznik AUDIO VIDEO (ogólnopolskie) 4) ROCK PO WYROCKU (Radio Fan) 5) STRAŻNICY NOCY (Radio Fan) 6) Tygodnik MOTOR (ogólnopolskie) 7) GAZETA POZNAŃSKA / EXPRESS POZNAŃSKI (lokalne) 8) okazjonalnie RADIO MERKURY (lokalne) 9) METROPOLIA (ogólnopolskie)
sobota, 29 czerwca 2013
piątek, 28 czerwca 2013
BLACK SABBATH - "13" - (2013) -
BLACK SABBATH - "13" - (VERTIGO) -
***1/4
Najnowszy Black Sabbath wzbudza we mnie pełen wachlarz uczuć. Z jednej strony, ogromną radość z tego jak brzmi, jak muzycy grają, no i jak śpiewa sam maestro Ozzy, z drugiej zaś, że po prostu mogło być dużo lepiej. Wychowując się na ich muzyce, a i kochając niemal każdą nutę z jakiejkolwiek dawnej płyty, wiem na co zespół stać, dlatego "trzynastka" jest tylko miłym spotkaniem ze starymi dobrymi znajomymi, lecz bez jakiegoś mocniejszego bicia serca. Bez uniesień, oczarowań, ...
Już na samym wstępie Ozzy zapytuje: "czy to koniec początku, czy może początek końca?, czy twoje życie jest prawdziwe, czy może tylko jednym wielkim picem na wodę?". I od razu wiemy, że powraca poczciwy Black Sabbath. Powolny rytm, podszyty klimatem z "wizytówkowej" kompozycji, jaką jest "Black Sabbath", a później gdzieś tam, w którymś momencie, następuje nieoczekiwany zwrot akcji i szaleństwo jakby żywcem wyjęte z tytułowego nagrania na "Sabbath Bloody Sabbath". Podobnie rzecz się ma w kolejnej kompozycji na "płonącej trzynastce", jaką jest "God Is Dead?". Utwór toczy się mozolnie i ciężko, niczym znużony walec, by z każdą po sobie chwilą nabierać na sile, potędze, aż w końcu eksploduje (..."mrok, powstaję z grobu, idę wprost na nadchodzącą zagładę, teraz moje ciało staje się moim sanktuarium ...").
Czego właściwie ja się czepiam, przecież to Black Sabbath najwyższej próby. Do tego miejsca jak najbardziej tak. Szkoda, że już później dobre wrażenie robi tylko jeszcze "Live Forever" ("...idziesz na spotkanie ze śmiercią, ale czy masz czyste sumienie?..."). To utwór, który daje się od razu pokochać niemal tak samo jak niegdyś "Fairies Wear Boots", "Children Of The Grave" czy "Killing Yourself To Live". Podobne tempo, dramaturgia, zwroty akcji, wreszcie co najważniejsze - emocje.
Urzekł mnie jeszcze prosty i melodyjny "Loner" - rzecz o samotniku, którego tajemnice przeszłości tak mocno tkwią w jego pamięci, że kto wie, być może ten, stanie się dopiero szczęśliwy po śmierci. Ach ten Ozzy, i jak tu po czymś takim, spokojnie przyłożyć głowę do nocnej poduszki?
Zupełnie chybionym pomysłem wydaje się być kompozycja "Zeitgeist", nawiązująca klimatem do "Planet Caravan". Nie ten duch, nie ta przestrzeń, nie ten czas. Nazbyt sztuczny to twór.
Nie można przecież odmówić dobrego warsztatu i pełnego profesjonalizmu utworom: "Age Of Reason", "Damaged Soul" czy "Dear Father", którym jednak poza ciekawą warstwą liryczną, brakuje niestety jakiś szczególnych melodii. Choć przyznać muszę, że ostatnie trzy minuty "Dear Father", mogą potrząsnąć metalową grzywą we wszystkich kierunkach globu. No i ta finałowa burza, z biciem kościelnego dzwonu, zupełnie jak na wstępie do ich debiutanckiej płyty. Czyżby zatem ten motyw miał oznaczać kodę? Geezer Butler powiedział niedawno, że jego marzeniem byłoby nagranie jeszcze jednej płyty w starym duchu i w oryginalnym składzie. Co jak już wiemy, prawie się udało. Nie udało się tylko sfinalizować do pełni szczęścia Billa Warda , co w konsekwencji dało miejsce perkusiście z Rage Against The Machine - Bradowi Wilkowi. Lecz już tylko w roli muzyka sesyjnego, a nie pełnoprawnego członka zespołu.
Ponoć maestro Ozzy, jest pełen zapału, by przygody tej jeszcze nie kończyć, za to Tony'emu Iommi, życzmy dużo wytrwałości w walce z chorobą, a być może będę mógł sobie jeszcze ponarzekać nad ewentualną kolejną płytą poczciwych Sabbs.
P.S. Wersja Deluxe, zawiera drugą płytę z trzema dodatkowymi utworami. Całkiem nawet niezłymi, choć i te, podobnie jak niektóre z podstawowej wersji albumu, nie staną się raczej klasykami na miarę "Sweet Leaf", "Paranoid", "Iron Man" czy "Tomorrow's Dream".
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
(4 godziny na żywo!!!)
***1/4
Najnowszy Black Sabbath wzbudza we mnie pełen wachlarz uczuć. Z jednej strony, ogromną radość z tego jak brzmi, jak muzycy grają, no i jak śpiewa sam maestro Ozzy, z drugiej zaś, że po prostu mogło być dużo lepiej. Wychowując się na ich muzyce, a i kochając niemal każdą nutę z jakiejkolwiek dawnej płyty, wiem na co zespół stać, dlatego "trzynastka" jest tylko miłym spotkaniem ze starymi dobrymi znajomymi, lecz bez jakiegoś mocniejszego bicia serca. Bez uniesień, oczarowań, ...
Już na samym wstępie Ozzy zapytuje: "czy to koniec początku, czy może początek końca?, czy twoje życie jest prawdziwe, czy może tylko jednym wielkim picem na wodę?". I od razu wiemy, że powraca poczciwy Black Sabbath. Powolny rytm, podszyty klimatem z "wizytówkowej" kompozycji, jaką jest "Black Sabbath", a później gdzieś tam, w którymś momencie, następuje nieoczekiwany zwrot akcji i szaleństwo jakby żywcem wyjęte z tytułowego nagrania na "Sabbath Bloody Sabbath". Podobnie rzecz się ma w kolejnej kompozycji na "płonącej trzynastce", jaką jest "God Is Dead?". Utwór toczy się mozolnie i ciężko, niczym znużony walec, by z każdą po sobie chwilą nabierać na sile, potędze, aż w końcu eksploduje (..."mrok, powstaję z grobu, idę wprost na nadchodzącą zagładę, teraz moje ciało staje się moim sanktuarium ...").
Czego właściwie ja się czepiam, przecież to Black Sabbath najwyższej próby. Do tego miejsca jak najbardziej tak. Szkoda, że już później dobre wrażenie robi tylko jeszcze "Live Forever" ("...idziesz na spotkanie ze śmiercią, ale czy masz czyste sumienie?..."). To utwór, który daje się od razu pokochać niemal tak samo jak niegdyś "Fairies Wear Boots", "Children Of The Grave" czy "Killing Yourself To Live". Podobne tempo, dramaturgia, zwroty akcji, wreszcie co najważniejsze - emocje.
Urzekł mnie jeszcze prosty i melodyjny "Loner" - rzecz o samotniku, którego tajemnice przeszłości tak mocno tkwią w jego pamięci, że kto wie, być może ten, stanie się dopiero szczęśliwy po śmierci. Ach ten Ozzy, i jak tu po czymś takim, spokojnie przyłożyć głowę do nocnej poduszki?
Zupełnie chybionym pomysłem wydaje się być kompozycja "Zeitgeist", nawiązująca klimatem do "Planet Caravan". Nie ten duch, nie ta przestrzeń, nie ten czas. Nazbyt sztuczny to twór.
