Rankiem nieśmiało na chwilę wyjrzało słońce. Czyżby zaczęło się przeciągać po zimowym śnie? Czas najwyższy. Jeśli muzyka mogłaby w tym pomóc, to ja mogę zadidżejować na tę okoliczność najlepsze specjały.
Spoglądający ku zachodzącemu słońcu na okładce nowej płyty Justin Hayward, śpiewa z lekką nostalgią i jakby tęsknotą, także na tle chowających się promieni. Nasłuchuję regularnie jego piosenek ze "Spirits Of The Western Sky", i co rusz jakąś kolejną odkrywam. Ma coś w sobie ten facet. Jakąś niepodrabialną romantyczność. Ale dopóki będzie żyć jego i moje pokolenie, nie musi się chyba bać o odbiorców.
Bardzo ucieszył mnie komentarz pod rozpiską do ostatniej audycji. Jednemu z naszych Słuchaczy spodobał się numer "Stand Up" - D.G.Eisleya. Uwielbiam takie granie i takie śpiewanie, a i prezentacja tego typu rzeczy w nawiedzonym, sprawia mi radość szczególną.
Dziękuję także pewnemu Anonimowemu za extra prezent, jaki trafił do mnie przedwczoraj. Ciekaw jestem któż to sobie na mnie ze śmiechu wnętrzności poobijał? Przyszedł ów dar za pośrednictwem Poczty, i faktycznie ubawił do łez. Najgorsze jest, że krąg podejrzanych jest dość spory. W ostatnich dniach kilku różnych wesołków zapytało czy nie wybiorę się może na to cudo do Areny. Tak więc, płyta grupy Weekend jest zapewne od jednego z tychże żartownisiów. Oczywiście wypada mi podziękować, co niniejszym czynię, ale i pragnę uspokoić wszystkich Nawiedzonych, iż muzyczka owych gigantów w niedzielę nie zagości. Chyba, że mnie coś rozzłości. Płyty także nie mam zamiaru jeszcze odpieczętować, czego na zdjęciu dowodem jest jej utrwalone dziewictwo.
Doceniam poczucie humoru, tym bardziej, że lubię wesołych ludzi, choć takową wesołą muzyczkę już troszkę mniej. Jeśli już koniecznie sympatyczni anonimowi chcą radować me serce, to niech kupują mi płyty do słuchania. Obiecuję, że przy każdej przesyłce także pozwijam się ze śmiechu (jeśli o to właśnie idzie), za to później będę mieć prawdziwą radość ze słuchania. A ma lista muzycznych marzeń jest potwornie długa. Proszę mi uwierzyć.
I tym optymistycznym akcentem, życzmy sobie wszyscy dużo słońca i uśmiechu :-)
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!)
nawiedzonestudio.boo.pl
na moim koncie: 1) NAWIEDZONE STUDIO (Radio Afera - 98,6 FM Poznań, także online) 2) USPOKOJENIE WIECZORNE (Radio Poznań - 100,9 FM Poznań, także online) 3) miesięcznik AUDIO VIDEO (ogólnopolskie) 4) ROCK PO WYROCKU (Radio Fan) 5) STRAŻNICY NOCY (Radio Fan) 6) Tygodnik MOTOR (ogólnopolskie) 7) GAZETA POZNAŃSKA / EXPRESS POZNAŃSKI (lokalne) 8) okazjonalnie RADIO MERKURY (lokalne) 9) METROPOLIA (ogólnopolskie)
czwartek, 28 lutego 2013
wtorek, 26 lutego 2013
TVP w miniony piątek rozpoczęło emisję serialu o Annie German
Bardzo brakuje mi słońca. Nie działa na mnie dobrze ta codzienna szarówka. Leczę się zatem muzyką Anny German. Koi mnie Jej głos. Co tu dużo mówić - Piękny. I taki jakiś anielski.
Nasza telewizja wyemitowała w miniony piątek pierwszy odcinek fabularnego obrazu o Annie German. To produkcja głównie rosyjska, ale i stworzona w koprodukcji z kilkoma innymi krajami, w tym z Polską. Zresztą dorosłą artystkę zagra Polka. Bardzo do niej podobna. O równie delikatnej urodzie.
Jej życie zawsze było dla mnie ciekawe i tajemnicze. Przynajmniej z tego co wcześniej o artystce przeczytałem. Jednak wczesne losy życia Anny German pozostają mi wciąż nieznane, dlatego pierwszy odcinek serialu trochę mi to przybliżył.
Całość zapowiada się bardzo ciekawie. Pierwszy odcinek był wspaniały, lecz niestety krótki. Liczę jednak, że dużo się dowiem o tej niezwykłej piosenkarce.
Jako dzieciak pewnego dnia dopadłem do rodziców gramofonu i spostrzegłem, że pośród płyt Mieczysława Fogga, Zdzisławy Sośnickiej i innych rodzimych gwiazd estradowych, także przewinęła się okładka albumu "Człowieczy Los" - Anny German. Posłuchawszy tamtych piosenek od razu uświadomiłem sobie o niezwykłości jej talentu. W swoim życiu spotkałem wielu fanów artystki, lecz zawsze odnosiłem wrażenie, że jest jakoś tak bardzo niedoceniana. Szkoda, bo jeśli nawet nie była najlepsza, to na pewno należała do ścisłej czołówki.
Na dzisiejsze czasy piosenki Anny German wydają się bardzo staroświeckie, przez co zapewne nie słychać ich na falach radiowego eteru, ale być może ten piątkowy serial choć trochę to zmieni. Podobno w Rosji obejrzało go 20 milionów widzów. No tak, ale w całym byłym Związku Radzieckim Anna German była naprawdę Kimś. Jej akcje stały na równi z tamtejszymi największymi gwiazdami estrady.
Tyle tylko chciałem w ramach rekomendacji. Być może w najbliższą niedzielę zanim wspólnie posłuchamy sobie muzyki w Nawiedzonym Studio, wcześniej prześledzimy na telewizyjnym ekranie kolejne losy Anny German. I tak jeszcze później przez kilka kolejnych piątków.
==================================================================
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!) nawiedzonestudio.boo.pl
Nasza telewizja wyemitowała w miniony piątek pierwszy odcinek fabularnego obrazu o Annie German. To produkcja głównie rosyjska, ale i stworzona w koprodukcji z kilkoma innymi krajami, w tym z Polską. Zresztą dorosłą artystkę zagra Polka. Bardzo do niej podobna. O równie delikatnej urodzie.
Jej życie zawsze było dla mnie ciekawe i tajemnicze. Przynajmniej z tego co wcześniej o artystce przeczytałem. Jednak wczesne losy życia Anny German pozostają mi wciąż nieznane, dlatego pierwszy odcinek serialu trochę mi to przybliżył.
Całość zapowiada się bardzo ciekawie. Pierwszy odcinek był wspaniały, lecz niestety krótki. Liczę jednak, że dużo się dowiem o tej niezwykłej piosenkarce.
Jako dzieciak pewnego dnia dopadłem do rodziców gramofonu i spostrzegłem, że pośród płyt Mieczysława Fogga, Zdzisławy Sośnickiej i innych rodzimych gwiazd estradowych, także przewinęła się okładka albumu "Człowieczy Los" - Anny German. Posłuchawszy tamtych piosenek od razu uświadomiłem sobie o niezwykłości jej talentu. W swoim życiu spotkałem wielu fanów artystki, lecz zawsze odnosiłem wrażenie, że jest jakoś tak bardzo niedoceniana. Szkoda, bo jeśli nawet nie była najlepsza, to na pewno należała do ścisłej czołówki.
Na dzisiejsze czasy piosenki Anny German wydają się bardzo staroświeckie, przez co zapewne nie słychać ich na falach radiowego eteru, ale być może ten piątkowy serial choć trochę to zmieni. Podobno w Rosji obejrzało go 20 milionów widzów. No tak, ale w całym byłym Związku Radzieckim Anna German była naprawdę Kimś. Jej akcje stały na równi z tamtejszymi największymi gwiazdami estrady.