Nie można przecież odmówić dobrego warsztatu i pełnego profesjonalizmu utworom: "Age Of Reason", "Damaged Soul" czy "Dear Father", którym jednak poza ciekawą warstwą liryczną, brakuje niestety jakiś szczególnych melodii. Choć przyznać muszę, że ostatnie trzy minuty "Dear Father", mogą potrząsnąć metalową grzywą we wszystkich kierunkach globu. No i ta finałowa burza, z biciem kościelnego dzwonu, zupełnie jak na wstępie do ich debiutanckiej płyty. Czyżby zatem ten motyw miał oznaczać kodę? Geezer Butler powiedział niedawno, że jego marzeniem byłoby nagranie jeszcze jednej płyty w starym duchu i w oryginalnym składzie. Co jak już wiemy, prawie się udało. Nie udało się tylko sfinalizować do pełni szczęścia Billa Warda , co w konsekwencji dało miejsce perkusiście z Rage Against The Machine - Bradowi Wilkowi. Lecz już tylko w roli muzyka sesyjnego, a nie pełnoprawnego członka zespołu.
Ponoć maestro Ozzy, jest pełen zapału, by przygody tej jeszcze nie kończyć, za to Tony'emu Iommi, życzmy dużo wytrwałości w walce z chorobą, a być może będę mógł sobie jeszcze ponarzekać nad ewentualną kolejną płytą poczciwych Sabbs.
P.S. Wersja Deluxe, zawiera drugą płytę z trzema dodatkowymi utworami. Całkiem nawet niezłymi, choć i te, podobnie jak niektóre z podstawowej wersji albumu, nie staną się raczej klasykami na miarę "Sweet Leaf", "Paranoid", "Iron Man" czy "Tomorrow's Dream".
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
(4 godziny na żywo!!!)
czwartek, 27 czerwca 2013
WITHIN TEMPTATION - "The Q-Music Sessions" - (2013) -
WITHIN TEMPTATION - "The Q-Music Sessions" - (BMG) -
***1/2
Sharon Den Adel i jej kompania szykują premierowy materiał, który już niebawem ujrzy światło dzienne na pełnowymiarowej płycie. Aby jednak skrócić swym fanom okres oczekiwania, niedawno pojawiła się także pewna nowa płyta. Jednak ta, nie jest przeznaczona do normalnej dystrybucji. Przynajmniej na razie. Mnie, "szczęśliwy" egzemplarz, przypadł dzięki pewnemu dobremu znajomemu, należącemu do zespołowego fanklubu.
"The Q-Music Sessions" zawiera tylko i wyłącznie kompozycje obcego autorstwa, których ostatecznie na CD znalazło się jedenaście, choć pierwotnie planowano o cztery piosenki więcej. Niestety nie udało się zdobyć zespołowi praw do opublikowania (poza radiem) kompozycji z repertuaru: Adele, Gotye, Mumford And Sons oraz Coldplay. Stąd finalny rezultat albumu stał się dużo skromniejszy. A szkoda, bowiem ekspresyjna i nad wyraz urocza Sharon Den Adel, uczyniłaby z takich "Skyfall" czy "Paradise", zapewne istne klejnoty. Padło zatem głównie na promowanie piosenek młodych twórców, jak choćby: Bruno Mars (kapitalna wersja "Grenade"), David Guetta (przebojowe, choć niepowalające niczym szczególnym "Titanium"), Lana Del Rey (przepiękna kompozycja "Summertime Sadness" - w nowej wersji Within Temptation nieporównywalnie bardziej chwytliwa!), i jeszcze kilku innych twórców młodej generacji. Wyróżnić należy również nastrojową pieśń "Let Her Go" (z repertuaru Passenger), która wydaje się idealnie pasować do melancholijnego oblicza zespołu, lub utrzymaną także w podobnym klimacie, choć jakby jeszcze bardziej oszczędną aranżacyjnie "Crazy" (z repertuaru duetu Gnarls Barkley)
Nie zabraknie też zaskoczeń, jak rockowo-taneczna wersja piosenki "Dirty Dancer" - z repertuaru Enrique Iglesiasa - choć to chyba najsłabszy fragment albumu. Za to zaskakująco dobrze wypadła kompozycja "Don't You Worry Child" autorstwa grupy Swedish House Mafia, która to grupa na co dzień realizuje się w rytmach house'owych.
Być może nikogo nie zaskoczy dość wierna kopia "Behind Blue Eyes" - legendarnych The Who, ale każdy kto zna śpiew Sharon Den Adel, wie co ta pani potrafi zrobić z tego typu emocjonalnymi piosenkami. Jako wokalna czarodziejka. Nie mylić z czarownicą.
Skoro wspomniałem już przed chwilą o zaskoczeniach, to na pewno do takich należy zdynamizowana i podlana pikanterią, wersja lirycznej przesz piosenki "The Power Of Love" - grupy Frankie Goes To Hollywood. Wyszedł z tego istny szlagier do koncertowego szaleństwa.
Na koniec polecę jeszcze szczególnie podniosłą pieśń "Apologize", z pianinem, smyczkami i nienachalnymi komputerami w tle, a przede wszystkim ze śpiewającą niczym anioł Sharon. Piękna rzecz, która w oryginale należy do grupy OneRepublic - muszę posłuchać koniecznie oryginału!
"The Q-Music Sessions" nie jest żadnym ambitnym tworem, ot raczej przyjemną stacyjką niespodzianką pomiędzy mozolnie tworzonymi i przemyślanymi autorskimi dziełami. Bądź nawet arcydziełami, co wkrótce przecież czas pokaże.
P.S. Piękne podziękowania dla Marka Przewoźnego. Gdyby nie On, mógłbym nigdy nie poznać tej płyty.
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
(4 godziny na żywo!!!)
***1/2
Sharon Den Adel i jej kompania szykują premierowy materiał, który już niebawem ujrzy światło dzienne na pełnowymiarowej płycie. Aby jednak skrócić swym fanom okres oczekiwania, niedawno pojawiła się także pewna nowa płyta. Jednak ta, nie jest przeznaczona do normalnej dystrybucji. Przynajmniej na razie. Mnie, "szczęśliwy" egzemplarz, przypadł dzięki pewnemu dobremu znajomemu, należącemu do zespołowego fanklubu.
"The Q-Music Sessions" zawiera tylko i wyłącznie kompozycje obcego autorstwa, których ostatecznie na CD znalazło się jedenaście, choć pierwotnie planowano o cztery piosenki więcej. Niestety nie udało się zdobyć zespołowi praw do opublikowania (poza radiem) kompozycji z repertuaru: Adele, Gotye, Mumford And Sons oraz Coldplay. Stąd finalny rezultat albumu stał się dużo skromniejszy. A szkoda, bowiem ekspresyjna i nad wyraz urocza Sharon Den Adel, uczyniłaby z takich "Skyfall" czy "Paradise", zapewne istne klejnoty. Padło zatem głównie na promowanie piosenek młodych twórców, jak choćby: Bruno Mars (kapitalna wersja "Grenade"), David Guetta (przebojowe, choć niepowalające niczym szczególnym "Titanium"), Lana Del Rey (przepiękna kompozycja "Summertime Sadness" - w nowej wersji Within Temptation nieporównywalnie bardziej chwytliwa!), i jeszcze kilku innych twórców młodej generacji. Wyróżnić należy również nastrojową pieśń "Let Her Go" (z repertuaru Passenger), która wydaje się idealnie pasować do melancholijnego oblicza zespołu, lub utrzymaną także w podobnym klimacie, choć jakby jeszcze bardziej oszczędną aranżacyjnie "Crazy" (z repertuaru duetu Gnarls Barkley)
Nie zabraknie też zaskoczeń, jak rockowo-taneczna wersja piosenki "Dirty Dancer" - z repertuaru Enrique Iglesiasa - choć to chyba najsłabszy fragment albumu. Za to zaskakująco dobrze wypadła kompozycja "Don't You Worry Child" autorstwa grupy Swedish House Mafia, która to grupa na co dzień realizuje się w rytmach house'owych.
Być może nikogo nie zaskoczy dość wierna kopia "Behind Blue Eyes" - legendarnych The Who, ale każdy kto zna śpiew Sharon Den Adel, wie co ta pani potrafi zrobić z tego typu emocjonalnymi piosenkami. Jako wokalna czarodziejka. Nie mylić z czarownicą.
Skoro wspomniałem już przed chwilą o zaskoczeniach, to na pewno do takich należy zdynamizowana i podlana pikanterią, wersja lirycznej przesz piosenki "The Power Of Love" - grupy Frankie Goes To Hollywood. Wyszedł z tego istny szlagier do koncertowego szaleństwa.