Tyle tylko chciałem w ramach rekomendacji. Być może w najbliższą niedzielę zanim wspólnie posłuchamy sobie muzyki w Nawiedzonym Studio, wcześniej prześledzimy na telewizyjnym ekranie kolejne losy Anny German. I tak jeszcze później przez kilka kolejnych piątków.
==================================================================
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!) nawiedzonestudio.boo.pl
poniedziałek, 25 lutego 2013
19 kwietnia 2013 premiera WHITESNAKE "Made In Japan"
Wydawnictwo ukaże się w następujących formatach: jako 2 CD+DVD, także jako samoistne DVD oraz jako Blu-ray.
Dystrybucją zajmie się firma MYSTIC PRODUCTION
CD 1
Best
Years;
Give Me All Your Love Tonight
Love Ain’t No Stranger
Is
This Love
Steal Your Heart Away
Forevermore
Six String Showdown
Love Will Set You Free
Drum Solo
Fool For Your Loving
Here I Go
Again
Still Of The Night
Bonus
CD 2 - Sound Check
Love
Will Set You Free
Steal Your Heart Away
Fare Thee Well (Acoustic
Version)
One Of These Days (Acoustic Version)
Lay Down Your Love
Evil Ways
Good To Be Bad (Acoustic Version)
Tell Me How (Acoustic
Version)
DVD / Blu-Ray contents
Best
Years;
Give Me All Your Love Tonight;
Love Ain’t No Stranger;
Is
This Love;
Steal Your Heart Away;
Forevermore;
Six String Showdown;
Love Will Set You Free;
Drum Solo;
Fool For Your Loving;
Here I Go
Again;
Still Of The Night
Fan
Videos For Forevermore And Steal Your Heart Away
Multi
platinum band WHITESNAKE co-headlined the LOUD PARK festival on
October 15th 2011 at Saitama Super Arena in Japan during their
“FOREVERMORE WORLD TOUR”.
The
performance was initially only recorded for Japanese TV and future
Loud Park promotions, but after 3 songs were broadcasted on a Loud
Park highlights program in Japan, WHITESNAKE received unprecedented
requests for this performance to be made available for a general
release.
Having
spent most of 2012 editing & mixing this show in stunning HD as a
multi format DVD-CD in 5.1 and Stereo release, just prior to
commencing the ‘YEAR OF THE SNAKE 2013’ World Tour, a brand new
exceptional performance is added to the history of WHITESNAKE Live
releases... Now all fans can relive the irresistible magic of
WHITESNAKE in concert any time their heart & loins may desire...
Featuring
WHITESNAKE’s best known classics and quite a few recent musical
surprises that the fans, new and old, have been clamouring for:
blistering guitar work from six string guitar slingers, Doug Aldrich
& Reb Beach, both celebrating their 10th anniversary with the
band this year. The earth-shaking rhythm section, ‘The Wrecking
Crew’, Michael Devin (bass) & Brian Tichy (drums) anchoring
the deep & dirty foundation of the SNAKE, accompanied by
the swirling sonic tapestries
of
special guest keyboardist Brian Ruedy & of course, the chest
beating, seductive vocals of frontman & founder, David Coverdale.
After
hearing the soundcheck recordings from the different Japanese venues,
the band decided to include them in the package as special bonus
content. They agreed that everything would be related to their 2011
Japanese tour. So, when you think about it, it is appropriate that
they have decided to call the project...wait for it.... “MADE IN
JAPAN”
The
Mighty Snake takes you places you have never been before & brings
you back safe & ALIVE! The ‘Forevermore’ songs alone are
worth the price of admission, not forgetting the classic Whitesnake
songs, “Is This Love”, ”Still Of The Night’ and “Here I Go
Again” all preformed at the height of their musical powers.
Another
amazing night to remember and to share with all the fans!
“Don’t
be shy...C’mon...Make Some Fucking Noise!!!”
==================================================================
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!) nawiedzonestudio.boo.pl
"NAWIEDZONE STUDIO" - audycja z 24 lutego 2013 - Radio "Afera", Poznań, 98,6 FM
"NAWIEDZONE STUDIO"
program z 24 lutego 2013 r.
RADIO "AFERA" 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
SAXON - "Wheels Of Steel" - (1980) -
- 747 (Strangers In The Night)
KROKUS - "One Vice At A Time" - (1982) -
- Playin' The Outlaw
U.D.O. - "Faceless World" - (1990) -
- Future Land
W.E.T. - "W.E.T." - (2009) -
- One Love
STRATOVARIUS - "Nemesis" - (2013) -
- Fantasy
- Out Of The Fog
JORN - "Symphonic" - (2013) -
- The World I See
HELLOWEEN - "Straight Out Of Hell" - (2013) -
- Live Now!
MASTERPLAN - "Aeronautics" - (2005) -
- Falling Sparrow
DEEP PURPLE- "Bananas" - (2003) -
- Haunted
DAVID GLEN EISLEY - "The Lost Tapes" - (2001) -
- Stand Up
ALICE COOPER - "The Last Temptation" - (1994) -
- Nothing's Free
CHRISTOPHER CROSS - "The Definitive Christopher Cross" - (2001) - kompilacja
- Arthur's Theme - {oryginalnie na OST "Arthur", 1981}
V/A - "12 12 12" - The Concert For Sandy Relief" - (2013) -
BILLY JOEL - Movin' Out (Anthony's Song)
QUEENSRYCHE - "Dedicated To Chaos" - (2011) -
- Hard Times
NICK CAVE & THE BAD SEEDS - "Push The Sky Away" - (2012 / 2013) -
- We No Who U R
- Push The Sky Away
NICK CAVE & THE BAD SEEDS - "The Good Son" - (1990) -
- Sorrow's Child
- The Weeping Song
JUSTIN HAYWARD - "Spirits Of The Western Sky" - (2013) -
- One Day, Someday
- The Western Sky
THE MOODY BLUES - "Hall Of Fame" - (2000) -
- Haunted
PENDRAGON - "Out Of Order Comes Chaos" - (2013) -
- Empathy
- Shane
EAGLES - "Hell Freezes Over" - (1994) -
- Hotel California
EAGLES - "Their Greatest Hits 1971 - 1975" - (1976) -
- Take It Easy - (1972)
- Witchy Woman - (1972)
- Desperado - (1973)
- One Of These Night - (1975)
DON HENLEY - "Inside Job" - (2000) -
- Goodbye To A River
JADIS - "See Right Through You" - (2012) -
- More Than Ever
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!) nawiedzonestudio.boo.pl
program z 24 lutego 2013 r.
RADIO "AFERA" 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
SAXON - "Wheels Of Steel" - (1980) -
- 747 (Strangers In The Night)
KROKUS - "One Vice At A Time" - (1982) -
- Playin' The Outlaw
U.D.O. - "Faceless World" - (1990) -
- Future Land
W.E.T. - "W.E.T." - (2009) -
- One Love
STRATOVARIUS - "Nemesis" - (2013) -
- Fantasy
- Out Of The Fog
JORN - "Symphonic" - (2013) -
- The World I See
HELLOWEEN - "Straight Out Of Hell" - (2013) -
- Live Now!