Na koniec polecę jeszcze szczególnie podniosłą pieśń "Apologize", z pianinem, smyczkami i nienachalnymi komputerami w tle, a przede wszystkim ze śpiewającą niczym anioł Sharon. Piękna rzecz, która w oryginale należy do grupy OneRepublic - muszę posłuchać koniecznie oryginału!
"The Q-Music Sessions" nie jest żadnym ambitnym tworem, ot raczej przyjemną stacyjką niespodzianką pomiędzy mozolnie tworzonymi i przemyślanymi autorskimi dziełami. Bądź nawet arcydziełami, co wkrótce przecież czas pokaże.
P.S. Piękne podziękowania dla Marka Przewoźnego. Gdyby nie On, mógłbym nigdy nie poznać tej płyty.
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
(4 godziny na żywo!!!)
środa, 26 czerwca 2013
JOHNNY HATES JAZZ - "Magnetized" - (2013) -
JOHNNY HATES JAZZ - "Magnetized" - (INTERACTION MUSIC / NOVA) -
****
Pamiętacie Państwo piosenki "Shattered Dreams" czy "I Don't Want To Be A Hero"? Wierzyć się nie chce, ale od ich narodzin upłynęło już długich 25 lat. Mimo tego, te kompozycje się nie dezaktualizują. Zresztą, cały album "Turn Back The Clock" był wyśmienity, a połowa wydobytych z niego piosenek, stała się mniejszymi lub większymi przebojami, i to na całym świecie. Chwilę później, była jeszcze jedna płyta, już nie tak udana, lecz fani Johnny Hates Jazz nie dadzą sobie o niej złego słowa powiedzieć.
Czy ktokolwiek by przypuszczał, że po tylu latach, bez żadnych szumnych zapowiedzi, ten niegdyś tercet, a dzisiaj już duet, wejdzie do studia, by zrealizować dziesięć zupełnie premierowych piosenek? Powiedziałem duet, choć de facto w realizacji tego albumu wzięło udział jakiś kilkunastu muzyków - co zresztą słychać.
Brakuje Państwu dzisiaj (tak jak i mnie) dobrych popowych piosenek? Ze smakowitymi i pełnymi aranżacjami? Z bogactwem prawdziwych instrumentów? Ze śpiewem nie przepuszczonym przez te ohydne vocodery czy inne "ulepszacze" ludzkich gardeł? Czy wreszcie, nie chcielibyście się Państwo pozbyć tych nazbyt natarczywych i wszędobylskich automato-komputerów? Jeśli tak, to ta płyta jest dla Was.
Zastanawiałem się często, co ze mną jest nie tak, że jako sympatyk ładnych melodii, nie potrafię dotrzeć w tym dzisiejszym świecie do piosenek, których miałbym ochotę posłuchać więcej niż jeden raz, czasem i nawet je pod nosem zanucić, albo po prostu zabrać na jakieś wymarzone wakacje. I takie płyty jak "Magnetized", dają mi na te wszystkie pytania odpowiedź. Bo dobra piosenka, to dzisiaj towar deficytowy i prawie niewystępujący w naturze. Na szczęście od reguł następują wyjątki, gdyż na owo "na szczęście", ukazują się tak wysmakowane płyty jak ta.
"Magnetized" zupełnie nie różni się od swoich wiekowych poprzedniczek. To wciąż ten sam melancholijny piosenkowy nastrój, podszyty ładnymi melodiami, z lekka utanecznionymi (jak w utworze tytułowym, bądź w "Lighthouse"), ale przede wszystkim są to zobowiązujące piosenki o miłości. Jednak o różnych jej obliczach, bo i o rozstaniach, o powrotach, o tęsknocie, jak i o samej sile miłości przede wszystkim. Nie są to jednak żadne piosenki sezonowe. Clark Datchler (wokalista i klawiszowiec w jednym) zadbał już o to, by się nie wstydzić za nie, także za kolejne ćwierć wieku.
Ten album wypełnia pustkę w gatunku szlachetnych piosenek, jakimi niegdyś dzielili się z nami choćby tacy wykonawcy jak: Level 42, Mr. Mister, The Beautiful South czy Mike & The Mechanics. A którzy to wykonawcy, albo już dzisiaj nie istnieją, albo jak ci ostatni, nagrywają niezwykle rzadko.
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
(4 godziny na żywo!!!)
****
Pamiętacie Państwo piosenki "Shattered Dreams" czy "I Don't Want To Be A Hero"? Wierzyć się nie chce, ale od ich narodzin upłynęło już długich 25 lat. Mimo tego, te kompozycje się nie dezaktualizują. Zresztą, cały album "Turn Back The Clock" był wyśmienity, a połowa wydobytych z niego piosenek, stała się mniejszymi lub większymi przebojami, i to na całym świecie. Chwilę później, była jeszcze jedna płyta, już nie tak udana, lecz fani Johnny Hates Jazz nie dadzą sobie o niej złego słowa powiedzieć.
Czy ktokolwiek by przypuszczał, że po tylu latach, bez żadnych szumnych zapowiedzi, ten niegdyś tercet, a dzisiaj już duet, wejdzie do studia, by zrealizować dziesięć zupełnie premierowych piosenek? Powiedziałem duet, choć de facto w realizacji tego albumu wzięło udział jakiś kilkunastu muzyków - co zresztą słychać.
Brakuje Państwu dzisiaj (tak jak i mnie) dobrych popowych piosenek? Ze smakowitymi i pełnymi aranżacjami? Z bogactwem prawdziwych instrumentów? Ze śpiewem nie przepuszczonym przez te ohydne vocodery czy inne "ulepszacze" ludzkich gardeł? Czy wreszcie, nie chcielibyście się Państwo pozbyć tych nazbyt natarczywych i wszędobylskich automato-komputerów? Jeśli tak, to ta płyta jest dla Was.
Zastanawiałem się często, co ze mną jest nie tak, że jako sympatyk ładnych melodii, nie potrafię dotrzeć w tym dzisiejszym świecie do piosenek, których miałbym ochotę posłuchać więcej niż jeden raz, czasem i nawet je pod nosem zanucić, albo po prostu zabrać na jakieś wymarzone wakacje. I takie płyty jak "Magnetized", dają mi na te wszystkie pytania odpowiedź. Bo dobra piosenka, to dzisiaj towar deficytowy i prawie niewystępujący w naturze. Na szczęście od reguł następują wyjątki, gdyż na owo "na szczęście", ukazują się tak wysmakowane płyty jak ta.
"Magnetized" zupełnie nie różni się od swoich wiekowych poprzedniczek. To wciąż ten sam melancholijny piosenkowy nastrój, podszyty ładnymi melodiami, z lekka utanecznionymi (jak w utworze tytułowym, bądź w "Lighthouse"), ale przede wszystkim są to zobowiązujące piosenki o miłości. Jednak o różnych jej obliczach, bo i o rozstaniach, o powrotach, o tęsknocie, jak i o samej sile miłości przede wszystkim. Nie są to jednak żadne piosenki sezonowe. Clark Datchler (wokalista i klawiszowiec w jednym) zadbał już o to, by się nie wstydzić za nie, także za kolejne ćwierć wieku.
Ten album wypełnia pustkę w gatunku szlachetnych piosenek, jakimi niegdyś dzielili się z nami choćby tacy wykonawcy jak: Level 42, Mr. Mister, The Beautiful South czy Mike & The Mechanics. A którzy to wykonawcy, albo już dzisiaj nie istnieją, albo jak ci ostatni, nagrywają niezwykle rzadko.
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
(4 godziny na żywo!!!)
poniedziałek, 24 czerwca 2013
"NAWIEDZONE STUDIO" - audycja z 23 czerwca 2013 - Radio "Afera", Poznań, 98,6 FM
"BLUES RANUS"
- zastępstwo za Krzysztofa Ranusa
program z 23 czerwca 2013 r.
RADIO "AFERA" 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
LIVIN' BLUES - "Live '75" - (1975) -
- Black Spider Woman
GRAVY TRAIN - "Gravy Train" - (1970) -
- Think Of Life
JOHNNY WINTER - "Serious Business" - (1985) - zagrane z LP
- Sound The Bell
- It Ain't Your Business
SPOOKY TOOTH - "Spooky Two" - (1969) -
- Better By You, Better By Me
BAKERLOO - "Bakerloo" - (1969) -
- Bring It On Home
TERRY & THE PIRATES - "The Doubtful Handshake" - (1980) -
- Inside And Out
- Inlaws And Outlaws
ALBERT KING with STEVIE RAY VAUGHAN - "In Session ... " - (2010) -
CHCH Studios, Hamilton, Ontario, Canada, 6.12.1983
- Overall Junction
=======================================================
=======================================================
"NAWIEDZONE STUDIO"
program z 23 czerwca 2013 r.