MASTERPLAN - "Aeronautics" - (2005) -
- Falling Sparrow
DEEP PURPLE- "Bananas" - (2003) -
- Haunted
DAVID GLEN EISLEY - "The Lost Tapes" - (2001) -
- Stand Up
ALICE COOPER - "The Last Temptation" - (1994) -
- Nothing's Free
CHRISTOPHER CROSS - "The Definitive Christopher Cross" - (2001) - kompilacja
- Arthur's Theme - {oryginalnie na OST "Arthur", 1981}
V/A - "12 12 12" - The Concert For Sandy Relief" - (2013) -
BILLY JOEL - Movin' Out (Anthony's Song)
QUEENSRYCHE - "Dedicated To Chaos" - (2011) -
- Hard Times
NICK CAVE & THE BAD SEEDS - "Push The Sky Away" - (2012 / 2013) -
- We No Who U R
- Push The Sky Away
NICK CAVE & THE BAD SEEDS - "The Good Son" - (1990) -
- Sorrow's Child
- The Weeping Song
JUSTIN HAYWARD - "Spirits Of The Western Sky" - (2013) -
- One Day, Someday
- The Western Sky
THE MOODY BLUES - "Hall Of Fame" - (2000) -
- Haunted
PENDRAGON - "Out Of Order Comes Chaos" - (2013) -
- Empathy
- Shane
EAGLES - "Hell Freezes Over" - (1994) -
- Hotel California
EAGLES - "Their Greatest Hits 1971 - 1975" - (1976) -
- Take It Easy - (1972)
- Witchy Woman - (1972)
- Desperado - (1973)
- One Of These Night - (1975)
DON HENLEY - "Inside Job" - (2000) -
- Goodbye To A River
JADIS - "See Right Through You" - (2012) -
- More Than Ever
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!) nawiedzonestudio.boo.pl
piątek, 22 lutego 2013
19 kwietnie reedycje płyt ELECTRIC LIGHT ORCHESTRA oraz JEFFA LYNNE'a
W jednej z późnojesiennych audycji roku minionego, kiedy to słuchaliśmy muzyki z nowych albumów Electric Light Orchestra oraz Jeffa Lynne'a, wspominałem o nadchodzących reedycjach albumów E.L.O. "Zoom" oraz Jeffa Lynne'a "Armchair Theatre, a także o koncertowej płycie Elektryków, właśnie z okresu "Zoom".
Są już daty premier, są także i okładki, a ich nadawcą jest oficjalny dystrybutor firma Mystic Production. Zatem bardzo proszę, oto i one:
JEFF LYNNE "Armchair Theatre" (+ 2 bonus tracks) - premiera 19.04.2013
===================================================================
ELECTRIC LIGHT ORCHESTRA "Zoom" (+ 2 bonus track) - premiera 19.04.2013
=================================================================
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!) nawiedzonestudio.boo.pl
Są już daty premier, są także i okładki, a ich nadawcą jest oficjalny dystrybutor firma Mystic Production. Zatem bardzo proszę, oto i one:
JEFF LYNNE "Armchair Theatre" (+ 2 bonus tracks) - premiera 19.04.2013
Track
listing: Every
Little Thing, Don’t Let Go, Lift Me Up, Nobody Home, September
Song, Now You’re Gone, Don’t Say Goodbye, What Would It Take,
Stormy Weather, Blown Away, Save Me Now, Borderline (Bonus track),
Forecast (Bonus track)
===================================================================
ELECTRIC LIGHT ORCHESTRA "Zoom" (+ 2 bonus track) - premiera 19.04.2013
Track
listing: Alright,
Moment in Paradise, State of Mind, Just for Love, Stranger on a Quiet
Street, In My Own Time, Easy Money, It Really Doesn’t Matter,
Ordinary Dream, A Long Time Gone, Melting in the Sun, All She Wanted,
Lonesome Lullaby, One Day (Bonus track), Turn to Stone (Live From CBS
Television City) (Bonus track)
=====================================================
ELECTRIC LIGHT ORCHESTRA "Live" - premiera 19.04.2013
Track
listing: Evil
Woman, Showdown, Secret Messages, Livin’ Thing, Sweet Talkin’
Woman, Mr. Blue Sky, Can’t Get It Out Of My Head, Twilight,
Confusion, Don’t Bring Me Down, Roll Over Beethoven, Out of Luck
(Bonus track), Cold Feet (Bonus track)
=================================================================
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!) nawiedzonestudio.boo.pl
GEOFF TATE - "Kings & Thieves" - (2012) -
GEOFF TATE - "Kings & Thieves" - (INSIDE OUT MUSIC) - **
Coś ostatnio mam zbyt dużo "szczęścia" natrafiać na dzieła średnie, bądź jeszcze bardziej średnie, albo już w ogóle spoza skali przyzwoitości (vide nowe albumy: New Order, Nektar, Focus, Final Conflict, Kamelot, Pride Of Lions czy Mike'a Oldfielda).
Zastanawiam się właśnie, do której kategorii powinienem zaliczyć nowego długograja byłego frontmana Queensryche. Odpowiedź chyba przyniesie nam nowe dzieło byłych zespołowych kolegów Tate'a, którzy właśnie niedawno dostali od niego wolną rękę. Wyjaśni się zatem czy cała machina była źle naoliwiona, czy tylko napięta atmosfera w zespołowych szeregach po prostu nie służyła nikomu. Podobno Geoff Tate strasznie terroryzował artystycznie byłych kolegów. Teraz za to mógł się w pełni wykazać auto-pomysłami, nie uciekając od przeszłości, skoro pozostał u jego boku charakterystyczny zespołowy znaczek "lilijka" , stanowiąc za okładkowe godło "Kings & Thieves". Druga część z albumowego tytułu także chyba z lekka odnosi się do swych byłych kolegów. A niech tam się kłócą, niech się tłuką, byleby sztuka z tego rosła w siłę. A tego tu mi panie dzieju brak. Żałuję, gdyż głos Geoffa Tate'a zawsze kojarzył mi się z kapitalnymi płytami Queensryche, pokroju: "Rage For Order", "Operation: Mindcrime" czy z przebojową i rewelacyjną zarazem "Empire".
Słuchając "Kings & Thieves" odnosi się wrażenie, że ostatnie złe czasy dla Queensryche, chyba rzeczywiście w dużej mierze musiały być zasługą samego Tate'a.
Poza nielicznymi fragmentami całość brzmi jakby topornie i nazbyt siłowo. Kompozycjom brakuje elastyczności - to ich główny minus. Rzuca się także spory chaos pomiędzy zwrotkami a refrenami. Jedynie tylko nie można się przyczepić do samego śpiewu Tate'a, jak i do naładowanego jakąś niecodzienną energią gitarzysty Kelly'ego Graya.
Nie jest to mimo wszystko płyta aż tak zła, jakby to mogło wynikać z powyższych słów. Na pewno broni się przebojowy "She Slipped Away", który otwiera całość. Z kolei, jednym z moich faworytów jest wyskandowany "The Way I Roll". Ten chwytliwy numer mógłby spokojnie znaleźć się na kultowym albumie "Rage For Order", gdzieś tam w towarzystwie kompozycji "London" czy nawet "Chemical Youth (We Are Rebellion)". Słyszalny w nim saksofon jest sprawką samego Tate'a, który zagrał na tym instrumencie w kilku fragmentach albumu.
Jeśli ktoś się stęsknił za nastrojowym Queensryche w rodzaju "Silent Lucidity", powinien przyłożyć uszu ku przedostatniej kompozycji, jaką jest "Chance". Panuje w niej niemal podobny nastrój co w przytoczonym klasyku, włącznie z symfoniczną oprawą, która przybliża oba utwory do siebie. Chórki również wydają się jakby znajome. Dodać należy, iż ogólnie pięknie zagrał tu cały band.
Nawet, jeśliby komuś się nie spodoba cała płyta, to warto ją kupić choćby dla tych sześciu minut.
Ostatnim punktem albumu jest kompozycja "Waiting". Także nastrojowa, choć już nie tak piękna jak jej poprzedniczka. Geoff Tate ponownie rozpieszcza nas wplecionymi umiejętnie nutami saksofonowymi.
Maestro ogólnie rzecz ujmując, nie jest w jakiejś szczególnie złej kondycji, przydałby mu się jednak z lekka ciekawszy repertuar, albowiem "Knights & Thieves" niesie ze sobą zbyt wiele dłużyzn. Co i tak wydaje się rzeczą nie najgorszą, zważywszy gdy ma się jeszcze w pamięci fatalne "Dedicated To Chaos". Choć i na tamtej płycie trafił się przecież klejnocik w postaci "Hard Times".
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!) nawiedzonestudio.boo.pl
Coś ostatnio mam zbyt dużo "szczęścia" natrafiać na dzieła średnie, bądź jeszcze bardziej średnie, albo już w ogóle spoza skali przyzwoitości (vide nowe albumy: New Order, Nektar, Focus, Final Conflict, Kamelot, Pride Of Lions czy Mike'a Oldfielda).
Zastanawiam się właśnie, do której kategorii powinienem zaliczyć nowego długograja byłego frontmana Queensryche. Odpowiedź chyba przyniesie nam nowe dzieło byłych zespołowych kolegów Tate'a, którzy właśnie niedawno dostali od niego wolną rękę. Wyjaśni się zatem czy cała machina była źle naoliwiona, czy tylko napięta atmosfera w zespołowych szeregach po prostu nie służyła nikomu. Podobno Geoff Tate strasznie terroryzował artystycznie byłych kolegów. Teraz za to mógł się w pełni wykazać auto-pomysłami, nie uciekając od przeszłości, skoro pozostał u jego boku charakterystyczny zespołowy znaczek "lilijka" , stanowiąc za okładkowe godło "Kings & Thieves". Druga część z albumowego tytułu także chyba z lekka odnosi się do swych byłych kolegów. A niech tam się kłócą, niech się tłuką, byleby sztuka z tego rosła w siłę. A tego tu mi panie dzieju brak. Żałuję, gdyż głos Geoffa Tate'a zawsze kojarzył mi się z kapitalnymi płytami Queensryche, pokroju: "Rage For Order", "Operation: Mindcrime" czy z przebojową i rewelacyjną zarazem "Empire".
Słuchając "Kings & Thieves" odnosi się wrażenie, że ostatnie złe czasy dla Queensryche, chyba rzeczywiście w dużej mierze musiały być zasługą samego Tate'a.
Poza nielicznymi fragmentami całość brzmi jakby topornie i nazbyt siłowo. Kompozycjom brakuje elastyczności - to ich główny minus. Rzuca się także spory chaos pomiędzy zwrotkami a refrenami. Jedynie tylko nie można się przyczepić do samego śpiewu Tate'a, jak i do naładowanego jakąś niecodzienną energią gitarzysty Kelly'ego Graya.
Nie jest to mimo wszystko płyta aż tak zła, jakby to mogło wynikać z powyższych słów. Na pewno broni się przebojowy "She Slipped Away", który otwiera całość. Z kolei, jednym z moich faworytów jest wyskandowany "The Way I Roll". Ten chwytliwy numer mógłby spokojnie znaleźć się na kultowym albumie "Rage For Order", gdzieś tam w towarzystwie kompozycji "London" czy nawet "Chemical Youth (We Are Rebellion)". Słyszalny w nim saksofon jest sprawką samego Tate'a, który zagrał na tym instrumencie w kilku fragmentach albumu.
Jeśli ktoś się stęsknił za nastrojowym Queensryche w rodzaju "Silent Lucidity", powinien przyłożyć uszu ku przedostatniej kompozycji, jaką jest "Chance". Panuje w niej niemal podobny nastrój co w przytoczonym klasyku, włącznie z symfoniczną oprawą, która przybliża oba utwory do siebie. Chórki również wydają się jakby znajome. Dodać należy, iż ogólnie pięknie zagrał tu cały band.
Nawet, jeśliby komuś się nie spodoba cała płyta, to warto ją kupić choćby dla tych sześciu minut.
Ostatnim punktem albumu jest kompozycja "Waiting". Także nastrojowa, choć już nie tak piękna jak jej poprzedniczka. Geoff Tate ponownie rozpieszcza nas wplecionymi umiejętnie nutami saksofonowymi.
Maestro ogólnie rzecz ujmując, nie jest w jakiejś szczególnie złej kondycji, przydałby mu się jednak z lekka ciekawszy repertuar, albowiem "Knights & Thieves" niesie ze sobą zbyt wiele dłużyzn. Co i tak wydaje się rzeczą nie najgorszą, zważywszy gdy ma się jeszcze w pamięci fatalne "Dedicated To Chaos". Choć i na tamtej płycie trafił się przecież klejnocik w postaci "Hard Times".
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!) nawiedzonestudio.boo.pl
czwartek, 21 lutego 2013
FINAL CONFLICT - "Return Of The Artisan" - (2012) -
FINAL CONFLICT - "Return Of The Artisan" - (GAOLHOUSE RECORDS) - **1/2
Na początku lat 90-tych była to jedna z moich ulubionych grup uprawiających rocka artystycznego. Ówczesna eksplozja w ogóle dała nieźle popalić. Zespoły takie jak: Chandelier, Deyss, Jadis, IQ, Pendragon, Cyan, Men Of Lake, Aragon czy właśnie Final Conflict, nagrywały takie płyty, że serce nie nadążało nad przypływami emocji.
Final Conflict kupili mnie bez reszty swoimi dwoma pierwszymi, i zarazem arcypięknymi dziełami: "Redress The Balance" oraz "Quest". Być może i często niedoskonałymi brzmieniowo, za to zagranymi z polotem i wielkim uczuciem. Panowie Andy Lawton i Brian Donkin śpiewali niczym w transie, a reszta "orkiestry" cięła takie motywy i melodie, że mogli nawet zawstydzić gigantów gatunku. Niestety przyszedł czas, w którym muzycy doszli do wniosku, że należy dokończyć edukację. Obiecali fanom, że kiedy zdobędą dyplomy wyższych uczelni powrócą. Jak powiedzieli tak zrobili. Panowie wydorośleli, pewnie i jeszcze bardziej zmądrzeli, przez co postanowili wszystko udoskonalać, i to zapewne niestety zaowocowało już tylko przeciętną następną płytą, jaką była "Stand Up". Pojawiła się ona po długiej 5-letniej przerwie, w 1997 roku. Fakt, czasy były już nieco mniej przychylne takiej muzyce, od tych z neo-progresywnej eksplozji z początku dekady, ale piękne płyty Marillion czy Pendragon wciąż spotykały wielu nabywców. Niestety, dwa późniejsze dzieła F.C. "Hindsight" i "Simple", okazały się jeszcze mniej interesujące. Mimo wszystko, fani w naszym kraju, jak żadni inni na świecie, wciąż rozpieszczali grupę, co w konsekwencji doprowadziło nawet, że w podzięce dla nich, wydano album koncertowy z Polski (także jako DVD).
Po kolejnej długiej przerwie (aż 6 lat!) grupa ponownie przystąpiła do nagrania premierowego materiału, co właśnie niedawno zaowocowało pełnym studyjnym albumem.
Przykro mi to pisać, ale ta oryginalna niegdyś grupa, mocno coś sprzeciętniała. Dzisiaj można ją postawić obok wielu drugo, a nawet trzecioligowych kapel (tak, kapel - to właściwe określenie), nie słysząc jakiejś specjalnej różnicy.
"Return Of The Artisan" rozpoczyna intro "The Calling", którego konsekwencją jest mało interesująca kompozycja "The Mechanic". Zahacza ona co prawda z lekka o klimaty spod znaku The Alan Parsons Project, Eloy czy nawet Pink Floyd, lecz jest tak nieudolnie skonstruowana, że nawet pojawiająca się ładna partia gitarowa zosataje jakoś tak raptem wyszarpnięta, niczym niechciana wyrwa z błogiego snu. Utwór, który nic po sobie nie pozostawia. Nie intryguje, nie pieści, a daje tylko o sobie szybko zapomnieć.
Niemal tak samo jak następna w kolejności 2-minutowa klawiszowa miniatura "The Spark", której dostojności miała zapewne dołożyć skromna symfoniczna aranżacja, a której po prostu nie dołożyła.
Dopiero czwarty utwór "Hopes And Dreams" daje promyk nadziei na uratowanie honoru tegoż albumu. No i wreszcie! - aż chce się krzyknąć. To jest właśnie ten śpiew, to jest to budowanie napięcia, to jest ta melodyka, to jest ten nastrój. Od razu można sobie uświadomić, że cały wcześniejszy fragment płyty ląduje na straty, bo teraz Final Conflict grają jak od nich oczekiwałem. Duża zasługa świetnej współpracy ścielących łoże instrumentów klawiszowych i malowniczo dogrywającej gitary. Takiej w stylu niezapomnianych popisów Steve'a Rothery'ego, za dawnego Marillion. Prawdę powiedziawszy, to druga część "Hopes And Dreams" jest w ogóle najwspanialszym fragmentem albumu. A i przy okazji, chyba także najładniejszym utworem od 1992 roku.