RADIO "AFERA" 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
Tobias Sammet's AVANTASIA - "The Mystery Of Time" - A Rock Epic - (2013) -
- Where Clock Hands Freeze - {feat. MICHAEL KISKE}
BON JOVI - "What About Now" - (2013) -
- That's What The Water Made Me
- Because We Can
BON JOVI - "One Wild Night - Live 1985-2001" - (2001) -
- It's My Life - {27.11. 2000, Toronto, Ontario, Canada)
- Livin' On A Prayer - {30.08.2000, Zurich, Switzerland}
- You Give Love A Bad Name - {30.08.2000, Zurich, Switzerland}
BON JOVI - "The Circle" - (2009) -
- We Weren't Born To Follow
STATUS QUO - "Rockin' All Over The World" - (1977) -
- Rockin' All Over The World
POISON - "Open Up And Say ... Ahh !" - (1988) -
- Every Rose Has Its Thorn
REBELLIOUS SPIRIT - "Gamble Shot" - (2013) -
- Let's Bring Back
- Gone Wild
POISON - "Look What The Cat Dragged In" - (1986) -
- I Won't Forget You
DIO - "Finding The Sacred Heart - Live The Philly 1986" - (2013) -
The Spectrum, Philadelphia, 17.06.1986
- Rock'N'Roll Children / Long Live Rock'N'Roll / Man On The Silver Mountain
BLACK SABBATH - "13" - (2013) -
- God Is Dead ?
WITHIN TEMPTATION - "The Q-Music Sessions" - (2013) -
- Grenade - {Bruno Mars cover}
JOHNNY HATES JAZZ - "Magnetized" - (2013) -
- Magnetized
- Goodbye Sweet Yesterday
- Release You
JOHNNY HATES JAZZ - "Turn Back The Clock" - (1988) -
- Shattered Dreams
FEARGAL SHARKEY - "Feargal Sharkey" - (1985) - zagrane z LP
- A Good Heart
- You Little Thief
- Ghost Train
- Someone To Somebody
PAUL McCARTNEY - "Tug Of War" - (1982) -
- Wanderlust
BLACKMORE'S NIGHT - "Dancer And The Moon" - (2013) -
- The Spinner's Tale
KRAFTWERK - "Die Mensch-Maschine" - (1978) -
- Das Modell
KRAFTWERK - "The Mix' - (1991) -
- Trans Europe Machine
CROSBY, STILLS, NASH & YOUNG - "American Dream" - (1988) -
- Don't Say Good-Bye
- The Old House
NILS LOFGREN - "Cry Tough" - (1976) -
- For Your Love
BLOODROCK - "Live" - (1972) -
- Gotta Find A Way
NITZINGER - "One Foot In History" - (1973) -
- Uncle John
JOURNEY - "Journey" - (1975) -
- Of A Lifetime
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
(4 godziny na żywo!!!)
program z 23 czerwca 2013 r.
RADIO "AFERA" 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
LIVIN' BLUES - "Live '75" - (1975) -
- Black Spider Woman
GRAVY TRAIN - "Gravy Train" - (1970) -
- Think Of Life
JOHNNY WINTER - "Serious Business" - (1985) - zagrane z LP
- Sound The Bell
- It Ain't Your Business
SPOOKY TOOTH - "Spooky Two" - (1969) -
- Better By You, Better By Me
BAKERLOO - "Bakerloo" - (1969) -
- Bring It On Home
TERRY & THE PIRATES - "The Doubtful Handshake" - (1980) -
- Inside And Out
- Inlaws And Outlaws
ALBERT KING with STEVIE RAY VAUGHAN - "In Session ... " - (2010) -
CHCH Studios, Hamilton, Ontario, Canada, 6.12.1983
- Overall Junction
=======================================================
=======================================================
"NAWIEDZONE STUDIO"
program z 23 czerwca 2013 r.
RADIO "AFERA" 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
Tobias Sammet's AVANTASIA - "The Mystery Of Time" - A Rock Epic - (2013) -
- Where Clock Hands Freeze - {feat. MICHAEL KISKE}
BON JOVI - "What About Now" - (2013) -
- That's What The Water Made Me
- Because We Can
BON JOVI - "One Wild Night - Live 1985-2001" - (2001) -
- It's My Life - {27.11. 2000, Toronto, Ontario, Canada)
- Livin' On A Prayer - {30.08.2000, Zurich, Switzerland}
- You Give Love A Bad Name - {30.08.2000, Zurich, Switzerland}
BON JOVI - "The Circle" - (2009) -
- We Weren't Born To Follow
STATUS QUO - "Rockin' All Over The World" - (1977) -
- Rockin' All Over The World
POISON - "Open Up And Say ... Ahh !" - (1988) -
- Every Rose Has Its Thorn
REBELLIOUS SPIRIT - "Gamble Shot" - (2013) -
- Let's Bring Back
- Gone Wild
POISON - "Look What The Cat Dragged In" - (1986) -
- I Won't Forget You
DIO - "Finding The Sacred Heart - Live The Philly 1986" - (2013) -
The Spectrum, Philadelphia, 17.06.1986
- Rock'N'Roll Children / Long Live Rock'N'Roll / Man On The Silver Mountain
BLACK SABBATH - "13" - (2013) -
- God Is Dead ?
WITHIN TEMPTATION - "The Q-Music Sessions" - (2013) -
- Grenade - {Bruno Mars cover}
JOHNNY HATES JAZZ - "Magnetized" - (2013) -
- Magnetized
- Goodbye Sweet Yesterday
- Release You
JOHNNY HATES JAZZ - "Turn Back The Clock" - (1988) -
- Shattered Dreams
FEARGAL SHARKEY - "Feargal Sharkey" - (1985) - zagrane z LP
- A Good Heart
- You Little Thief
- Ghost Train
- Someone To Somebody
PAUL McCARTNEY - "Tug Of War" - (1982) -
- Wanderlust
BLACKMORE'S NIGHT - "Dancer And The Moon" - (2013) -
- The Spinner's Tale
KRAFTWERK - "Die Mensch-Maschine" - (1978) -
- Das Modell
KRAFTWERK - "The Mix' - (1991) -
- Trans Europe Machine
CROSBY, STILLS, NASH & YOUNG - "American Dream" - (1988) -
- Don't Say Good-Bye
- The Old House
NILS LOFGREN - "Cry Tough" - (1976) -
- For Your Love
BLOODROCK - "Live" - (1972) -
- Gotta Find A Way
NITZINGER - "One Foot In History" - (1973) -
- Uncle John
JOURNEY - "Journey" - (1975) -
- Of A Lifetime
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
(4 godziny na żywo!!!)
niedziela, 23 czerwca 2013
Prezent na Dzień Ojca
Dziś, godzina póżno-popołudniowa, Syn prosi mnie do swego pokoju, ręka wkłada do siatki reklamówki, i wyciąga z niej TO !!!, po czym składa życzenia. Jako, że mnie zatkało, więcej już nie napiszę.
========================================================
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
(4 godziny na żywo!!!)
przed rozfoliowaniem - jeszcze pieczątka! |
a oto co w środku |
========================================================
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
(4 godziny na żywo!!!)
sobota, 22 czerwca 2013
w niedzielę 23 czerwca 2013, zapraszam już od 21-szej na 98,6 FM (Poznań)
W najbliższą niedzielę ponownie biorę zastępstwo za Krzyśka Ranusa. Proszę się o niego nie martwić, wszystko jest w najlepszym porządku, po prostu największy poznański fan bluesa otrzymał zaproszenie na ważne spotkanie, którego nie może odpuścić, jednak już za tydzień powinien pojawić się przed mikrofonem osobiście. Nie ukrywam, że choć czeka mnie solidny maraton, to cieszę się z niego bardzo. Pozwoli mi on pograć sporo starego rocka, na jakiego to nie zawsze udaje mi się znaleźć czas w moim nawiedzonym studio.
Czeka nas lawina muzycznych propozycji, na którą to już teraz gorąco zapraszam!, choć słowo "gorąco" wielu z Państwa wolałoby zamienić na nieco chłodniejsze. Ja akurat niekoniecznie! Mnie "gorąc" służy.
A zatem , najbliższa niedziela z najlepszymi płytami w Poznaniu tylko na 98,6 FM, w Radio "Afera", pomiędzy godzinami 21.00 - 2.00. Pięć godzin kapitalnej muzyki, o różnych kolorach, tempach, emocjach, ......
Do usłyszenia !
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
(4 godziny na żywo!!!)
Czeka nas lawina muzycznych propozycji, na którą to już teraz gorąco zapraszam!, choć słowo "gorąco" wielu z Państwa wolałoby zamienić na nieco chłodniejsze. Ja akurat niekoniecznie! Mnie "gorąc" służy.
A zatem , najbliższa niedziela z najlepszymi płytami w Poznaniu tylko na 98,6 FM, w Radio "Afera", pomiędzy godzinami 21.00 - 2.00. Pięć godzin kapitalnej muzyki, o różnych kolorach, tempach, emocjach, ......
Do usłyszenia !
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
(4 godziny na żywo!!!)
piątek, 21 czerwca 2013
BON JOVI zagrali w Gdańsku, 19.06.2013
BON JOVI, support IRA
Stadion PGE Arena, Gdańsk , 19 czerwca 2013
IRA - godz. 18.30
BON JOVI - godz. punkt 20.00
Jak to powiedzieć, aby wszyscy mnie dobrze zrozumieli? Szczególnie w tym moim kraju. Zastanawiam się, jakimi słowami powinienem podkreślić rangę wydarzenia z minionej środy? Zdając sobie sprawę, że tu, między Odrą a Nysą, marzenia większości "rockmanów", spełniają tylko Floydzi, Zeppelini, Sabbaci, Ajroni czy Metallica. Jak zatem głupio będzie wyglądać tekst nawiedzonego, który napisze Państwu o koncercie Bon Jovi, że to niby tenże nawiedzony, był na koncercie swych marzeń, a co za tym idzie, na jednej z największych "życiówek".
Bo co ja na to poradzę Drodzy Państwo, że całe życie lubiłem r'n'rolla, czyli takiego rocka co to żywiołowego, melodyjnego i uśmiechniętego. No i, że Bon Jovi w tej dziedzinie sztuki, zawsze mi byli bardzo po drodze , w stosunku do tej całej alternatywnej zgrai smutasów i deprechów mołdów. Wreszcie, co ja na to poradzę, że Bon Jovi zabili mnie w 1986 roku płytą "Slippery When Wet", której to oryginalny egzemplarz winylowy mam po dziś dzień. Nie jakiś tam dokupiony na Allegro za dwie dychy przedwczoraj, a prawdziwy 27-letni. Bo ja mogę sobie odpuścić zakup najnowszego smutnego Depeche Mode, czy innej podobnej "deprechy mołdy", lecz nowe dzieło Bongioviego, kupię w ciemno, nawet gdyby mi wszyscy dookoła postarali się go obrzydzić jak to tylko możliwe.
Ktoś zaraz przygryzie, że niedawno przecież ja sam, na tymże, a nie innym blogu, zjechałem najnowsze dzieło Jona i kolegów "What About Now". Proszę Państwa, każdy ma prawo do chwilowego zgłupienia i napisania sobie jakiś tam nieprzemyślanych bzdur. Ja także. Ale ja się tego nie wstydzę, i nie wymarzę także z pamięci czynów popełnionych. Niech ma te 1,5 gwiazdki - na zawsze. Tak wówczas myślałem, tak to czułem, a niech zatem już tak pozostanie dla kolejnych pokoleń.
Po środowym koncercie na PGE Arenie w Gdańsku, powiem Państwu, zupełnie inaczej postrzegam najnowsze kompozycje, bo każdy kto był tam w środku tego bursztynowego spodka wie, jak chłopaki zagrali, no i jakie "ciary" biegały po ciele.
Dwie i pół godziny !!! 26 piosenek !!! Dacie Państwo wiarę? Dokładnie tyle zagrali. Kilka wieczystych ballad, całą masę soczystych petard, wspaniałych melodii, a wszystko to złożone z mniejszych lub większych przebojów. Setlistę podaję pod tekstem. Oczywiście, sam tego na bieżąco nie zapisywałem, ani też zapamiętać nie byłem w stanie, ponieważ koncert był tak fenomenalny, że każdy normalny człowiek nie miałby czasu na notowanie tego wszystkiego. Coś takiego mógłby ewentualnie uczynić jedynie jakiś wynudzony i zblazowany dziennikarz, któremu ślizgnęła się przymusowa akredytacja. Słowem: robota, nie przyjemność. To tak, jakby mnie wysłano na ... Ach, ugryzę się. Masłowski przestań być wreszcie wrednym.
Słyszałem przez ostatnich kilka dni takowe głosy: "łe, nie będzie Sambory, to co to za koncert..." . Jeśli ktoś tak pomyślał, to serdecznie współczuję lub "gratuluję" - do wyboru! Na niemal w stu procentach wyprzedanym koncercie, chyba nikt nie skomlał z żalu o brak Richiego, albowiem zastępujący go na całej europejskiej trasie Phil X, grał po prostu fantastycznie. Każdy mógł sobie niezastąpionego Samborę, przykryć oczyma wyobraźni, bo całe Bon Jovi jako zespół, ścięło z nóg. Forma Jona? - obłędna. Świetnie zaśpiewał. Tak samo David , Tico i koledzy, zagrali czysto, czadowo, po prostu pięknie.
Był zatem śliczny stadion, o wiele efektowniejszy od tego co zobaczyć można na zdjęciach, bądź w samej telewizji - serio!. Była znakomita i czująca klimat publiczność. Było wesoło, entuzjastycznie, ale i bardzo bardzo ciepło, a także i nie zabrakło dla uatrakcyjnienia polskiego bałaganiku organizacyjnego, z piekielnie długim wystawaniem w kolejce po upragniony zimny napój. Piwo Tyskie w kubeczku od coli za 10 zł. Złodziejstwo ! Na murawie było także kilku moich znajomych, a wśród nich 2 podróżniczych kompanów, którzy delikatnie poprosili, bym o nich nie wspominał w tymże miejscu. Wreszcie, była obłędna scena, imitująca przód jakiegoś wozu cadillaco-podobnego, który zwał się "Bon Jovi". Po bokach całej tej blachówy widniały po dwa migające reflektory na każdej ze stron, poniżej tablica rejestracyjna z wypisanym (a jakże!) "New Jersey", natomiast za kratką, w silniku, grał zespół. Ten zespół, na który przyszło kilkadziesiąt tysięcy ludzi, by posłuchać na żywo kilku piosenek z nowego longa "What About Now" oraz dodatkowo jeszcze ponad dwudziestu szlagierów, z "You Give Love A Bad Name", "Born To Be My Baby", "Raise Your Hands" czy "Livin' On A Prayer" na czele. I tutaj mnie strach (przy tym ostatnim utworze) obleciał, gdyż Bon Jovi zaczęli go akustycznie, i już się bałem, że przynudzą jakąś ogniskową wersją, ale "wah wah" w ustach Phila X, potwierdziło po chwili, że będzie jednak pełna i mocna wersja. Tłum oszalał!
Ale ludzie oszaleli także przy "It's My Life", nie mniej świetnie przyjęli "Because We Can", ale i cały stadion gwizdał, krzyczał i bił brawo przy "Never Say Goodbye", gdy Bon Jovi zasugerował kamerzyście, by ten najechał obiektywem na pewną parkę ze strefy "Diamond Circle" (bilety po 1490 zł !!!), a tam proszę sobie wyobrazić , chłopak właśnie wręczał pierścionek zaręczynowy sercowej wybrance. Chwile wzruszenia. I to nie tylko dla nich samych. Kiedyś widywałem podobne sceny w amerykańskich hitach kinowych, i jak każdy śmiałem się wiedząc, że w realnym życiu coś takiego się po prostu nie zdarza. A jednak!
Mnie jeszcze wzruszenie szczególne ogarnęło, gdy na bis, Jon Bon Jovi wyszedł w koszulce naszej piłkarskiej reprezentacji, z plecowym numerem "jeden", a w nazwisku zawodnika rzecz jasna stało napisane "Bon Jovi". Podobno był to prezent od polskiego fanklubu, tak więc identycznej reżyserki nie ma na pozostałych koncertach trasy.