Następny "Around About" już z góry jest rzucony na pożarcie, ale i on trzymałby fason, gdyby nie fatalnie wykrzyczany refren, który kompletnie nie pasuje do ślicznej zwrotki i ponownie wspaniałych partii klawiszowych Steve'a Lipca. Chyba w ogóle najlepszego muzyka na tej płycie.
Ale to nie koniec jeszcze tego dobrego, albowiem tak się złożyło, iż co najlepsze, grupa akurat umieściła w samym sercu dzieła. Utwór "Babylon", choć daleko mu do arcydzieła, przykuwa uwagę, a nawet z lekka hipnotyzuje swym sennym i rozmarzonym klimatem. Ponownie na pierwszy plan wysuwają się ciekawe partie klawiszowe, ale i także natchniony półszeptem śpiew, któremu gdzieniegdzie towarzyszą chórki jakby z nocnych mar. I jeszcze w ostatniej minucie do głosu dochodzi porywająca gitara.
Po takich kilku utworach człowiek jest skłonny zawyżyć ocenę całości i wybaczyć wiele grzechów, jednak trzy ostatnie utwory są tak słabe, że nawet nie wiem co o nich napisać. "Harlequin" robi wrażenie nieukończonego, a do tego posklejanego z różnych przypadkowych strzępów. "Keeper Of Conscience" razi z do znudzenia powtarzanymi słowami "...keeper of conscience...". Już pomijam, że brak tu czegokolwiek. Posłuchanie tego nagrania ze stosowną uwagą i szacunkiem, wymaga od odbiorcy wielkiego poświęcenia. Coś nieprawdopodobnie okropnego jak na taki niegdyś piękny zespół.
No i pozostał nam już tylko finał. Za to aż 10-minutowy. Co w sumie nie powinno jakoś dziwić, gdyż grupa miała już takie dłuższe kompozycje w przeszłości. Z jednym zastrzeżeniem, w tamtych działo się tyle, że słuchacz pragnął by się nie kończyły. W finałowym i tytułowym zarazem "Return Of The Artisan" dzieje się niby także całkiem sporo, lecz brakuje mu dramaturgii chwalebnych poprzedników. A tak po prawdzie, to brakuje niemal wszystkiego, gdyż pojedyncze i nawet czasem ładne wtręty gitary czy klawiszy, nie uczynią z całościowo miernej kompozycji dzieła wiekopomnego.
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!) nawiedzonestudio.boo.pl
Na początku lat 90-tych była to jedna z moich ulubionych grup uprawiających rocka artystycznego. Ówczesna eksplozja w ogóle dała nieźle popalić. Zespoły takie jak: Chandelier, Deyss, Jadis, IQ, Pendragon, Cyan, Men Of Lake, Aragon czy właśnie Final Conflict, nagrywały takie płyty, że serce nie nadążało nad przypływami emocji.
Final Conflict kupili mnie bez reszty swoimi dwoma pierwszymi, i zarazem arcypięknymi dziełami: "Redress The Balance" oraz "Quest". Być może i często niedoskonałymi brzmieniowo, za to zagranymi z polotem i wielkim uczuciem. Panowie Andy Lawton i Brian Donkin śpiewali niczym w transie, a reszta "orkiestry" cięła takie motywy i melodie, że mogli nawet zawstydzić gigantów gatunku. Niestety przyszedł czas, w którym muzycy doszli do wniosku, że należy dokończyć edukację. Obiecali fanom, że kiedy zdobędą dyplomy wyższych uczelni powrócą. Jak powiedzieli tak zrobili. Panowie wydorośleli, pewnie i jeszcze bardziej zmądrzeli, przez co postanowili wszystko udoskonalać, i to zapewne niestety zaowocowało już tylko przeciętną następną płytą, jaką była "Stand Up". Pojawiła się ona po długiej 5-letniej przerwie, w 1997 roku. Fakt, czasy były już nieco mniej przychylne takiej muzyce, od tych z neo-progresywnej eksplozji z początku dekady, ale piękne płyty Marillion czy Pendragon wciąż spotykały wielu nabywców. Niestety, dwa późniejsze dzieła F.C. "Hindsight" i "Simple", okazały się jeszcze mniej interesujące. Mimo wszystko, fani w naszym kraju, jak żadni inni na świecie, wciąż rozpieszczali grupę, co w konsekwencji doprowadziło nawet, że w podzięce dla nich, wydano album koncertowy z Polski (także jako DVD).
Po kolejnej długiej przerwie (aż 6 lat!) grupa ponownie przystąpiła do nagrania premierowego materiału, co właśnie niedawno zaowocowało pełnym studyjnym albumem.
Przykro mi to pisać, ale ta oryginalna niegdyś grupa, mocno coś sprzeciętniała. Dzisiaj można ją postawić obok wielu drugo, a nawet trzecioligowych kapel (tak, kapel - to właściwe określenie), nie słysząc jakiejś specjalnej różnicy.
"Return Of The Artisan" rozpoczyna intro "The Calling", którego konsekwencją jest mało interesująca kompozycja "The Mechanic". Zahacza ona co prawda z lekka o klimaty spod znaku The Alan Parsons Project, Eloy czy nawet Pink Floyd, lecz jest tak nieudolnie skonstruowana, że nawet pojawiająca się ładna partia gitarowa zosataje jakoś tak raptem wyszarpnięta, niczym niechciana wyrwa z błogiego snu. Utwór, który nic po sobie nie pozostawia. Nie intryguje, nie pieści, a daje tylko o sobie szybko zapomnieć.
Niemal tak samo jak następna w kolejności 2-minutowa klawiszowa miniatura "The Spark", której dostojności miała zapewne dołożyć skromna symfoniczna aranżacja, a której po prostu nie dołożyła.
Dopiero czwarty utwór "Hopes And Dreams" daje promyk nadziei na uratowanie honoru tegoż albumu. No i wreszcie! - aż chce się krzyknąć. To jest właśnie ten śpiew, to jest to budowanie napięcia, to jest ta melodyka, to jest ten nastrój. Od razu można sobie uświadomić, że cały wcześniejszy fragment płyty ląduje na straty, bo teraz Final Conflict grają jak od nich oczekiwałem. Duża zasługa świetnej współpracy ścielących łoże instrumentów klawiszowych i malowniczo dogrywającej gitary. Takiej w stylu niezapomnianych popisów Steve'a Rothery'ego, za dawnego Marillion. Prawdę powiedziawszy, to druga część "Hopes And Dreams" jest w ogóle najwspanialszym fragmentem albumu. A i przy okazji, chyba także najładniejszym utworem od 1992 roku.
Następny "Around About" już z góry jest rzucony na pożarcie, ale i on trzymałby fason, gdyby nie fatalnie wykrzyczany refren, który kompletnie nie pasuje do ślicznej zwrotki i ponownie wspaniałych partii klawiszowych Steve'a Lipca. Chyba w ogóle najlepszego muzyka na tej płycie.
Ale to nie koniec jeszcze tego dobrego, albowiem tak się złożyło, iż co najlepsze, grupa akurat umieściła w samym sercu dzieła. Utwór "Babylon", choć daleko mu do arcydzieła, przykuwa uwagę, a nawet z lekka hipnotyzuje swym sennym i rozmarzonym klimatem. Ponownie na pierwszy plan wysuwają się ciekawe partie klawiszowe, ale i także natchniony półszeptem śpiew, któremu gdzieniegdzie towarzyszą chórki jakby z nocnych mar. I jeszcze w ostatniej minucie do głosu dochodzi porywająca gitara.