Co ja mam jeszcze Państwu napisać, kiedy wszystko mam w sercu, a w głowie z wrażenia drzemie pustka. Zapewne, wiele przypomni mi się, gdy już zakończę pisać ten tekst. Myślę jednak, że o tym koncercie, napisze jeszcze każdy internetowy portal, niejeden blog, a i codzienniki prasowe, czy inne tam ..., także. Nie miałem zamiaru pisać nudnej recenzji, z gatunku krok po kroku (vide, step by step), ponieważ sam nie lubię tego typu literatury, stąd skromny tekst po absolutnie "WIELKIM KONCERCIE", ale takowy miał być z założenia.
Kolega "kierowca", ten co tak skrywa swe personalia, poprosił mnie także, bym nie wkopał go z samochodem, który niebezpiecznie nam w Gdańsku zaszwankował. Przez co powrót do domu, stanął w pewnej chwili pod dużym znakiem zapytania. Na szczęście po koncercie, wypoczęta francuska "paskuda" ruszyła bez łaski w wiadomym kierunku. Przez przygodę z autem, nie udało nam się dotrzeć na starówkę, by uściskać Neptuna, za to przechadzka bosymi nogami morskim brzegiem ... - zaliczona. A że cudowna była aura, to ...
Niestety, Gdańsk bardzo zaniedbany. Trawa rośnie wszędzie jak natura chce. Dosłownie kłosy żyta zamiast przyciętej trawki. Budynki szare, brudne i sypiące się. Chodniki ze starych i krzyw płyt, zero pozbruku. Myślę, że odwiedzający peryferyjne rejony centrum miasta Niemcy, mruczą sobie pod nosem: "cóż ci Polacy z tym naszym Gdańskiem zrobili". Nie waszym, nie waszym, a naszym! Ale co prawda, to prawda. Smutno patrzeć było chwilami. Poniższe zdjęcia pokażą Państwu prawdziwe obrazki brukowych ulic, sypiących się domów, czasem wręcz baraków, które niemal stykają się z morską plażą. Tak tak, to sąsiedztwo promenady, tej łączącej całe Trójmiasto. Być może nie miałem szczęścia zobaczyć wczoraj tego pięknego Gdańska, bo wierzę, że takowy także na pewno jest, ale zobaczyłem i tak sporo z różnych dzielnic - i zrobiło mi się nawet przykro, ponieważ w 1986 roku Gdańsk, spodobał mi się ogromnie. I tak go pamiętałem do przedwczoraj. Następnym razem wierzę, że to tak ważne dla Polski miasto, się zrehabilituje.
Acha, zapomniałbym, supportem dla Bon Jovi była nasza Ira, która zagrała momentami z bardzo złym, wręcz charczącym nagłośnieniem , także bez podłączonych telebimów, no i przy bardzo słonecznym fragmencie dnia (o godzinie 18.30). To był mój drugi kontakt z koncertową Irą. Pierwszy miał miejsce blisko 20 lat temu w Warszawie, przed koncertem Aerosmith, kiedy to Artur Gadowski nosił jeszcze bardzo długie włosy. Ira to taki zespół, który gra metalowo, r'n'rollowo i bardzo po amerykańsku. Teoretycznie w stylu, któremu hołduję, a jednak jakoś nigdy nie kochałem ich muzyki. Było mi nawet bardzo głupio, gdy moi towarzysze dobrze się bawili, śpiewając sobie pod nosem niemal ich wszystkie utwory, a ja nie znałem żadnego tekstu. Cóż, i tak bywa ... Był jednak moment, w którym zrobiło mi się solidarnie (to słowo nawet pasowało do tamtego miejsca), a i nabrałem sporego szacunku do grupy, mianowicie, gdy Artur Gadowski niemal pod sam koniec występu , dziękując już publiczności dodał z goryczą w głosie, iż nie pozwolono Irze zagrać próby przed samym koncertem. Tłum zaczął bić muzykom brawo, a odpowiedzialnym za taki incydent organizatorom, dostało się wygwizdane chłosty.
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
(4 godziny na żywo!!!)
Stadion PGE Arena, Gdańsk , 19 czerwca 2013
IRA - godz. 18.30
BON JOVI - godz. punkt 20.00
Jak to powiedzieć, aby wszyscy mnie dobrze zrozumieli? Szczególnie w tym moim kraju. Zastanawiam się, jakimi słowami powinienem podkreślić rangę wydarzenia z minionej środy? Zdając sobie sprawę, że tu, między Odrą a Nysą, marzenia większości "rockmanów", spełniają tylko Floydzi, Zeppelini, Sabbaci, Ajroni czy Metallica. Jak zatem głupio będzie wyglądać tekst nawiedzonego, który napisze Państwu o koncercie Bon Jovi, że to niby tenże nawiedzony, był na koncercie swych marzeń, a co za tym idzie, na jednej z największych "życiówek".
Bo co ja na to poradzę Drodzy Państwo, że całe życie lubiłem r'n'rolla, czyli takiego rocka co to żywiołowego, melodyjnego i uśmiechniętego. No i, że Bon Jovi w tej dziedzinie sztuki, zawsze mi byli bardzo po drodze , w stosunku do tej całej alternatywnej zgrai smutasów i deprechów mołdów. Wreszcie, co ja na to poradzę, że Bon Jovi zabili mnie w 1986 roku płytą "Slippery When Wet", której to oryginalny egzemplarz winylowy mam po dziś dzień. Nie jakiś tam dokupiony na Allegro za dwie dychy przedwczoraj, a prawdziwy 27-letni. Bo ja mogę sobie odpuścić zakup najnowszego smutnego Depeche Mode, czy innej podobnej "deprechy mołdy", lecz nowe dzieło Bongioviego, kupię w ciemno, nawet gdyby mi wszyscy dookoła postarali się go obrzydzić jak to tylko możliwe.
Ktoś zaraz przygryzie, że niedawno przecież ja sam, na tymże, a nie innym blogu, zjechałem najnowsze dzieło Jona i kolegów "What About Now". Proszę Państwa, każdy ma prawo do chwilowego zgłupienia i napisania sobie jakiś tam nieprzemyślanych bzdur. Ja także. Ale ja się tego nie wstydzę, i nie wymarzę także z pamięci czynów popełnionych. Niech ma te 1,5 gwiazdki - na zawsze. Tak wówczas myślałem, tak to czułem, a niech zatem już tak pozostanie dla kolejnych pokoleń.
Po środowym koncercie na PGE Arenie w Gdańsku, powiem Państwu, zupełnie inaczej postrzegam najnowsze kompozycje, bo każdy kto był tam w środku tego bursztynowego spodka wie, jak chłopaki zagrali, no i jakie "ciary" biegały po ciele.
Dwie i pół godziny !!! 26 piosenek !!! Dacie Państwo wiarę? Dokładnie tyle zagrali. Kilka wieczystych ballad, całą masę soczystych petard, wspaniałych melodii, a wszystko to złożone z mniejszych lub większych przebojów. Setlistę podaję pod tekstem. Oczywiście, sam tego na bieżąco nie zapisywałem, ani też zapamiętać nie byłem w stanie, ponieważ koncert był tak fenomenalny, że każdy normalny człowiek nie miałby czasu na notowanie tego wszystkiego. Coś takiego mógłby ewentualnie uczynić jedynie jakiś wynudzony i zblazowany dziennikarz, któremu ślizgnęła się przymusowa akredytacja. Słowem: robota, nie przyjemność. To tak, jakby mnie wysłano na ... Ach, ugryzę się. Masłowski przestań być wreszcie wrednym.
Słyszałem przez ostatnich kilka dni takowe głosy: "łe, nie będzie Sambory, to co to za koncert..." . Jeśli ktoś tak pomyślał, to serdecznie współczuję lub "gratuluję" - do wyboru! Na niemal w stu procentach wyprzedanym koncercie, chyba nikt nie skomlał z żalu o brak Richiego, albowiem zastępujący go na całej europejskiej trasie Phil X, grał po prostu fantastycznie. Każdy mógł sobie niezastąpionego Samborę, przykryć oczyma wyobraźni, bo całe Bon Jovi jako zespół, ścięło z nóg. Forma Jona? - obłędna. Świetnie zaśpiewał. Tak samo David , Tico i koledzy, zagrali czysto, czadowo, po prostu pięknie.