Po takich kilku utworach człowiek jest skłonny zawyżyć ocenę całości i wybaczyć wiele grzechów, jednak trzy ostatnie utwory są tak słabe, że nawet nie wiem co o nich napisać. "Harlequin" robi wrażenie nieukończonego, a do tego posklejanego z różnych przypadkowych strzępów. "Keeper Of Conscience" razi z do znudzenia powtarzanymi słowami "...keeper of conscience...". Już pomijam, że brak tu czegokolwiek. Posłuchanie tego nagrania ze stosowną uwagą i szacunkiem, wymaga od odbiorcy wielkiego poświęcenia. Coś nieprawdopodobnie okropnego jak na taki niegdyś piękny zespół.
No i pozostał nam już tylko finał. Za to aż 10-minutowy. Co w sumie nie powinno jakoś dziwić, gdyż grupa miała już takie dłuższe kompozycje w przeszłości. Z jednym zastrzeżeniem, w tamtych działo się tyle, że słuchacz pragnął by się nie kończyły. W finałowym i tytułowym zarazem "Return Of The Artisan" dzieje się niby także całkiem sporo, lecz brakuje mu dramaturgii chwalebnych poprzedników. A tak po prawdzie, to brakuje niemal wszystkiego, gdyż pojedyncze i nawet czasem ładne wtręty gitary czy klawiszy, nie uczynią z całościowo miernej kompozycji dzieła wiekopomnego.
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!) nawiedzonestudio.boo.pl
środa, 20 lutego 2013
"12 12 12" - The Concert For Sandy Relief - To Benefit The Robin Hood Relief Fund - Madison Square Garden - (2013) -
"12 12 12" - The Concert For Sandy Relief - To Benefit The Robin Hood Relief Fund - Madison Square Garden - (SONY MUSIC) - ***
Nie jestem fanem tego typu przedsięwzięć, choć rozumiem i szanują ich przesłanie, a i sam często dorzucam od siebie przysłowiową cegiełkę.
Tytułowe trzy "dwunastki" symbolizują datę tego koncertowego show (12 grudnia 2012) , jakie odbyło się w nowojorskim Madison Square Garden, z którego dochód w dużej mierze postanowiono przekazać na pomoc ofiarom huraganu Sandy.
Madison Square Garden jest miejscem, w którym odbyło się w 2001 roku inne i także spektakularne przedstawienie, wówczas na rzecz ofiar World Trade Center. I podobnie jak wówczas, tym razem także organizatorzy sięgnęli po wielkie nazwy i nazwiska artystów.
Można się tylko po raz kolejny zastanowić dlaczego wydawca tego dwupłytowego albumiku poskąpił nieco surowca, wydając mocno okrojony zapis z całego koncertu. Dobrze, rozumiem że w pełnej krasie ujawni się to zapewne na nośniku wizyjnym, ja jednak byłbym rad, gdyby można posłuchać całości na szlachetnych płytach CD, tak niestety ostatnio jako nośnik sponiewieranych.
Co my zatem tutaj mamy? A i może także czego niestety nie mamy.
Całość rozpoczął będący w świetnej formie Bruce Springsteen. Boss wraz z towarzystwem swego E Street Bandu wykonał dwa numery z ostatniej płyty, mianowicie: "Land Of Hope And Dreams" oraz tytułowy "Wrecking Ball". Mocny początek! Po chwili do głosu dochodzi Roger Waters. Były dyktator Pink Floyd, podobnie jak Boss, także zagrał z solidnie rozbudowaną sekcją (aż trzech gitarzystów, w tym Snowy White, a także stały klawiszowy floydowski kompan Jon Carin, który również okazjonalnie chwytał za sześć strun). Bardzo fajnym pomysłem okazały się połączone ze sobą wszystkie trzy części "Jeszcze jednej cegły w murze" - okazjonalnie zatytułowanej jako "Another Brick In The Atlantic Wall Part I,II & III".
Tuż po tym nastąpiła jedna z pereł tego świata - "Us And Them". Niewiarygodne, że przy tak rozszalałym i rozbawionym audytorium , udało się to zagrać tak klimatycznie.
Nawet w Waters'owskim secie nie przeszkodził mi Eddie Vedder , który zaśpiewał gościnnie u boku samego mistrza w "Comfortably Numb". Choć osobiście mówiąc, znalazłbym sto ciekawszych głosów do zaśpiewania tej kompozycji od wokalisty Pearl Jam. No, ale artyści mają swoje prawa.
O pajacującej (i zarazem "specjalnej" !) wersji "Hallelujah" (Leonarda Cohena) , w wykonaniu dwóch zaprzyjaźnionych aktorów Adama Sandlera i Paula Shaffera, da się powiedzieć tylko tyle, że się odbyła, i że w moim odczuciu bardziej pasowałaby jako ozdoba do jakiejś śmiesznej hollywoodzkiej historyjki.
Grupa Bon Jovi zagrała bez potknięć, choć wolałbym zastąpić zarżnięte przez radio "It's My Life", jakimś innym przebojem. Bo na przykład zagrane chwilę później "Wanted Dead Or Alive" wypadło już bardzo przekonująco. Tu wypada tylko przyłożyć żal o to, iż zamiast "It's My Life" wydawca kompaktu nie zamieścił "Livin' On A Prayer", które grupa zagrała przecież podczas tamtego wieczoru. Z kolei już w ogóle za zbrodnię należy uznać pominięcie w tym zestawie wspólnych występów Bon Jovi i Bruce'a Springsteena. Szczególnie, że następni wykonawcy kończący pierwsze CD, jak: Eric Clapton i The Rolling Stones, niczym niezwykłym nie zaskoczyli. Zagrali ot poprawnie swoje szlagiery, ale nic więcej. Pomimo, iż takich "Crossroads" czy "You Got Me Rocking" przecież zawsze się miło słucha.
Drugą płytę otwiera, i przy okazji także zamyka Alicia Keys. Nie gustuję w twórczości tej Pani, jednak zdając sobie sprawę z ogólnego i ogromnego zarazem zapotrzebowania na tego typu śpiewanie, po prostu ugryzę się tutaj w język.
Po jej występie na scenie pojawili się The Who. Niestety na audio CD, zamieszczono ledwie połowę z ich występu. Drugie "niestety" jest takie, że Daltrey i spółka wiele z siebie dając, w ostatecznym efekcie wypadli dość średnio. Mało przekonująco wypadła będąca przecież na co dzień genialną kompozycją nawet taka "Baba O"Riley". Jednak, The Who nawet w średniej formie, jakoś tak cieszą suma sumarum nieco bardziej. Druga sprawa, że Daltrey momentami nadal posiada głos niczym dzwon.
Obcisłość tego podwójnego "cedeka" mocno rzuca się choćby przy rejestracji występu Billy'ego Joela. Z siedmio-utworowego setu, starczyło tutaj miejsca tylko dla trzech kompozycji. Jego występ jak zawsze na wysokim poziomie. No i brawo za repertuar. Nie tak oczywisty i klarowny, jaki można byłoby oczekiwać, choć żałuję, bo jednak ten "amerykański Elton John" wykonał podczas tamtego wieczoru jeszcze "River Of Dreams", a na kompakcie go bezczelnie zabrakło. Polecam szczególnie kapitalną wersję skądinąd także kapitalnej piosenki "Movin' Out (Anthony's Song)".
Dość szczególny przebieg miał występ wokalisty (a także instrumentalisty) Coldplay - Chrisa Martina. Muzyk ten musiał rozbawić szeroko zgromadzoną publiczność skromnie oprawionym instrumentarium. Zgromadzonym musiało wystarczyć tylko gardło Martina i akompaniament gitary akustycznej. Ale udało się. Pomimo iż nie słychać tutaj takiego wiwatu jak podczas wcześniejszego występu Billy'ego Joela. Nie lada atrakcją okazało się wplecenie pomiędzy "Viva La Vida", a "Us Against The World", piosenki "Losing My Religion". W tym wielkim przeboju R.E.M. wystąpił zresztą gościnnie w głównej roli wokalnej sam Michael Stipe. Fajna wersja, choć odniosłem wrażenie przy całym występie Martina, jakby mu się gdzieś spieszyło. Trochę nerwowości się tu wkradło, a i trochę pewnie tremy także.