Był zatem śliczny stadion, o wiele efektowniejszy od tego co zobaczyć można na zdjęciach, bądź w samej telewizji - serio!. Była znakomita i czująca klimat publiczność. Było wesoło, entuzjastycznie, ale i bardzo bardzo ciepło, a także i nie zabrakło dla uatrakcyjnienia polskiego bałaganiku organizacyjnego, z piekielnie długim wystawaniem w kolejce po upragniony zimny napój. Piwo Tyskie w kubeczku od coli za 10 zł. Złodziejstwo ! Na murawie było także kilku moich znajomych, a wśród nich 2 podróżniczych kompanów, którzy delikatnie poprosili, bym o nich nie wspominał w tymże miejscu. Wreszcie, była obłędna scena, imitująca przód jakiegoś wozu cadillaco-podobnego, który zwał się "Bon Jovi". Po bokach całej tej blachówy widniały po dwa migające reflektory na każdej ze stron, poniżej tablica rejestracyjna z wypisanym (a jakże!) "New Jersey", natomiast za kratką, w silniku, grał zespół. Ten zespół, na który przyszło kilkadziesiąt tysięcy ludzi, by posłuchać na żywo kilku piosenek z nowego longa "What About Now" oraz dodatkowo jeszcze ponad dwudziestu szlagierów, z "You Give Love A Bad Name", "Born To Be My Baby", "Raise Your Hands" czy "Livin' On A Prayer" na czele. I tutaj mnie strach (przy tym ostatnim utworze) obleciał, gdyż Bon Jovi zaczęli go akustycznie, i już się bałem, że przynudzą jakąś ogniskową wersją, ale "wah wah" w ustach Phila X, potwierdziło po chwili, że będzie jednak pełna i mocna wersja. Tłum oszalał!
Ale ludzie oszaleli także przy "It's My Life", nie mniej świetnie przyjęli "Because We Can", ale i cały stadion gwizdał, krzyczał i bił brawo przy "Never Say Goodbye", gdy Bon Jovi zasugerował kamerzyście, by ten najechał obiektywem na pewną parkę ze strefy "Diamond Circle" (bilety po 1490 zł !!!), a tam proszę sobie wyobrazić , chłopak właśnie wręczał pierścionek zaręczynowy sercowej wybrance. Chwile wzruszenia. I to nie tylko dla nich samych. Kiedyś widywałem podobne sceny w amerykańskich hitach kinowych, i jak każdy śmiałem się wiedząc, że w realnym życiu coś takiego się po prostu nie zdarza. A jednak!
Mnie jeszcze wzruszenie szczególne ogarnęło, gdy na bis, Jon Bon Jovi wyszedł w koszulce naszej piłkarskiej reprezentacji, z plecowym numerem "jeden", a w nazwisku zawodnika rzecz jasna stało napisane "Bon Jovi". Podobno był to prezent od polskiego fanklubu, tak więc identycznej reżyserki nie ma na pozostałych koncertach trasy.
Co ja mam jeszcze Państwu napisać, kiedy wszystko mam w sercu, a w głowie z wrażenia drzemie pustka. Zapewne, wiele przypomni mi się, gdy już zakończę pisać ten tekst. Myślę jednak, że o tym koncercie, napisze jeszcze każdy internetowy portal, niejeden blog, a i codzienniki prasowe, czy inne tam ..., także. Nie miałem zamiaru pisać nudnej recenzji, z gatunku krok po kroku (vide, step by step), ponieważ sam nie lubię tego typu literatury, stąd skromny tekst po absolutnie "WIELKIM KONCERCIE", ale takowy miał być z założenia.
Kolega "kierowca", ten co tak skrywa swe personalia, poprosił mnie także, bym nie wkopał go z samochodem, który niebezpiecznie nam w Gdańsku zaszwankował. Przez co powrót do domu, stanął w pewnej chwili pod dużym znakiem zapytania. Na szczęście po koncercie, wypoczęta francuska "paskuda" ruszyła bez łaski w wiadomym kierunku. Przez przygodę z autem, nie udało nam się dotrzeć na starówkę, by uściskać Neptuna, za to przechadzka bosymi nogami morskim brzegiem ... - zaliczona. A że cudowna była aura, to ...
Niestety, Gdańsk bardzo zaniedbany. Trawa rośnie wszędzie jak natura chce. Dosłownie kłosy żyta zamiast przyciętej trawki. Budynki szare, brudne i sypiące się. Chodniki ze starych i krzyw płyt, zero pozbruku. Myślę, że odwiedzający peryferyjne rejony centrum miasta Niemcy, mruczą sobie pod nosem: "cóż ci Polacy z tym naszym Gdańskiem zrobili". Nie waszym, nie waszym, a naszym! Ale co prawda, to prawda. Smutno patrzeć było chwilami. Poniższe zdjęcia pokażą Państwu prawdziwe obrazki brukowych ulic, sypiących się domów, czasem wręcz baraków, które niemal stykają się z morską plażą. Tak tak, to sąsiedztwo promenady, tej łączącej całe Trójmiasto. Być może nie miałem szczęścia zobaczyć wczoraj tego pięknego Gdańska, bo wierzę, że takowy także na pewno jest, ale zobaczyłem i tak sporo z różnych dzielnic - i zrobiło mi się nawet przykro, ponieważ w 1986 roku Gdańsk, spodobał mi się ogromnie. I tak go pamiętałem do przedwczoraj. Następnym razem wierzę, że to tak ważne dla Polski miasto, się zrehabilituje.
Acha, zapomniałbym, supportem dla Bon Jovi była nasza Ira, która zagrała momentami z bardzo złym, wręcz charczącym nagłośnieniem , także bez podłączonych telebimów, no i przy bardzo słonecznym fragmencie dnia (o godzinie 18.30). To był mój drugi kontakt z koncertową Irą. Pierwszy miał miejsce blisko 20 lat temu w Warszawie, przed koncertem Aerosmith, kiedy to Artur Gadowski nosił jeszcze bardzo długie włosy. Ira to taki zespół, który gra metalowo, r'n'rollowo i bardzo po amerykańsku. Teoretycznie w stylu, któremu hołduję, a jednak jakoś nigdy nie kochałem ich muzyki. Było mi nawet bardzo głupio, gdy moi towarzysze dobrze się bawili, śpiewając sobie pod nosem niemal ich wszystkie utwory, a ja nie znałem żadnego tekstu. Cóż, i tak bywa ... Był jednak moment, w którym zrobiło mi się solidarnie (to słowo nawet pasowało do tamtego miejsca), a i nabrałem sporego szacunku do grupy, mianowicie, gdy Artur Gadowski niemal pod sam koniec występu , dziękując już publiczności dodał z goryczą w głosie, iż nie pozwolono Irze zagrać próby przed samym koncertem. Tłum zaczął bić muzykom brawo, a odpowiedzialnym za taki incydent organizatorom, dostało się wygwizdane chłosty.
- That's What the Water Made Me
-
(John Fogerty cover)
- Encore:
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
(4 godziny na żywo!!!)
wtorek, 18 czerwca 2013
wszyscyśmy już po Opolu, a ja jutro do Gdańska
Zanim po niedzielnym nawiedzonym położyłem się spać, zarzuciłem na ruszt telewizyjną TV Polonię, na której wyemitowano powtórkę z ostatniego dnia festiwalu w Opolu. Nie widziałem Natalii Niemen śpiewającej ze swoim tatą "Dziwny Jest Ten Świat", ale nadrobiłem to w onet.pl. Jakość, jak to z komputera - beznadziejna - , ale piosenka wykonana efektownie. Podobało mi się. Oczywiście, podobało mi się tak na jeden raz, bo powracać będę tylko to oryginału z 1967 roku.
Muszę przyznać, że (i to już w normalnej jakości) bardzo ładnie wykonał "Sen o Warszawie" Zbigniew Wodecki. Fajna, zadziorna wersja, z taką jeszcze fajniejszą chrypką pana Zbigniewa, no i te dęciaki - kurcze, nie pomyślałbym, że będę chwalić Opole. Ale trza być sprawiedliwym.
W dobrej formie także Alicja Majewska , której nigdy jakoś fanem nie byłem, okazale również (zawsze piękna) Halinka Młynkowa, której to twórczości, też entuzjastą nigdy nie byłem, lecz te "czerwone korale", zabrzmiały soczyście, zupełnie jak ładna buzia byłej wokalistki Brathanków.