Następnie na scenie pojawia się Paul Mc Cartney, racząc nas czadowym i beatlesowskim "Helter Skelter". I na tym rzecz się niestety brutalnie urywa. Skandalicznie - co należy dodać. Maca wykonał przecież łącznie osiem kompozycji w hali Madison, w tym dla przykładu duet z Dianą Krall, czy także "Cut Me Some Slack"- z muzykami Nirvany. I tak dalej ...
Dla mnie na szczęście, a na pewno dla wielu innych i niestety, zabrakło tu choćby jednej nutki z długiego występu Kanye'ego Westa. Uff!!! - dzięki Ci o Panie choć i za ten skromny dar.
Reasumując, ciekawy koncert, nie pozbawiony miłych akcentów jak i również rzeczy mniej ekscytujących. Fajnie jest przecież czasem spotkać tyle znakomitości na jednej scenie, i to podczas jednego wieczoru. Szkoda tylko, że często mają na to wpływ uprzednie złe okoliczności.
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!) nawiedzonestudio.boo.pl
Nie jestem fanem tego typu przedsięwzięć, choć rozumiem i szanują ich przesłanie, a i sam często dorzucam od siebie przysłowiową cegiełkę.
Tytułowe trzy "dwunastki" symbolizują datę tego koncertowego show (12 grudnia 2012) , jakie odbyło się w nowojorskim Madison Square Garden, z którego dochód w dużej mierze postanowiono przekazać na pomoc ofiarom huraganu Sandy.
Madison Square Garden jest miejscem, w którym odbyło się w 2001 roku inne i także spektakularne przedstawienie, wówczas na rzecz ofiar World Trade Center. I podobnie jak wówczas, tym razem także organizatorzy sięgnęli po wielkie nazwy i nazwiska artystów.
Można się tylko po raz kolejny zastanowić dlaczego wydawca tego dwupłytowego albumiku poskąpił nieco surowca, wydając mocno okrojony zapis z całego koncertu. Dobrze, rozumiem że w pełnej krasie ujawni się to zapewne na nośniku wizyjnym, ja jednak byłbym rad, gdyby można posłuchać całości na szlachetnych płytach CD, tak niestety ostatnio jako nośnik sponiewieranych.
Co my zatem tutaj mamy? A i może także czego niestety nie mamy.
Całość rozpoczął będący w świetnej formie Bruce Springsteen. Boss wraz z towarzystwem swego E Street Bandu wykonał dwa numery z ostatniej płyty, mianowicie: "Land Of Hope And Dreams" oraz tytułowy "Wrecking Ball". Mocny początek! Po chwili do głosu dochodzi Roger Waters. Były dyktator Pink Floyd, podobnie jak Boss, także zagrał z solidnie rozbudowaną sekcją (aż trzech gitarzystów, w tym Snowy White, a także stały klawiszowy floydowski kompan Jon Carin, który również okazjonalnie chwytał za sześć strun). Bardzo fajnym pomysłem okazały się połączone ze sobą wszystkie trzy części "Jeszcze jednej cegły w murze" - okazjonalnie zatytułowanej jako "Another Brick In The Atlantic Wall Part I,II & III".
Tuż po tym nastąpiła jedna z pereł tego świata - "Us And Them". Niewiarygodne, że przy tak rozszalałym i rozbawionym audytorium , udało się to zagrać tak klimatycznie.
Nawet w Waters'owskim secie nie przeszkodził mi Eddie Vedder , który zaśpiewał gościnnie u boku samego mistrza w "Comfortably Numb". Choć osobiście mówiąc, znalazłbym sto ciekawszych głosów do zaśpiewania tej kompozycji od wokalisty Pearl Jam. No, ale artyści mają swoje prawa.
O pajacującej (i zarazem "specjalnej" !) wersji "Hallelujah" (Leonarda Cohena) , w wykonaniu dwóch zaprzyjaźnionych aktorów Adama Sandlera i Paula Shaffera, da się powiedzieć tylko tyle, że się odbyła, i że w moim odczuciu bardziej pasowałaby jako ozdoba do jakiejś śmiesznej hollywoodzkiej historyjki.
Grupa Bon Jovi zagrała bez potknięć, choć wolałbym zastąpić zarżnięte przez radio "It's My Life", jakimś innym przebojem. Bo na przykład zagrane chwilę później "Wanted Dead Or Alive" wypadło już bardzo przekonująco. Tu wypada tylko przyłożyć żal o to, iż zamiast "It's My Life" wydawca kompaktu nie zamieścił "Livin' On A Prayer", które grupa zagrała przecież podczas tamtego wieczoru. Z kolei już w ogóle za zbrodnię należy uznać pominięcie w tym zestawie wspólnych występów Bon Jovi i Bruce'a Springsteena. Szczególnie, że następni wykonawcy kończący pierwsze CD, jak: Eric Clapton i The Rolling Stones, niczym niezwykłym nie zaskoczyli. Zagrali ot poprawnie swoje szlagiery, ale nic więcej. Pomimo, iż takich "Crossroads" czy "You Got Me Rocking" przecież zawsze się miło słucha.
Drugą płytę otwiera, i przy okazji także zamyka Alicia Keys. Nie gustuję w twórczości tej Pani, jednak zdając sobie sprawę z ogólnego i ogromnego zarazem zapotrzebowania na tego typu śpiewanie, po prostu ugryzę się tutaj w język.
Po jej występie na scenie pojawili się The Who. Niestety na audio CD, zamieszczono ledwie połowę z ich występu. Drugie "niestety" jest takie, że Daltrey i spółka wiele z siebie dając, w ostatecznym efekcie wypadli dość średnio. Mało przekonująco wypadła będąca przecież na co dzień genialną kompozycją nawet taka "Baba O"Riley". Jednak, The Who nawet w średniej formie, jakoś tak cieszą suma sumarum nieco bardziej. Druga sprawa, że Daltrey momentami nadal posiada głos niczym dzwon.
Obcisłość tego podwójnego "cedeka" mocno rzuca się choćby przy rejestracji występu Billy'ego Joela. Z siedmio-utworowego setu, starczyło tutaj miejsca tylko dla trzech kompozycji. Jego występ jak zawsze na wysokim poziomie. No i brawo za repertuar. Nie tak oczywisty i klarowny, jaki można byłoby oczekiwać, choć żałuję, bo jednak ten "amerykański Elton John" wykonał podczas tamtego wieczoru jeszcze "River Of Dreams", a na kompakcie go bezczelnie zabrakło. Polecam szczególnie kapitalną wersję skądinąd także kapitalnej piosenki "Movin' Out (Anthony's Song)".
Dość szczególny przebieg miał występ wokalisty (a także instrumentalisty) Coldplay - Chrisa Martina. Muzyk ten musiał rozbawić szeroko zgromadzoną publiczność skromnie oprawionym instrumentarium. Zgromadzonym musiało wystarczyć tylko gardło Martina i akompaniament gitary akustycznej. Ale udało się. Pomimo iż nie słychać tutaj takiego wiwatu jak podczas wcześniejszego występu Billy'ego Joela. Nie lada atrakcją okazało się wplecenie pomiędzy "Viva La Vida", a "Us Against The World", piosenki "Losing My Religion". W tym wielkim przeboju R.E.M. wystąpił zresztą gościnnie w głównej roli wokalnej sam Michael Stipe. Fajna wersja, choć odniosłem wrażenie przy całym występie Martina, jakby mu się gdzieś spieszyło. Trochę nerwowości się tu wkradło, a i trochę pewnie tremy także.
Następnie na scenie pojawia się Paul Mc Cartney, racząc nas czadowym i beatlesowskim "Helter Skelter". I na tym rzecz się niestety brutalnie urywa. Skandalicznie - co należy dodać. Maca wykonał przecież łącznie osiem kompozycji w hali Madison, w tym dla przykładu duet z Dianą Krall, czy także "Cut Me Some Slack"- z muzykami Nirvany. I tak dalej ...
Dla mnie na szczęście, a na pewno dla wielu innych i niestety, zabrakło tu choćby jednej nutki z długiego występu Kanye'ego Westa. Uff!!! - dzięki Ci o Panie choć i za ten skromny dar.
Reasumując, ciekawy koncert, nie pozbawiony miłych akcentów jak i również rzeczy mniej ekscytujących. Fajnie jest przecież czasem spotkać tyle znakomitości na jednej scenie, i to podczas jednego wieczoru. Szkoda tylko, że często mają na to wpływ uprzednie złe okoliczności.
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!) nawiedzonestudio.boo.pl
poniedziałek, 18 lutego 2013
"NAWIEDZONE STUDIO" + "BLUES RANUS" (zastępstwo) - audycja z 17 lutego 2013 - Radio "Afera", Poznań, 98,6 FM
===============================================================
"BLUES RANUS" - zastępstwo za Krzysztofa Ranusa
17.02.2013
godz. 21.00 - 22.00
RADIO "AFERA" 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
THE ALLMAN BROTHERS BAND - "Seven Turns" - (1990) -
- Seven Turns
LYNYRD SKYNYRD - "Last Of A Dyin' Breed" - (2012) -
- Homegrown
GARY MOORE - "Bad For You Baby" - (2008) -
- Down The Line
- Preacher an Blues
TINSLEY ELLIS - "Moment Of Truth" - (2007) -
- You're Gonna Thank Me
MASON RUFFNER - "Gypsy Blood" - (1987) -
- Gypsy Blood
THE JEFF HEALEY BAND - "See The Light" - (1988) -
- Blue Jean Blues
ERIC JOHNSON - "Up Close - Another Look" - (2013) -
- Texas
CALVIN RUSSELL - "Dream Of The Dog" - (1995) -
- Valley Far Below
=================================================================
"NAWIEDZONE STUDIO"
program z 17 lutego 2013 r.
RADIO "AFERA" 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
JIMI JAMISON - "Never Too Late" - (2012) -
- Everybody's Got A Broken Heart
SILVER - "Gold" - (2005) -
- China Girl
PINK CREAM 69 - "One Size Fits All" - (1991) -
- Livin' My Life For You
HELLOWEEN - "Straight Out Of Hell" - (2013) -
- Far From The Stars
- Church Breaks Down
MOAHNI MOAHNA - "Why" - (1997) -
- hey Were Never Even Meant To Be
WHITESNAKE - "Come An' Get It" - (1981) -
- Till The Day I Die
SNAKECHARMER - "Snakecharmer" - (2013) -
- Accident Prone
- Falling Leaves
V/A - "12 12 12 - The Concert For Sandy Relief" - (2013) -
BRUCE SPRINGSTEEN & THE E STREET BAND - Wrecking Ball
ROGER WATERS - Another Brick In The Atlantic Wall Part I, II & III
ROGER WATERS - Comfortably Numb - (feat. EDDIE VEDDER)
CHRIS MARTIN - Losing My Religion - (feat. MICHAEL STIPE)
R.E.M. - "Out Of Time" - (1991) -
- Texarkana
DEPECHE MODE - "Heaven" - (2013) - maxi singiel
- Heaven (album version)
SOULSAVERS - "The Light The Dead See" - (2012) -
- Take Me Back Home
MIKE OLDFIELD - "Tubular Beats" - (2013) -
- Far Above The Clouds (YORK remix)
- Never Too Far (with TARJA TURUNEN)
MAGGIE REILLY - "Looking Back, Moving Forward" - (2009) -
- To France
- Lilith
GARY MOORE - "Close As You Get" - (2007) -
- Trouble At Home
- Nowhere Fast
LEAVES - "Breathe" - (2003) -
- Catch
DELAWARE - "Lost In The Beauty Of Innocence" - (2006) -
- Cs
CATHERINE WHEEL - "Adam And Eve" - (1998) -
- Goodbye
JAMES - "Millionaires" - (1999) -
- Just Like Fred Astaire
OMEGA - "Egy Eletre Szol - XV" - (1998) -
- Enhozzam A Rock And Roll Szol
- Isten Tudja
BLACKFOOT - "Strikes" - (1979) -
- Highway Song
TOM PETTY AND THE HEARTBREAKERS - "Damn The Torpedoes" - (1979) -
- Refugee
JOE SATRIANI - "The Extremist" - (1992) -
- Cryin'
===============================================================
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!) nawiedzonestudio.boo.pl
"BLUES RANUS" - zastępstwo za Krzysztofa Ranusa
17.02.2013
godz. 21.00 - 22.00
RADIO "AFERA" 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
THE ALLMAN BROTHERS BAND - "Seven Turns" - (1990) -
- Seven Turns
LYNYRD SKYNYRD - "Last Of A Dyin' Breed" - (2012) -
- Homegrown
GARY MOORE - "Bad For You Baby" - (2008) -
- Down The Line
- Preacher an Blues
TINSLEY ELLIS - "Moment Of Truth" - (2007) -
- You're Gonna Thank Me
MASON RUFFNER - "Gypsy Blood" - (1987) -
- Gypsy Blood
THE JEFF HEALEY BAND - "See The Light" - (1988) -
- Blue Jean Blues
ERIC JOHNSON - "Up Close - Another Look" - (2013) -
- Texas
CALVIN RUSSELL - "Dream Of The Dog" - (1995) -
- Valley Far Below
=================================================================
"NAWIEDZONE STUDIO"
program z 17 lutego 2013 r.
RADIO "AFERA" 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
JIMI JAMISON - "Never Too Late" - (2012) -
- Everybody's Got A Broken Heart
SILVER - "Gold" - (2005) -
- China Girl
PINK CREAM 69 - "One Size Fits All" - (1991) -
- Livin' My Life For You
HELLOWEEN - "Straight Out Of Hell" - (2013) -
- Far From The Stars
- Church Breaks Down
MOAHNI MOAHNA - "Why" - (1997) -
- hey Were Never Even Meant To Be
WHITESNAKE - "Come An' Get It" - (1981) -
- Till The Day I Die
SNAKECHARMER - "Snakecharmer" - (2013) -
- Accident Prone
- Falling Leaves
V/A - "12 12 12 - The Concert For Sandy Relief" - (2013) -
BRUCE SPRINGSTEEN & THE E STREET BAND - Wrecking Ball
ROGER WATERS - Another Brick In The Atlantic Wall Part I, II & III
ROGER WATERS - Comfortably Numb - (feat. EDDIE VEDDER)
CHRIS MARTIN - Losing My Religion - (feat. MICHAEL STIPE)
R.E.M. - "Out Of Time" - (1991) -
- Texarkana
DEPECHE MODE - "Heaven" - (2013) - maxi singiel
- Heaven (album version)
SOULSAVERS - "The Light The Dead See" - (2012) -
- Take Me Back Home
MIKE OLDFIELD - "Tubular Beats" - (2013) -
- Far Above The Clouds (YORK remix)
- Never Too Far (with TARJA TURUNEN)
MAGGIE REILLY - "Looking Back, Moving Forward" - (2009) -
- To France
- Lilith
GARY MOORE - "Close As You Get" - (2007) -
- Trouble At Home
- Nowhere Fast
LEAVES - "Breathe" - (2003) -
- Catch
DELAWARE - "Lost In The Beauty Of Innocence" - (2006) -
- Cs
CATHERINE WHEEL - "Adam And Eve" - (1998) -
- Goodbye
JAMES - "Millionaires" - (1999) -
- Just Like Fred Astaire
OMEGA - "Egy Eletre Szol - XV" - (1998) -
- Enhozzam A Rock And Roll Szol
- Isten Tudja
BLACKFOOT - "Strikes" - (1979) -
- Highway Song
TOM PETTY AND THE HEARTBREAKERS - "Damn The Torpedoes" - (1979) -
- Refugee
JOE SATRIANI - "The Extremist" - (1992) -
- Cryin'
===============================================================
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!) nawiedzonestudio.boo.pl
Subskrybuj:
Posty (Atom)