Aby nie przynudzać, dodam, iż w sumie popatrzyłem w telewizor przez "chwilę", i przyznam, że nie pamiętam czasów kiedy podobał mi się opolski festiwal. Podobno ten ostatni festiwalowy dzień, śledziło ponad sześć milionów widzów. Wynik konkurujący z niektórymi meczami Polaków na Euro, "M jak miłość" czy dawnymi wyczynami Adama Małysza.
Oczywiście, nawiedzone studio grało jeszcze lepiej, o czym przekonaliśmy się wspólnie, słuchając sobie z niego sączącej się muzyki. Zachęcam zapoznać się z niedzielną rozpiską. Najnowsi Big Country czy Black Sabbath, grali tylko na scenie zbudowanej na 98,6 FM - przeze mnie.
Dzisiaj rozpocząłem dzień od Bon Jovi. Muszę naładować akumulatory przed jutrzejszym koncertem w Gdańsku. Cieszę się! Nawet jeśli wiem, że nie będzie Richiego Sambory (muzyk nie gra na europejskiej trasie). Zobaczę nowy stadion, ucałuję Bałtyk, spotkam się z kumplami, z którymi zawsze jest do pogadania, a rzadko jest takowa okazja, do tego podobno jeszcze ma służyć pogoda. Co ważne - bezdeszczowa.
W tym miesiącu będę na jeszcze jednym koncercie, ale o tym nieco szerzej wspomnę już po Bon Dżowim ...
Jako, że po całym Gdańsku, na pewno będę bardzo zmęczony, zakładam, iż nie dam rady w czwartek zasiąść przed klawiaturą i opisać całe to zdarzenie. Tak więc, dosłownie kilka słów rzucę, gdy tylko zregeneruję siły. A w moim wieku, nie jest to już takie hop siup. Uwierzcie mi Państwo.
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
(4 godziny na żywo!!!)
Muszę przyznać, że (i to już w normalnej jakości) bardzo ładnie wykonał "Sen o Warszawie" Zbigniew Wodecki. Fajna, zadziorna wersja, z taką jeszcze fajniejszą chrypką pana Zbigniewa, no i te dęciaki - kurcze, nie pomyślałbym, że będę chwalić Opole. Ale trza być sprawiedliwym.
W dobrej formie także Alicja Majewska , której nigdy jakoś fanem nie byłem, okazale również (zawsze piękna) Halinka Młynkowa, której to twórczości, też entuzjastą nigdy nie byłem, lecz te "czerwone korale", zabrzmiały soczyście, zupełnie jak ładna buzia byłej wokalistki Brathanków.
Aby nie przynudzać, dodam, iż w sumie popatrzyłem w telewizor przez "chwilę", i przyznam, że nie pamiętam czasów kiedy podobał mi się opolski festiwal. Podobno ten ostatni festiwalowy dzień, śledziło ponad sześć milionów widzów. Wynik konkurujący z niektórymi meczami Polaków na Euro, "M jak miłość" czy dawnymi wyczynami Adama Małysza.
Oczywiście, nawiedzone studio grało jeszcze lepiej, o czym przekonaliśmy się wspólnie, słuchając sobie z niego sączącej się muzyki. Zachęcam zapoznać się z niedzielną rozpiską. Najnowsi Big Country czy Black Sabbath, grali tylko na scenie zbudowanej na 98,6 FM - przeze mnie.
Dzisiaj rozpocząłem dzień od Bon Jovi. Muszę naładować akumulatory przed jutrzejszym koncertem w Gdańsku. Cieszę się! Nawet jeśli wiem, że nie będzie Richiego Sambory (muzyk nie gra na europejskiej trasie). Zobaczę nowy stadion, ucałuję Bałtyk, spotkam się z kumplami, z którymi zawsze jest do pogadania, a rzadko jest takowa okazja, do tego podobno jeszcze ma służyć pogoda. Co ważne - bezdeszczowa.
W tym miesiącu będę na jeszcze jednym koncercie, ale o tym nieco szerzej wspomnę już po Bon Dżowim ...
Jako, że po całym Gdańsku, na pewno będę bardzo zmęczony, zakładam, iż nie dam rady w czwartek zasiąść przed klawiaturą i opisać całe to zdarzenie. Tak więc, dosłownie kilka słów rzucę, gdy tylko zregeneruję siły. A w moim wieku, nie jest to już takie hop siup. Uwierzcie mi Państwo.
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
(4 godziny na żywo!!!)
poniedziałek, 17 czerwca 2013
"NAWIEDZONE STUDIO" - audycja z 16 czerwca 2013 - Radio "Afera", Poznań, 98,6 FM
=================================
=================================
"BLUES RANUS" - zastępstwo za Krzysztofa Ranusa
program z 16 czerwca 2013 r.
RADIO "AFERA" 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
ERIC CLAPTON - "One More Car, One More Rider" - (2002) -
Live On Tour 2001 - z koncertu w "Staples Center", Los Angeles, sierpień 2001
- My Father's Eyes
CREEDENCE CLEARWATER REVIVAL - "Cosmo's Factory" - (1970) -
- Long As I Can See The Light
YARDBIRDS - "Five Live" - (1964) -
- I'm A Man
LIVIN' BLUES - "Blue Breeze" - (1976) -
- That Night
FRIJID PINK - "Frijid Pink" - (1970) -
- Drivin' Blues
KEEF HARTLEY BAND - "Halfbreed" - (1969) -
- Sinnin' For You
THE ALLMAN BROTHERS BAND - "One Way Out - Live At The Beacon Theatre" - (2003) -
Beacon Theatre, New York, 25/26.03.2003
- Trouble No More
ROBIN TROWER - "Bridge Of Sighs" - (1974) -
- About To Begin
CLIMAX CHICAGO BLUES BAND - "A Lot Of Bottle" - (1970) -
- Morning, Noon And Night
======================================================
======================================================
"NAWIEDZONE STUDIO"
program z 16 czerwca 2013 r.
RADIO "AFERA" 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
EUROPE - "Last Look At Eden" - (2009) - mini album
- Since I've Been Loving You
MARK KNOPFLER - "Sailing To Philadelphia" - (2000) -
Silvertown Blues
DEEP PURPLE - "NOW What?!" - (2013) -
- Hell To Pay
BLACK STAR RIDERS - "All Hell Breaks Loose" - (2013) -
- Hoodoo Voodoo
BLACK SABBATH - "13" - (2013) -
- End Of The Beginning
- Loner
- Live Forever
BON JOVI - "What About Now" - (2013) -
- Every Road Leads Home To You - {śpiew RICHIE SAMBORA}
WITHIN TEMPTATION - "The Qmusic Sessions" - (2013) -
- The Power Of Love - {Frankie Goes To Hollywood cover}
BIG COUNTRY - "The Journey" - (2013) -
- In A Broken Promise Land
- Hurt
- Hail & Farewell
BLACKMORE'S NIGHT - "Dancer And The Moon" - (2013) -
- Dancer And The Moon
TONY BANKS - "Soundtracks" - (1985) -
poniższe kompozycje stanowią ścieżkę dźwiękową do filmu "Quicksilver"
- Short Cut To Somewhere - {śpiew FISH}
- Smilin' Jack Casey
- Quicksilver Smile
PAUL McCARTNEY - "Flowers In The Dirt" - (1989) -
- Distractions
- We Got Married
GEORGE MARTIN - "In My Life" - (1998) -
- Golden Slumbers / Carry That Weight / The End - {śpiew PHIL COLLINS}
V/A - "The Glory Of Gershwin" - (1994) -
PETER GABRIEL - Summertime
KATE BUSH - The Man I Love
MEAT LOAF - Somebody Loves Me
CROSBY, STILLS, NASH & YOUNG - "American Dream" - (1988) -
- Clear Blue Skies
- Name Of Love
TOM PETTY & THE HEARTBREAKERS - "Tom Petty & The Heartbreakers" - (1976) -
- Fooled Again (I Don't Like It)
FREEDOM - "Freedom At Last" - (1970) -
- Cry Baby Cry - {The Beatles cover}
- Time Of The Season - {The Zombies cover}
ROY BUCHANAN - "You're Not Alone" - (1978) -
- Down By The River - {śpiew GARY ST. CLAIR}
GRANICUS - "Granicus" - (1973) -
- Prayer
CHRISTOPHER CROSS - "The Cafe Carlyle Sessions" - (2008) -
- Arthur's Theme
======================================================
======================================================
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
(4 godziny na żywo!!!)
Subskrybuj:
Posty (Atom)